sobota, 24 grudnia 2011

Święta.

Białe puchate "coś" prószy prosto w oczy zamazując pole widzenia, zimny wiatr bucha prosto w twarz, a śnieg skrzypi pod ciężarem naszych butów. Ale oczywiście nie u nas, gdyż w Polsce jedyne zjawisko jakie możemy zaobserwować w święta to deszcz i plucha. Jednakże w domach choinka rozświetla ciemne pomieszczenie i założę się, że niektórych to raduje. Te wszystkie przygotowania do jednej kolacji robi się miesiąc przed, tylko po to by hucznie świętować narodzenie Jezusa Chrystusa. Ach tak. To święta. Chociaż ja osobiście ich nie czuję, nie wiem jak wy, chciałabym wam życzyć wesołych, radosnych i spokojnych świąt, a nawet i Nowego Roku (wyprzedzając). Dziękuję wszystkim, którzy jeszcze - mimo wszystko czytają mojego bloga i uroczyście oświadczam, że się za niego biorę. Nie wiem ile osób czyta moje wypociny (bo przecież nie wszyscy zostawiają komentarze, to zrozumiałe), ale dziękuję wam wszystkim, naprawdę. Bez was nie pisałabym tego. Jeszcze raz życzę wam i waszym rodzinom wesołych świąt. ;**

Ps. Przerwy spowodowane nawałem nauki się opłaciły. Wprawdzie średnia 4,53 nie jest jakaś najlepsza, ale dla mnie to osobisty sukces. :)

czwartek, 24 listopada 2011

Piątek, 25 sierpnia.

Wstałam gdzieś tak koło 10:00 nie mając pojęcia o której było lub będzie śniadanie. Na szczęście chłopaki tez spali więc nie było opcji bym głodowała sama, gdyby jednak tego śniadania nie było. Nie wiem jak znalazłam się przez noc na środku pokoju, nie wiem też skąd się tam wziął Bartek i co robił pod moją głową.. i chyba już wiem. Chrapał. Znalazłam w kurtce Michała gwizdek, jednak i on nie pomagał. Poszłam do dziewczyn, z zapytaniem jak ich obudzić. Nie wiem po co zabrały nad morze wuwuzele. Wiem jedno - podziałały. Nigdy nie widziałam Kamila takiego wściekłego. Wziął mnie na ręce i zaniósł do łazienki, a następnie wrzucił do wanny wypełnionej wodą. Nie wiem skąd wzięła się tam woda, ale prysznic miałam już załatwiony. Ogarnęłam jakieś suche ciuchy i ruszyłam na dół. Okazało się, że śniadanie jest, a pani Rysia jest nieziemska. Naleśniki.. Pani Rysia wygoniła nas na plażę. Wpoiła nam, dziewczynom, dumne motto które brzmiało "plaża, słońce, chłopcy". Coraz bardziej ją lubię. No dobra, poszliśmy na plaże, oczywiście Kamil musiał zrobić nam wiochę swymi różowymi slipkami, które sama mu podłożyłam. Niestety mój misterny plan się nie udał i jakieś dziewczyny zaczęły do niego zarywać, a jemu się najwyraźniej to podobało. Poszedł z tymi laskami na drina, w sumie miłe z twarzy, nie mam nic przeciwko, ale żeby polecieć na takie coś? Nie rozumiem tego. Gdy Kamil poszedł chłopaki wyjawili mi, że to z tą wanną to żaden przypadek, wszystko zaplanowali. No i ja, jako porządna, szanująca się kobieta, zrobiłam to co kobieta zrobić powinna. Strzeliłam focha. Zabrałam ręcznik i uciekłam stamtąd. Usiadłam na piasku, postanowiłam chwilę się poopalać. '-A cemu ta pani tu tak lezyy?' - usłyszałam jakieś dziecko. Podniosłam nieśmiało wzrok. Kilkuletni chłopiec, rzekłabym nawet że jest tak słodki, że dałoby radę go zjeść. Towarzyszył mu nieco większy chłopak, no gdzieś w moim wieku. Zielone, wielkie oczy, czarne włosy, ubrany nieco w stylu skate. Zakochałabym się w nim, gdybym miała takie serce jak miliony osób w moim wieku. Niestety, Paweł zniszczył je doszczętnie. '-Ceść, jezdem Patlyk, a ty?' - odezwał się mały. '-Martyna, miło mi.' - powiedziałam z uśmiechem. Nigdy nie miałam rodzeństwa, i raczej nie będę go miała. "-Przepraszam cię za niego, on tak do każdego. Jestem Kacper." - odezwał się nagle nieznajomy. W jego oczach błysnęło mi znajome ciepło, takie jakie miał Emil, kiedy byłam w szpitalu. Emil.. Emil.. gdzie on się podziewa? Tak bardzo mi go brakuje.. Nie. Stop. To nie ja zawiniłam. Z zamyśleń wyrwał mnie niejaki Kacper. '-Przyjezdna? Oprowadzić cię po okolicy?' No i co miałam zrobić. Tak słodkim dwóch chłopcom się nie odmawia. W czasie spaceru Kacper opowiadał mi nieco o sobie i swojej rodzinie. To takie typowe. Urocza rodzinka z dwójką ślicznych dzieci, z czego jeden to niegrzeczny chłopiec a drugi aniołek. Skąd ja to znam.. Za to moja historia wcale nie jest banalna. A czasem tak bardzo chciałabym żeby taka była.. Niestety nie jest i bardzo mi przykro. Ale cóż. Life is brutal. Dzięki Kacprowi poznałam znaczną część miasta, szczególnie kluby. Umówiliśmy się nawet na 21:00 przed jakimś klubem, którego nazwy nie pamiętam. Podobno ma być tam jakiś rockowy występ, czemu nie, takie klimaty też trawię. Wróciłam do domu, zastałam Michała. Smutnego. Przebrałam się szybko, ogarnęłam, no i wyciągnęłam Michała. Nie wiem co się stało, a stało się coś na pewno. Dotarliśmy na miejsce. Czekaliśmy chwile na Kacpra. Przyszedł. Boże, całkiem inny człowiek. Glany, skóra, wszystko idealnie współgrało. Oczywiście Michał musiał obadać go swoim krytycznym wzrokiem. Zajęło mu to chyba z godzinę zanim przyzwyczaił się do jego obecności. Ale dobra, weszliśmy do klubu, koncert się zaczął. Michałowi od razu poprawił się humor. Jakby był w siódmym niebie! Cieszy mnie to, kocham patrzeć na szczęśliwych ludzi. Znalazł jakąś dziewczynę, a my z Kacprem stwierdziliśmy, że to bez sensu, zostać tam dłużej. Wyszliśmy, i poszliśmy pod sklep. Zajebaliśmy jakiś wózek na zakupy i zjeżdżaliśmy nimi z jakiejś małej górki nieopodal sklepu. Przynajmniej dopóki nie nakrył nas dzielny ochroniarz. Odebrał nam wózki niczym i spisał niczym policjant W11. Byłam mocno zmęczona i wstawiona. Oczywiście zemdlałam. Kacper wziął mnie na ręce i podprowadził do domu (tyle wiem z opowiadań pani Rysi). Obudziłam się gdzieś tak nad ranem, chłopaków nie było, nie wiedziałam nawet która godzina. Wzięłam telefon w swe łapska z zamiarem odczytania godziny. Zamiast tego wyskoczyło mi: "Masz 15 nieodebranych połączeń od: Kacper". Niewiele myśląc oddzwoniłam, umówiłam się z nim na 15:00 na plaży i poszłam dalej spać.

______________________________________________________________________________
Wiem, dawno nie pisałam.
Miałam kilka problemów z ogarnięciem szkoły i tym całym syfem.
Do tego doszła żałoba dosyć bliskiej osoby.
Nie ważne.
W każdym razie jestem i kontynuuje to co zaczęłam.
Jeżeli wam się nie podoba przepraszam, chyba wyszłam z wprawy.
Pozdrawiam ;**

poniedziałek, 3 października 2011

Czwartek, 24 sierpnia.

Uslyszałam barbarzyński dźwięk budzika. Dzwonił niby jak zwykle, ale dzisiaj jakoś tak.. gorzej. Gorzej dla mnie. Wzięłam po omacku budzik w ręce i rzuciłam nim o ścianę. Najwyraźniej pomogło, bo przestał dzwonić. Poleżałam z pół godziny, dopóki nie kapnęłam się, że dziś mamy jechać. Ubrałam się wolnym ruchem w jakieś rzeczy, które sobie wczoraj przyszykowałam. Przejrzałam się w lustrze, podziwiając poniekąd swoją dziwną urodę jak i stopień ujebania lustra. Poszłam do łazienki, następnie do kuchni, gdyż skusił mnie zapach mojej ulubionej kawy i naleśników z dżemem. Chciałabym tak codziennie. Rzeczywiście, na stole stała kawa i naleśniki, tylko osoby nam się podmieniły. Zamiast Basi siedział Bartek - ach, no tak. Zapomniałam. W busie część z nas się nie zmieści, bo jadą też jacyś turyści czy coś, więc część z nas jedzie z Bartkiem - w tym ja. Sam by mnie raczej nie zostawił, taki już jest. Oczywiście ubrałam się w coś co adekwatnie nie pasuje do sytuacji, a żeby nie wyciągać niczego z walizki, wyciągnęłam z szafy jakieś stare dresy i zwykłą podkoszulkę, a Bartosz zapożyczył mi bluzę, która fakt faktem była mega cieplutka. Wpadli jeszcze Sylwia z Michałem i można było ruszać. Oczywiście Sylwia była zmuszona siedzieć na przodzie. Najpierw pojechaliśmy na miejsce przyjazdu busu. Bartek przecież nie znał drogi. Będzie jechał za nimi. Przy okazji skoczyliśmy do piekarni i wykupiliśmy chyba cały zapas świeżych bułeczek. Pogadałam chwile z resztą ekipy po czym zbliżył się czas odjazdu więc wskoczyłam do samochodu. Była już godzina 11:00. Bezsens. Byłam pierwsza w samochodzie, chciałam usnąć, zanim zdążą się o coś pokłócić. Nagle zza szarych murów bloków, murków i tego typu rzeczy ujrzałam czarne conversy, dosyć luźne, również czarne rurki, koszulę w biało czarną kratę, rękaw trzy czwarte i charakterystyczną grzywkę na bok - również czarną. Przyznam się, że na początku pomyślałam: "o, idzie jakieś pieprzone emo" , ale potem zorientowałam się, że to on. Jednym szarpnięciem otworzyłam samochód i ruszyłam ku niemu. Zastygł w bezruchu, w sumie.. nie dziwię mu się. Patrzał się na mnie takim dziwnym, lodowatym spojrzeniem. Tak jakby chciał czegoś, ale nie był gotowy o to prosić. Tak jakby chciał coś wziąć, ale myślał, że nie ma sensu potem tego ciągnąć, tak jakby chciał przeżyć coś pozytywnego, ale brakuje mu na to życia. Porażona tym dziwnym, nieznanym mi jak dotąd spojrzeniem, również zastygłam w bezruchu. Pamiętam tylko, że ktoś mnie gdzieś wołał, zrobiło mi się ciemno przed oczami i zaliczyłam niezbyt ciekawe spotkanie z podłożem. Gdy się obudziłam ktoś trzymał mi nogi w górze, a ktoś wziął moją głowę na swe kolana. Ocudziłam się kompletnie gdy zobaczyłam nad sobą twarz Pawła. Pomógł mi wstać. Jego ręce były lodowate. Były inne od tych które pamiętam. Na dłoni odznaczały się świeże rany, prawdopodobnie od cięć. Szybkim ruchem zasunął rękaw, po czym powiedział: "- Różnie działam na ludzi, ale żeby od razu zwalać ich z nóg? Miałem nadzieję, że się już więcej nie spotkamy. Los robi swoje." - po czym na jego twarzy wstąpił tak zwany, nieco głupawy "banan". Ale za tym kryło się coś więcej. I tylko ja to widziałam. Bartek szybko wkroczył pomiędzy nas, jakby nie wiadomo co mi robili. Mordowali mnie? Nie. Płakałam? Nie. Krzyczałam?Nie. To czego? No, ale jako że poczuwał się moim starszym bratem, jest usprawiedliwiony. Od razu zaczął jakieś wąty o mnie i o tą całą sytuację. Michał go uspokoił, Bartek (o dziwo) przeprosił Pawła. Paweł pożegnał się ze wszystkimi jakbyśmy byli jego starymi przyjaciółmi. Ze mną to już się w ogóle nie żegnał, wiadomo, doskonale wiedziałam co miał na myśli tak postępując. To znaczy on myślał że ja wiedziałam. A ja nie wiedziałam. To skomplikowane. Tak czy inaczej Bartek odprowadził mnie do samochodu. Chciałam tym razem siedzieć z tyłu, chciałam się w końcu wyspać. Michał zgodził się pełnić rolę poduszki, więc nie było większych problemów. Dwie godziny patrzyłam się w okno i myślałam. Tak sobie - o niczym właściwie. Mój mózg nie był skłonny do jakichkolwiek racjonalnych przemyśleń. Gdy wjechaliśmy w jakąś drogę, po bokach zalesioną, zaczęłam liczyć te panie co stoją przy tej właśnie drodze. I może was zadziwię, ale więcej naliczyłam grzybiarek niż dziwek. Czyli miały udany dzień pracy. Zasnęłam bodajże godzinkę przed celem. Po godzinie Michał niemiłosiernie mnie zbudził. Do teraz zastanawiam się, po co takiemu człowiekowi jest gwizdek? No więc wyciągnęłam mój bagaż, powitałam się z dziewczynami i udaliśmy się wszyscy na kolację. Gotowała ich babcia, niejaka babcia Ryszarda. No dalej, nabijajcie się z jej imienia, a dostaniecie wałkiem. Wiem co mówię - Kamil już oberwał. Nikt jakoś nie miał specjalnej ochoty na melanż więc udaliśmy się do swoich pokoi. Niezłe zamieszanie, bo wcześniej tego nie ustaliliśmy, a pokoje były 2 - 4 osobowe. Mnie było wszystko jedno gdzie trafię. No i troszkę słabo, bo jedna baba na trzech chłopów to trochę niekomfortowy układ, no ale - bracia. Najgorzej z łazienką, ale to nic. Mieszkam z Kamilem, Michałem i Bartkiem. W sumie to było całkiem do przewidzenia, wiadome jest że ta czwórka jest nierozerwalna. To dziwne, bo Michał zna nas tak krótko, a już się do nas przywiązał. Miło. Niewiele myśląc padliśmy na łóżka. Nadszedł czas na zasłużony odpoczynek.

niedziela, 25 września 2011

Środa, 23 sierpnia.

Wtulałam się w niego jeszcze przez chwilę - strasznie długą chwilę. Żadne z nas nie chciało się puścić. Doskonale czułam jego zapach, czułam na ciele jego niesamowicie mocny uścisk. To nie był ten sam Paweł, to też dało się wyczuć. Ten był taki.. dziki. Nie mam innego określenia. Robi co chce, nie liczy się z innymi, choć jestem pewna, że chciałby być czuły. Gdy uwolnił uścisk, puściłam się jego bluzy. Przez zamglone oczy praktycznie nic nie widziałam. Zobaczyłam jedynie te lazurowe oczy, które niezwykle pociemniały, łzę w oku i wymuszony uśmiech. Chwilę potem zobaczyłam jego plecy. Stwierdziłam, że nie ma co dłużej stać w progu i poszłam do kuchni, gdzie siedziała Basia. Usiadłam bez słowa przy stole. Czekała na mnie aromatyczna kawa, ale jakoś nie mogłam jej wypić. W głowie dalej huczały mi jego słowa. "Nie będę cię już bronił." - co to w ogóle ma znaczyć? Czy kiedykolwiek mnie bronił? Czy kiedykolwiek po zerwaniu przy mnie był? Nie. No właśnie. Nie wiem, czy pierdoli mu się w mózgu czy tak działają na niego emocje. Nie wiem. I nie chcę wiedzieć. Właściwie chcę, ale nie chcę nad tym rozmyślać. Nie płakałam - nie miałam czym. Nadal czułam woń jego bluzy. Nadal czułam uścisk - nie tylko od jego rąk, w sercu też. To trochę jak narkotyk - jak to się skończy i nie dostanę drugiej dawki, będzie ze mną źle. Wysuszę się z samotności, albo tęsknota rozłoży mnie na cząstki elementarne. Po co tu w ogóle przyszedł? Dlaczego się żegnał? Ahh.. no tak, mama zostawiła mu jakiś dom.. ale to nie powód. I tak ewidentnie miał mnie gdzieś. Chyba. Dzwonek do drzwi ocknął mnie z tych nieciekawych przemyśleń. Pobiegłam otworzyć - sama nie wiem, czy z nadzieją, że go tam zobaczę czy tak po prostu. Otworzyłam drzwi i mimowolnie uśmiech wstąpił mi na twarz - toż to Kasia i Ania! Przedstawiłam je Basi, wpadły one jednak na krótko. Chciały spytać się czy jadę do nich, do Sopotu. Basia zaczęła mnie namawiać, żebym tam pojechała, w końcu tutaj mam za dużo problemów. Paweł, Emil, stan zdrowia.. nie zaciekawie. Na dźwięk imiona "Emil" ponownie zakuło mnie serce, zapragnęło go w tej chwili, by mu pomóc. Ale to nie takie proste. Spytałam kto jedzie. A więc jedzie Michał (który ostatecznie dał się namówić), Bartek, Kamil, Wiktor, Edyta, Sylwia i Angelika. Taki skład jak najbardziej mi pasował więc jestem umówiona z nimi na 9:00 rano, jutro, pod szpitalem - dziewczyny są tak miłe że zorganizowały nam bus. Ooo.. tak. 3 dni w raju - to mi pasuje. Zmyły się po obwieszczeniu tych wspaniałych wiadomości, a ja wskoczyłam pod kocyk, zupełnie wyłączając się z rzeczywistości. Przerażała mnie, jest bardzo okrutna. Może użalam się nad sobą, ale to boli. Boli jak cholera. Basia nie dowiedziała się o tym wszystkim, bo po co jej to? Jutro jedzie na jakąś ważną delegacje, po co jej dodatkowe zmartwienie? Widząc co się ze mną dzieje zabrała mnie na spacer. Jak pieska, rozumiecie to? Tak, przesadzam. Poszłyśmy do jakiegoś badziewnego parku. Pieski wesoło biegały, zakochane pary radośnie okazywały sobie uczucie, a ja przechodziłam koło nich jakoś dziwnie.. hmm.. jak to ująć.. rozmemłana. Patrzyłam tylko w swe czarne trampki, ukratkiem słuchając odgłosów natury tudzież Basi, która nadawała jak przyroda czasem może pomóc człowiekowi. W sumie.. miała trochę racji. Dotarliśmy do jakiegoś placu zabaw - kompletnie nie wiedziałam, że coś takiego tutaj stoi. Na jednym z "domków" zauważyłam kogoś podobnego do Pawła. I niewątpliwie to był on. Patrzył na mnie, ewidentnie płacząc. Oczy zalały się łzami, patrząc na to jak właśnie wciąga kreskę. Uciekłam. Basia goniła mnie, nie wiedząc o co chodzi. W końcu dała za wygraną i wróciła do domu. Napisałam jej sms-a że nic się nie stało i, że będę w domu gdzieś o 3 nad ranem. Miałam ochotę się uchlać. Kupiłam w tym celu najlepszą wódkę, na jaką było mnie stać i przysiadłam na plaży. Wypiłam całą i usnęłam, najzwyklej w świecie. Znowu mi się to zdarzyło. Gdy się obudziłam było już ciemno. Chciałam wrócić do domu, ale jedyna możliwa droga wiodła przez park. Nie ukrywam - bałam się, cholernie. Zadzwoniłam po Michała, oświadczył, że zaraz będzie. I przyszedł. Nie ma to jak przyjaciele. Pomógł mi wstać i poszliśmy do parku, na placyk. Bo tak mi się zachciało. Usiedliśmy na huśtawkach i gadaliśmy. O wszystkim i o niczym. Wyciągnął z plecaka dwa piwa, włączył muzykę na telefonie i bujaliśmy się na huśtawkach, to popijając, to rozmawiając. W końcu przypomniało nam się, że jutro jedziemy. Niczym gentelmen odstawił mnie do domu. Wkroczyłam na powierzchnię domu. Drewniana podłoga nieco ugięła się pod moim ciężarem wydając ciche skrzypienie. Wesżłam jakoś niepostrzeżenie na górę, spakowałam torbę na jutro. Dotarło do mnie, jak mało mam ciuchów, jak dawno nie byłam na żadnych zakupach, co należałoby zmienić. Zeszłam na dół do kuchni, po szklankę mleka i apap. Oczywiście narobiłam hałasu - a jakżeby inaczej. Basia wstała i wzięła mnie na "przesłuchanie". A że pijany człowiek to szczery człowiek wygadałam się jej ze wszystkiego. Pamiętam nadal ten wytrzeszcz oczu i słowa "ty idź lepiej spać". Poszłam na górę, nieco zmęczona, w końcu była 5:00 nad ranem. Położyłam się, przykrywając się cieplutką kołderką. Czułam jak życie ze mnie uchodzi i w końcu zasnęłam.
____________________________________
Notka słaba, jak sami widzicie.
Coraz żadziej tu piszę - ale przestać nie mam zamiaru.
Piszę żadziej, po części z powodu szkoły (nie uczę się, po prostu przychodzę zmęczona) i spraw prywatnych  (rodzina i ktoś bliski, nieważne).
Jednakże, liczba wejść przekroczyła 1000.
Chociaż nie wiem ile z was to czyta, to i tak wam wszystkim dziękuję. ♥
Pozdrawiam. :**

środa, 14 września 2011

Wtorek, 22 sierpnia

Obudziłam się z uśmiechem na ustach około godziny 10:00. Przez pewnien czas z przymkniętymi powiekami rozkoszowałam się zapachem mojej ulubionej kawy oraz hip - hopem lecącym z głośników. Otworzyłam oczy, podniosłam się z łóżka, włożyłam na nogi moje zielone, włochate kapcie i pognałam do kuchni. Zobaczyłam zaspanego Bartka, siedzącego przy stole i pijącego kawę. '-Hej, dobrze spałeś?' - usiadłam koło niego mierzwiąc mu włosy. '-Jeszcze masz czelność pytać.. chrapałaś całą noc tak, że się spać nie dało.' - odpowiedział. Oboje wybuchnęliśmy śmiechem. Zjadłam śniadanie (zrobione przez Bartosza) i trochę z nim pogadałam. Gdy usłyszałam dzwonek do drzwi nakazałam Bartoszowi otworzenie ich, podczas gdy ja pognałam ku łazience. Ubrałam się w jakieś baggy i wyciągnięty t-shirt. Wyglądałam jakoś tak.. inaczej. Kruczoczarna grzywka opadała mi po części na jedno oko, a ubrania na mnie wisiały jak na wieszaku. Wyglądałam na szczęśliwą. Twarz jakoś pozbyła się grymasów złości czy jakiegokolwiek bólu, mięśnie rozluźniły się, a twarz promieniała. Zachwycałam się długo nad swoim dotychczasowym stanem, dopóki tego wszystkiego nie przerwały mi krzyki. Zeszłam na dół, nadal przekonana, że to może Edyta kłóci się z Kamilem o coś tak głupiego jak kto ma dziś pomagać w monopolowym za alko, ale na wszelki wypadek przyspieszyłam kroku. I może dobrze, że tak zrobiłam bo okazało się, że to Basia przyjechała w odwiedziny.
Gdy ją zobaczyłam poczułam niesamowite szczęście. To co że biła Bartosza torebką ( w której miała chyba cegłówki), kopała go i krzyczała mu w twarz, że ma mi nie wchodzić w drogę ani nie zakradać się do tego domu, bo wezwie policję. Na mój widok szybko do mnie podbiegła i widząc mój obecny stan zdrowia zaczęła wykrzykiwać, że tego jest już za dużo i dzwoni na policję, bo nikt nie będzie bił jej dziecka. Widząc jak rozbawienie maluję się Bartoszowi na ustach, zaczęłam ją uspokajać. Przedstawiłam jej Bartka, a gdy on poszedł robić nam herbatę opowiedziałam jej wszystko związane z moim stanem zdrowia oraz obecnością obcego chłopaka w domu. Przyjęła wszystko ze spokojem aczkolwiek nie wypiła zrobionej herbatki "dla bezpieczeństwa". Bardzo się cieszyłam, że przyjechała - nieczęsto mnie odwiedza. Praca, interesy, interesy, praca itd. Miło że znalazła czas dla mnie. Szkoda tylko, że zostaje tylko do jutra. Będzie mi jej brakować. Zadzwoniłam po resztę moich znajomych. Jakieś 5 minut później przyszedł Wiktor, Kamil, Edytka, Sylwia i Michał. Nie miałam po co dzwonić do Pawła tudzież Agnieszki, bo zwyczajnie nie miałam na to ochoty. Basia ich wszystkich polubiła, choć zachowała ten dystans. Siedzieliśmy tak do wieczora, potem ekipa poszła ogarniać jakiś melanż. Ja oczywiście zostałam w domu. Siłą wykopałam Bartka na ten wypad. W końcu ktoś musiał tych dekli poodwozić. Załączyłam z Basią jakiś film (chyba komedia romantyczna) i rozczulałyśmy się nad biednym zakochanym chłopaczkiem, lecącym za jakąś rozhisteryzowaną biedaczką w niebieskiej sukieneczce. Film jak to film - wiedziałam, że skończy się dobrze i ani na moment nie chciałam wczuć się w historię tej uroczej młodej pary w chwilowej rozłące. Nie miałam ochoty przeżywać tego wszystkiego co oni. Dziś po prostu media mną nie manipulowały. Jednakże miło było siedzieć z nią i wcinać popcorn oraz bomby kaloryczne w postaci lodów, chipsów, ciast i tego typu szkodzącym zdrowiu gówien. Opowiadała mi o wszystkim co działo się przez ostatni miesiąc i dlaczego nie mogła tu zawitać. Ja wiedziałam, że tak musi. Byłam do tego najzwyklej w świecie przywyczajona. Jednak na pytanie, co ja robiłam przez ten miesiąc jakoś trudno było mi odpowiedzieć. No bo w końcu siedzenie na parapecie, cała zapłakana, w dresie i rozciągniętej bluzce z kakaem w ręku to nie jest ciekawie spędzony czas. Lepsze to jednak niż ćpanie w miejskich szaletach. Jakoś nie miałam ochoty opowiadać o tej całej szopce z Pawłem w roli głównej. Sama ze mnie to wydusiła. Przytuliła mnie mocno, tak jak tylko potrafiła. Ale to nie pomagało. W głowie nadal burzyły się sprzeczne myśli. Tak samo jak morze uderzało w skały. Morze w tym wypadku były to myśli "ułoży się, będziecie szczęśliwi" , a skały to te twarde przekonania o zimnie jego serca. Morze podburzało skały. Nie wiem ile jeszcze tak dam radę. Wierzyłam, a raczej chciałam wierzyć, że w najmniejszych odmętach tego organu jakaś cząstka mięśnia dalej pracuje. Pracuje dla mnie. Łzy nie ciekły mi ciurkiem. Z resztą to było zrozumiałe. Przez rok swoimi łzami wypełniłabym stu litrowe akwarium. Nie odzywając się oglądałyśmy film.Przy końcu, kiedy to zwykle ma nastąpić tak zwany 'happy end', który nigdy się nie zdarza (no bo serio, który facet goniłby samolot swojej wybranki na jakimś wózku? Nie lepiej odlecieć tam następnym samolotem?), ktoś zadzwonił do drzwi. Myślałam, że wrócił Bartek znudzony jakimś kolejnym 'dennym' melanżem. Nie chciało mi się wstawać, gdyż właśnie pochłaniałam kolejne lody czekoladowe, jednocześnie 'topiąc' w nich wszelkie smutki. Póki co działało. Posłałam do drzwi Basię. Nie obchodziło mnie kto to dopóki nie usłyszałam tego głosu. JEGO głos. "-Oj, przepraszam. Widocznie przeszkodziłem." - powiedział zduszonym głosem. Nigdy nie słyszałam tej barwy. I podejrzewam, że Michał wiedziałby od razu co to oznacza. Nie ja. Podbiegłam prędko w stronę drzwi. Basia stała i patrzała się to na mnie, to na niego, nie wiedząc zbytnio o co chodzi. Nie zważałam na nią. "-Paweł, czekaj!" - krzyknęłam na widok odchodzącego od progu Pawła. Basia automatycznie wiedziała, że ma się ulotnić. Spojrzałam w stronę Pawła. Lazurowe oczy były takie.. nadzwyczaj suche. Nie wiem jak to wyjaśnić w jakiś sensowny, czy naukowy sposób. Po prostu było coś z nimi nie tak. W ogóle z nim było coś nie tak. Czerwone rurki w czarną kratkę, do tego jakieś szelki. T-shirt z napisem "Metalica" niewątpliwie pożyczony od Michała. Pachniała mną. Przecież jeszcze tak nie dawno miałam ją na sobie. Czarne trampki - a to dziwne. Nigdy nie nosił trampek. A to nie jedyne zmiany. Zafarbował włosy na czarno, zrobił grzywkę na bok, kolczyk w wardze, mnóstwo dziurek w uchu i w brwi. Wyglądał trochę jak Dominik z "Sali samobójców". Z małą różnicą. Tylko Pawła kochałam. '-Hej.. zmieniłeś się.' - powiedziałam, nieco nieśmiało. '-Tak. Miałem ci coś powiedzieć, ale.. nie będę przeszkadzać. Już w ogóle. W życiu.' - powiedział. Głos mu się nieco załamywał, a ja byłam zrozpaczona. Nie wiedziałam o co mu chodzi, a tak bardzo chciałam pomóc. Położył mi dłoń na szyji. Następnie nachylił sie i pocałował mnie w czoło. '- Poradzisz sobie, mała. Ale już beze mnie. Już nie będę cię bronił. Żegnaj.' - szepnął. Staliśmy tak długo. Moje i jego łzy mieszały się na moim dekolcie. Płacz bezsilności. Ja - bo nie wiedziałam co to oznacza. Nie wiedziałam, czy kiedykolwiek się tak do mnie zwróci. On - bo doskonale wiedział, co będzie później i jak będę przez to cierpieć.
__________________________________________________________________________________
Tak, wiem, miałam dodać notkę w poniedziałek lub w weekend.
Przepraszam, nie dałam rady. Zmęczenie. Pisałam to w różne dni.
Wiele razy edytowałam. Jeszcze raz przepraszam i mam nadzieję, że niczego nie spaprałam.
Pozdrawiam :)

niedziela, 4 września 2011

Poniedziałek, 21 sierpnia.

Obudziłam się rano z głową położoną na miękkim misiu. Cały był przesiąknięty zapachem Bartka, tego którego traktowałam jak starszego brata. To przecież on zawsze się mną opiekował, albo wyciągał z najgorszego bagna. Usiadłam i poczułam przeszywający wręcz ból w okolicach żeber, jak i zarówno klatki piersiowej. To drugie było na tle emocjonalnym. Poczułam zapach jego ulubionej kawy, którą parzył mi co rano. I o dziwo tym razem do oczu nie napłynęły mi łzy. Nie zdąrzyły. W drzwiach ujrzałam Bartosza z dwoma kubkami kawy w ręku, a na dodatek był w samych bokserkach.. w serduszka. Natychmiast wybuchłam histerycznym śmiechem. Kto w wieku osiemnastu lat nosi gacie w serduszka? Bartosz odparł, że noszenie takich gaci to nic złego. No i zachował tego swojego 'poker fejsa'. Wypiłam kawę i zeszłam do kuchni. A w niej ujrzałam mega śniadanie no i Edytę, Sylwię, Wiktora i Kamila. Wyściskałam ich mocno (chociaż bolało niemiłosiernie). Każde z nich zaczęło mi coś opowiadać, podczas gdy ja szamałam moje śniadanie - górę naleśników z bitą śmietaną. Dowiedziałam się między innymi, że Edyta chodzi załamana gdyż Kamil chodzi z tą całą Angeliką, a jeszcze gdyby tego było mało próbuje je na siłę zaprzyjaźnić. Zaś Wiktor zauroczył się w Kasi - tej ze szpitala. I tak wpadłam na pomysł, że dziś pójdziemy do szpitala je odwiedzić. W prawdzie nie chodziło mi tylko o nie, pragnęłam też ujrzeć Pawła. Ciało może tego jakoś specjalnie nie potrzebowało, ale dusza rwała się do niego jak szalona - nie wiedzieć czemu. Poszłam szybko na górę, ubrałam się w jakieś rurki i kolorowy t-shirt, ogarnęłam moje czarne włosy i zeszłam na dół. Wskoczyłam w me czarne nike i już miałam dołączyć do ekipy w samochodzie gdy zatrzymało mnie szarpnięcie za ramię. Zbyt delikatne na Pawła czy Michała. To była raczej dziewczyna. Nie wiem kogo w tamtej chwili się spodziewałam. Miałam tylko nadzieje, że to nie ktoś kogo wolałabym dziś nie spotkać. Obróciłam się i gdy zobaczyłam kto przede mną stoi obeszła mnie gęsia skórka. Agnieszka. To przez nią mam ograniczoną swobodę ruchów i kilka siniaków. '-Słuchaj...' - zaczęła. Ale ja chyba nie chciałam żeby kończyła. '-Co, chcesz mnie jeszcze dobić? To raczej ty słuchaj. To wszystko nie moja wina, ale wiesz... ja nie biję nikogo kto mi podpadnie nawet pod wpływem uczuć. To nie moja wina, że wydaje ci się, że on mnie kocha.'Twarz Agnieszki znieruchomiała, widocznie była nieco zaskoczona. Nie patrzyła mi w oczy, tylko to co jest za mną. Myślałam raczej, że to ekipa która wystawia głowy zza szyb samochodów. Co ja gadam, byłam pewna, że to ją zdziwiło. Albo to, albo moje słowa. Uśmiechnęła się, a oczy jej rozbłysły. Jednak nadal nie patrzyła na mnie. A ja nie mogłam się odwrócić, bo znieruchomiałam. Po raz pierwszy nie wiedziałam co dana osoba ma mi do powiedzienia. Zwykle to przewidywałam. '-Myślę jednak, że on cię kocha. Zależy mu na tobie jak na nikim innym. Przyznam, że zazdroszczę, bo chłopak wcale nie jest taki pusty jak się niektórym wydaje. To jak droga do skarbu. Musisz się namęczyć by odkryć to co w nim najcenniejsze.' - powiedziała rozpromieniona. Nadal nie wiedziałam o co jej chodzi. Dobierałam jakieś losowe słowa z mojej głowy, układałam je w zdaniach i jakoś nadawałam im sens.   '-Coś ci sie w głowie poprzewracało. Może i nadal Paweł jest dla mnie ważny, ale ja dla niego nie. On mnie nie kocha. A jeśli twierdzisz inaczej to albo jesteś idiotką, albo do końca go nie znasz. Bo wyobraź sobie, że ja znam go na wylot i wiem do czego jest zdolny. Więc jak masz ględzić o tym, że rozbiłam wasz związek to wypierdalaj. On cię nawet nie kochał. On nikogo chyba nie kocha.' - syknęłam, a w płucach momentalnie zabrakło mi tlenu. '-Szybko się uczysz.' - usłyszałam głos. Nie należał on do Agnieszki, ani do nikogo z ekipy. Znałam ten głos na wylot. I jego właściciela. Paweł. Obróciłam się, i zobaczyłam jego sylwetkę. Ale wygląd mnie nie interesował. Spoglądałam raczej w lazurowe oczy, które pełne były jakiś dziwnych, niespotykanych u niego uczuć. Cieszył się, ale tak jakby z przymusu. Nie wiem jak on to robił. Jak mógł udawać uczucia? Na jego widok moje kąciki ust mimowolnie (i mam nadzieje, że minimalnie) podniosły się ku górze. '-Wiesz, Paweł? Nadal mam nadzieję, że kiedyś się zmienisz. Że nie będziesz takim chujem.' - powiedziałam ukrywając radość z powodu jego obecności. '-Jak to się mówi: nadzieja matką głupich.' - odpowiedział z tym swoim ironicznym uśmiechem. Ta dziwna euforia wydobywająca się z jego oczu budziła we mnie panikę. Wiedział jak ranić ludzi. Zanim zdążyłam o cokolwiek spytać on ulotnił się, najprawdopodobniej na plażę. '-I ty wierzysz w to co on mówi.. słuchaj, chciałam cię jakoś przeprosić za to wszystko, targały mną emocje, a nie zdrowy rozsądek. Mam nadzieję że kiedyś mi wybaczysz i pójdziemy na jakieś piwo' - przerwała ciszę Agnieszka. Dopiero teraz spojrzałam na jej strój. Szare dresy, wyciągnięty t-shirt i męska bluza. A na buzi zero tapety. '-Możliwe.' - odpowiedziałam i poszłam w stronę samochodu. Przez całą drogę każdy pytał kto, co, jak, dlaczego i tak dalej. Opowiedziałam im wszystko i jakoś ze mnie wszystko uszło, jak powietrze z nadmuchanego balonika. Dojechaliśmy na miejsce i poszliśmy w stronę sali dziewczyn. Moje łóżko wciąż stało puste, widocznie nikomu w tym mieście nie zbierało się na bójki. Poszliśmy do bufetu coś wszamać, jednak ja nie jadłam. Góra naleśników i milionowa stresująca sytuacja dały w kość. Zwymiotowałam im na korytarzu. Salowa tylko przewróciła oczami i zabrała się za sprzątanie tej 'niespodzianki', a gdy chciałam jej pomóc to pogoniła mnie mopem. Tak, uwielbiam te kobiety. Okazało się, że za kilka dni wychodzą i zapraszają nas gdzieś do Sopotu gdyż mają tam dom. Co ja gadam, jaki dom. Willę ! A otóż tak, są kuzynkami i oczywiście mój umysł nie ogarnął tego po pierwszym spotkaniu. Czyli są tu na wakacjach. No i tak przegadaliśmy cały dzień - a to w bufecie, a to w pobliskim parku czyli 'wybiegu dla pacjentów', lub w ich sali. Zrobiło się grubo po 19:00 więc musieliśmy już iść. Wyszłam na końcu i kierując się do wyjścia natknęłam się na Michała. '-Cześć, co słychać?' - spytał. Opowiedziałam mu wszystko co się dzisiaj działo i tak dalej. Chciałam zaprosić go tam do Sopotu, o ile tam pojedziemy, ale stwierdził, że musi być przy Pawle, choć jak na razie Paweł go nie potrzebuje. Otóż okazało się, że Paweł chodzi cały zadowolony, bo jego mama odzyskała cudem przytomność i może normalnie mówić. Powiedziała, że czuje, że śmierć już na nią czyha więc przepisała dom Pawłowi, a nie jego ojcu. Okazało się również, że jego ojciec zdradzał jego mamę. Przykre, aczkolwiek dla Pawła było to chyba najlepsze rozwiązanie, z reszą ojca nienawidził więc nie był to jakiś tam szok. Wyściskałam Michała, nie wiem czemu, tak działają na mnie dobre wieści i szybko wyszłam z tej instytucji, która zmuszała mnie do myślenia o śmierci i tego typu sprawach. Wsiadłam do samochodu, Bartosz odwoził każdego po kolei (a właśnie, aż dziwne, ze nie szkoda mu było na paliwo) a potem gdy byliśmy sami pojechaliśmy na kolację do maka. Pałaszując hamburgera wszystko mu opowiedziałam. Wróciliśmy do domu, obejrzeliśmy "Krzyk" i poszliśmy w kimkę. I nie wiem czemu, ale zasypiając pomyślałam, że w końcu może być normalnie.
_________________________________
Notka mi się nie podoba, taka byle jaka.. pisana na szybko.
Dziękuję za tyle wejść (dziwię się, że chce wam się tu wchodzić.)
Postaram się jutro coś napisać (kończę jutro najwcześniej).
Pozdrawiam i trzymajcie się ciepło. ♥

wtorek, 30 sierpnia 2011

Niedziela, 20 sierpnia.

Obudziłam się w ramionach Michała. Jego chyba też zmęczyła ta sytuacja i również usnął. Widocznie przeniósł mnie na łóżko i położył się obok. Wstałam, rozejrzałam się. Nikogo prócz nas nie było. Muszę przyznać, że nieco się przestraszyłam, nawet nie wiem z jakiego powodu. Czy dlatego, że dziewczyny zniknęły, czy dlatego że jestem sam na sam z Michałem. Chyba tego pierwszego. Z Michałem nie raz zostwałam sama i nic się nie wydarzyło. Może i nie znam go aż tak długo jak reszty, i może nie mam podstaw do takiego stwierdzenia, ale ja po prostu w to wierzyłam. Nagle poczułam czyiś oddech na karku i dotyk na ramieniu. Od razu odskoczyłam. Przypomniał mi się Paweł jak robił to gdy się budziliśmy. Co jak co, ale są bardzo podobni. Podeszłam do okna. '-Hej, nie bój się przecież wiesz że ci nic nie zrobię.' -  powiedział, przeciągając się na łóżku. '-Gdzie są dziewczyny?' - spytałam przez łzy. '-Są w bufecie z Kamilem i Wiktorem. Ej, nie płacz, nie chciałem ci nic zrobić.' - powiedział wstając z łóżka. Te wszystkie metalowe przedmioty (a może to były monety w kieszeni?) zadźwięczały i robiły to za każdym razem gdy się poruszył. Podszedł do mnie, tym razem na bezpieczną odległość. Jakby bał się go poparzę, albo ja wyskoczę przez okno za sprawą jego dotyku. Widząc to zaczęłam mu wszystko wyjaśniać. '-Michał, tu nie chodzi o ciebie. Jestem jakaś nawiedzona. Nawet najmniejszy szczegół przypomina mi Pawła, którego przed kilkoma godzinami tuliłam i powtarzałam, że będzie dobrze. Nie wiem co się ze mną dzieje. Rozsypuję się tak jak w czasie choroby mamy. Ja..ja.. ja wiem że nie będzie dobrze.' - wydusiłam ostatnie zdanie, krztusząc się przy tym łzami. Po chwili byłam już w silnych ramionach Michała. Płakał, niewiedzieć czemu. Moczył mi koszulkę, ale nie miałam mu tego za złe. Jego bluzę można było wręcz wycisnąc z moich łez. Który to już raz ktoś przytula mnie, próbując podnieść mnie na duchu? Milionowy? Ale jest to jak złoty środek. Nagle ktoś otworzył drzwi, wesoło rozmawiając. Dziewczyny z Kamilem i Wiktorem wróciły z bufetu. Wszyscy stanęli w miejscu i tylko Kamil wydukał coś w stylu '-To my nie przeszkadzamy.' Michał spojrzał na mnie, dłonią dotykał swojego karku. Minę miał równie zaskoczoną jak ja. Zaschnięte łzy wręcz mieniły się w tym świetle. Po chwili wybuchnęliśmy szczerym, nieposkromionym śmiechem. Musiałam się spakować, była 16:00, a ja za dwie godziny miałam stąd wreszcie wyjść, w towarzystwie tajemniczego opiekuna. Michał pomógł mi z tym, nie mogłam się przecież schylać. Co jak co, ale dużo tego nie było. Po za tym moim kumple są inteligetni, bo zamiast jakiś ciuchów na przebranie porozdawali mi czekolady. Michał powiedział, że nie ma problemu i sięgnął do plecaka Kamila. Podobno mówił, że wziął za dużo ciuchów na przebranie. Założyłam moje nike, jego obszerne dresy, moją bluzkę bokserkę i jego wielgachną bluzę. Właśnie tak wybrałam się z Michałem do bufetu. Od razu zauważyliśmy naszych czubów, wygłupiających się przy jednym ze stolików. Przywitaliśmy się ze wszystkimi. Każdy mierzył nas jakimś dzikim spojrzeniem. Tylko Kamil bąknął coś w stylu '-Ej, to chyba moje.' Michał wyjaśnił wszystko jakimś cudem i nawet nie podał prawdziwej wersji wydarzeń. Wszyscy 'jako-tako' to przyjęli, ja zamówiłam jakiegoś kotleta z racji z tego iż mój żołądek dopominał się głośno jedzenia. Muszę przyznać, że było pyszne. Gadaliśmy długo, powymieniałam się z dziewczynami numerami - mieszkały niedaleko mnie, a nawet z jedną będę chodzić do klasy, tak, ten rok szkolny musi się udać. Wybijała godzina 17:45 więc zostawiłam ich w bufecie, tłumacząc się, że do domu odwiezie mnie 'opiekun'. Poszłam do sali, w której czekał lekarz. Dał mi jakieś papiery do podpisania, które natychmiastowo podpisałam i powiedział, że jego syn będzie tutaj za chwile. Wzięłam mój plecak i poszłam poczekać przed salą. Nie chciało mi się tam siedzieć, długo tam siedziałam. No może nie aż tak długo, ale nienawidzę szpitala, ani takiego klimatu. Odrzuca mnie. Kojarzy mi się ze wszystkimi przykrościami w życiu. Ze śmiercią mamy, z walczącą o życie mamą Pawła, z wszelkimi ludzkimi tragediami... chciałam stąd wyjść i już nigdy nie wrócić. Patrzyłam za odchodzącym lekarzem, którego w pewnym momencie zatrzymał jakiś chłopak. Chyba się znali, przynajmniej tak to wyglądało. Nawet nie myślałam o tym, że to może mieć jakiś związek ze mną. Otworzyłam gazetę i zaczęłam ją intensywnie czytać. Choć w środku nie było nic co by mnie jakoś interesowało, czytałam bo się denerwowałam. W końcu gdy poczułam jakiś wzrok na moim ciele, podniosłam nieśmiało głowę znad gazety. Nade mną stał Bartosz - ten, którego tak dawno nie widziałam. '-A ty co tu robisz?' - spytał zdziwiony. '-Czekam na jakiegoś kretyna, który ma się mną opiekował bo nie mam rodziców.' - odpowiedziałam niezadowolona. '-Cześć. Kretyn jestem.' - powiedział, a ja nie mogłam uwierzyć w jego słowa. '-Co? Ale jak...' - spytałam. '-Ojciec ze mną nie mieszka, jest lekarzem. Przenieśli go tutaj i mamy kontakt. Idę w jego ślady, ale nie chcę utrzymywać z nim kontaktu. Obawiam się jednak, że to niemożliwe. No trudno. Zgodziłem się na ten układ, bo myślałem, że wyrwę jakąś laskę. No ale tego się nie spodziewałem. Ale naprawdę nie skapnęłaś się, że mamy takie same nazwiska?' - zaśmiał się. Zaprzeczyłam, nadal zszokowana. Śmiał się również ze mnie i z tego jak się ubrałam.Zaprzestał tej czynności gdy posłałam mu zabójczy wzrok. Pojechaliśmy najpierw do pobliskiego maka, a potem do mojego domu. Oczywiście Bartosz wybrał same horrory. Opowiedziałam mu wszystko. Bartosza zdziwiło zachowanie Emila, ale cóż, każdego to zdziwiło. Powiedział, że może być moim zastępczym najlepszym przyjacielem. Co za bzdura. On już jest moim najlepszym przyjacielem. Tak więc jedliśmy żarełko z maka, popijając Colą z biedronki i oglądając horrory. Oczywiście rękaw w który mogłam się schować był zwarty i gotowy. Gdy usnęłam mu na kolanach on bezczelnie zrzucił mnie z nich, ale tylko po to by doczołgać materac przed ekran. Zamiast poduszki pod głową miałam jego klatkę piersiową, a on miał jakiegoś tam misia. Oboje usnęliśmy tak jakoś normalnie. Tak jakby na świecie nie było problemów. Jakby nie było się czym martwić.
____________________________________
Dzięki za miłe komentarze i docenianie mojej pracy. < 33
Pozdrawiam :)

poniedziałek, 29 sierpnia 2011

Sobota, 19 sierpnia.

Długo tam siedziałam myśląc, a oczy co minutę szkliły się na nowo. Kamil siedział koło mnie pocieszając mnie i namawiał bym wróciła już do swojej sali, gdyż mogą się skapnąć, że zniknął wózek, a po za tym w sali czeka na mnie czekolada, która poprawi mi humor. Nie sądziłam w tym momencie, że jakikolwiek smak czegokolwiek mógłby mi zastąpić dotyk Pawła. Chciałam być przy nim w tej chwili, praktycznie w każdym momencie, całą swoją osobą. Wiedziałam, że moją obecnością podnoszę go na duchu. A może tak mi się wydawało? Kamil pomógł mi z powrotem usiąść na wózku. Rejestrowałam wzrokiem każdy szczegół, który przydałby mi się w razie podjęcia decyzji samodzielnej wędrówki na ten oddział. Zapisałam wszystko w mózgu i chyba wiem, jak się tam dostać. Dostaliśmy się do sali. Dziewczyny nieco zaskoczone - myślały, że śpię. Usiadłam na łóżku, co było zaskoczeniem. Usiadłam samodzielnie. Dziewczyny przyglądały się Kamilowi, a miały ku temu powody. Kamil był nieziemsko przystojny. W gimnazjum wszystkie panny na niego leciały, a on je tylko wyśmiewał. Bo on ze wszystkiego się śmieje. Sięgnął po największą czekoladę jaką miałam na szafce nocnej i wesoło rozerwał opakowanie na strzępy. Zaczął się nią łakomo obżerać, a po chwili zorientował się, że patrzą się na niego trzy pary oczu, z których bił wyrzut o nie podzielenie się jak i rozbawienie. No cóż, trzeba przyznać, że wyglądał jak mały dzieciak, który cieszy się nawet z długopisu, o ile byłby on z supermena na przykład. Przesiedzieliśmy tak parę godzin, oczywiście wesoło dyskutując na różne tematy, począwszy od 'faceci to świnie' , a 'czy wszyscy fryzjerzy są gejami?'. Było świetnie, lecz czas odwiedzin się skończył, była już 20:00. Wtedy Kamil sięgnął do plecaka, znajdującego się pod łóżkiem i wyjął z niego ciuchy na przebranie i m.in. pidżama. Trochę się zdziwiłam, nie miał przecież gdzie spać, a po za tym w około były same dziewczyny. Nie chodzi mi o niego, przecież wiem, że żadne najczarniejsze scenariusze nocy w szpitalu z trzema dziewczynami się nie zdarzą, gorzej z dziewczynami, one go przecież nie znały tak dobrze jak ja. Jednak przyjęły go ciepło, choć gadały z nim tylko parę godzin. No cóż, Kamil potrafi zauroczyć najbardziej twardą dziewczynę. Gadaliśmy do trzeciej w nocy, potem poszliśmy spać. Okazało się, że Kamil miał też laptopa i oglądaliśmy horrory. Oczywiście zgodził się zastąpić Bartka w funkcji 'rękawa do przytulania'. Nagorzej było chyba, gdy pod koniec filmu wyłączył mu się laptop. Wtuliłam się w niego, a zimny pot ze mnie spływał normalnie. Nigdy bym nie pomyślała, że przez taką głupią rzecz doświadczę takiego stanu. Musiałam iść wziąć prysznic, choć nie było to łatwe, pielęgniarki były czujne. Jakoś dałam radę. Gdy wróciłam, zastałam wszystkich (prócz Kamila) w łóżkach. One też się bały, a Kamil bezczelnie się z nich naśmiewał. Nakazałam mu 'hibernację' w trybie natychmiastowym. Musiał niestety spać pod moim łóżkiem, rano był przecież obchód. Nie chciałam mieć nieprzyjemności. Na pocieszenie dostał kocyk w serduszka. Zasnęłam. Nie miałam żadnego snu. Po prostu błogi odpoczynek. Obudziłam się jeszcze przed obchodem, który miał zacząć się za 5 minut. Mniej więcej tyle podnosiłam się z łóżka. Do sali wszedł lekarz, a ja zauważyłam rękę Kamila wystającą spod łóżka. Kopnęłam ją pod łóżko, a Kamil w celu wstania zapomniał że śpi pod łóżkiem i walnął się w głowę. Chyba nie jest mądry bo rozległ się dość duży huk.'-Co to?' - spytał lekarz. '-Pewnie Ania walnęła gipsem w oparcie' - odpowiedziałam spanikowana. Poszczęściło mi się bo Ania rzeczywiście miała gips. Kamil chyba wiedział o co chodzi więc siedział w miarę cicho. '-Co masz pod łóżkiem?' - spytał lekarz. Nie wiem czy miał prawo do tego, żeby się w ogóle o to pytać, czy może chodziło o ciekawość, albo o to czy nie przemyciłam żadnego narkotyku. '-Spokojnie, panie doktorze, jedyną w miarę nielegalną rzeczą jest tylko ilość czekolad na szafce nocnej. Pod łóżkiem mam plecak z bielizną.' - nie wiem jakim cudem zgadłam to, że Kamil zasłaniał się plecakiem. '-Przepraszam, nie powinienem o to pytać. Często zdarza się, że nastolatki przemycają kolegów na noc, a potem wracają do nas na oddział położniczy po dziewięciu miesiącach, wydając dziecko na świat.' - przerwał widząc moją zdziwioną minę. - 'Tak czy siak możemy wypisać cię dzisiaj o ile twoi rodzice po ciebie przyjadą.' - powiedział. '-Moja matka umarła, a ojciec uciekł. Czyli tak praktycznie nie mam rodziców. Mieszkam sama, mam matkę zastępczą, owszem interesuje się mną, ale mieszka gdzie indziej, tam gdzie ma pracę.'- powiedziałam. Tym razem lekarz okazał się zdziwiony. '-Okey.. mam syna który ma 18 lat i pragnie zostać lekarzem, w najbliższej przyszłości pójdzie na medycynę.. zgłoszę go jako opiekuna - starzystę, przyjedzie po ciebie i będzię się tobą opiekował dopóki wszystko nie będzie dobrze. Będę do ciebie wpadał. I co zgadzasz się?' - spytał. Nie miałam żadnych przeciwskazań, wręcz zmuszona byłam tak zrobić. Chociaż nie chciałam zostawiać dziewczyn. Dowiedziałam się, że owy chłopak przyjedzie po mnie dziś o 18:00 i zabierze mnie do domu. Gdy lekarz poszedł, spod łóżka wyskoczył Kamil. '-Noo, Martyna, romansik się szykuje ..' - naśmiewał się. Spierałam się z nim, że wcale nie, że totylko 'opiekun' czyli będzie przynosił mi wszystko czego sobie zażyczę. Taką paplaniną obudziliśmy dziewczyny. Pogadaliśmy sobie trochę, a rozmowę przerwała nam pielęgniarka (na widok której Kamil się schował, nie dlatego, że była straszna, ale też i z innych powodów), która oznajmiła nam, że mam gościa. Był to nikt inny jak Wiktor i Michał. Ucieszyłam się na ich widok, byli moimi łącznikiami ze światem zewnętrznym. Wyściskałam ich mocno, Kamil wyłażąc z łóżka zrobił tak samo. Wiktor trochę się odsunął na widok pędzącego w jego stronę Kamila w bokserkach i koszulce. Usiadł zdumiony, a ja wszystko im opowiedziałam. Łącznie z tym, że dziś wracam do domu. Wiktor ucieszył się, że mnie wypisują,a Michał śmiał się za każdym razem kiedy przypomniał sobie o Kamilu śpącym pod łóżkiem. Gadaliśmy trochę, oczywiście zapoznałam ich z dziewczętami. Wiktor od razu przyczepił się do Kasi, a Kasia była nim wręcz zachwycona. No cóż, on też był przystojny. Odmówiliśmy śniadania i obiadu z racji z tego iż zostało nam jeszcze z 5 czekolad do obalenia. Tyle to kalori... Okazuje się, że do dobrej zabawy nie potrzebny jest alkohol (chociaż dobrze żeby był), ale i czekolada daje dużo radości. Radości w sali numer pięć było aż nadto dopóki nie zapukał ktoś kogo w życiu bym się nie spodziewała. Do sali wszedł Emil z szóstą czekoladą w ręku. Oczy momentalnie nam się zaszkliły, na samą myśl o tych słowach - jak dla mnie niepotrzebnych. wręczył mi czekoladę, jednak odparłam, że nie chcę tego wszystkiego. Że trzeba było się tak nie zachowywać wobec mnie, ponieważ ja mu nic nie wygarniałam. Przecież byliśmy jak rodzeństwo i on to popsuł. Klęknął przed moim łóżkiem, na którym siedziałam, a światło z okna doskonale oświatlało jego twarz. Złapał mnie za rękę, spojrzał mi w oczy. Przepraszał z całych sił, dopóki nie zamilkł całkowicie, zakrztuszony własnymi łzami. Zdziwiło mnie to, nigdy nie płakał. Zawsze był twardy, nawet wtedy kiedy Monika zrobiła mu to co zrobiła. '-Wyjdź.'- szepnęłam patrząc się we własne stopy. - 'nie chcę cię znać. Przynajmniej na razie.' - powiedziałam. Nadal klęczał. '-Wyjdź w końcu!' - krzyknęłam cała zapłakana, a przed oczami stanęły mi mroczki. I to bynajmniej nie te z telewizji. Zdołałam zobaczyć tylko Michała który siłą odprowadza Emila do drzwi. Potem odleciałam. Nie wiem jak to możliwe, że przy takiej porcji magnezu udało mi się zasłabnąć. Ocknęłam się po jakiś pięciu minutach. Leżałam na podłodze, głową na ciemnych spodniach Michała. Usiadłam i czułam ból. Nie tylko w żebrach. W sercu też. Nie wiele myśląc wdrapałam się do Michała na kolana i wtuliłam się w jego ramię, którego bluza pochłaniała wszystkie łzy. Gładził mnie po włosach powtarzając, że będzie dobrze. Pozostali patrzyli na nas dziwnie, jakby myśląc że jesteśmy parą. Nie. Ja go traktowałam jak brata. Starszego brata. I to właśnie jemu po raz kolejny zasnęłam na rękach.


___________________
Takie nijakie, jak wszystko tutaj, no ale cóż. :D
Dziękuję za tyle wejść i tyle miłych komentarzy.. nie spodziewałam się. :)
Mam nadzieję, że notka 'ujdzie' i będzie okey.
A i mam wiadomość: w roku szkolnym pewnie nie będę dodawała tego tak często, ale przysięgam, że min. raz na tydzień coś się pojawi.
Pozdrawiam . :**

czwartek, 25 sierpnia 2011

Piątek, 18 sierpnia.

Obudziłam się rano, dzięki promieniom wschodzącego słońca, delikatnie przygrzewających mojemu ciału. Wiedziałam, że dziś zapewnie nie stanie się nic miłego. Ja to po prostu czułam. Nie wiedziałam czy mama Pawła przeżyje, co się z nim dalej stanie. Chciałam pobiec na jego oddział jaknajszybciej ale pielęgniarki, oraz ból w okolicy żeber mi nie pozwalały. Wiedziałam, że siedział przy niej całą noc, po za tym nie miał się gdzie podziać. W uszach ciągle huczały mi jego wczorajsze słowa. Słowa, które poniekąd chciałam usłyszeć. A raczej ich część. To boli. Cholernie boli. Bo nie wszystko jest takie proste jak w przedszkolu. Z zamyśleń wyrwał mnie huk otwieranych drzwi. Dziewczyny od razu otworzyły oczy. To nikt inny jak Kamil, Wiktor no i Edytka. Przywitałam się z nimi ciepło, a oni opowiadali wszystko co się u nich działo. W sumie to nie było nic ciekawego, bo ciągle opiekowali się Emilem. Ale roześmiał mnie fakt iż pielęgniarka przyszła do niego z igłą, której tak nienawidzi i się jej panicznie boi, po to by pobrać krew, a po całym 'zabiegu' okazało się, że pomyliła sale. Wybaczyłabym Emilowi, nawet przeprosiła, ale tak się nie robi. Niech nie myśli, że może nazwać mnie jak chce, a ja wpadnę mu do domu na kolanach z bukietem kwiatów i liścikiem przepraszającym. O nie. Edytka przeprosiła mnie, że nie wpadali, ale byli u Emila, a po za tym widzieli Michała i Pawła, którzy na zmianę wchodzą do mojej sali. Przyszli dziś po Emila, bo miał iść już do domu, więc wpadli przy okazji do mnie. Jak się dowiedziałam siedzi z Sylwią za drzwiami i czeka aż wyjdą. Trochę posmutniałam że nie wpadł. Byliśmy przecież jak rodzeństwo. Ale Kamil szybko naprawił mi humor swoimi żartami. Wiktor oczywiście zapewnił, że będzie codziennie wpadał, chociaż wypisują mnie już niedługo. Edytka kupiła mi tyle czekolad, że wystarczy mi chyba na tydzień. Wiktor i Edyta pożegnali się ze mną tłumacząc się, że muszą odwieźć Emila, a Bartek niecierpliwi się w samochodzie. Kamil został. '-Muszę z tobą porozmawiać' - zaczął, a jego twarz zmieniła się na bardziej oficjalną. Jego brązowe oczy zaświeciły się przyjaźnie, a ja byłam strasznie ciekawa co mi chce powiedzieć. '-Bo wiesz.. spodobała mi się taka dziewczyna, nawet chyba ją znasz... no nie ważne. Nie wiem co mam zrobić z tym faktem.. - wyznał. '-Byłoby mi łatwiej gdybyś powiedział która to. ' - powiedziałam poważnie. '-Ta Angelika, która mieszka koło ciebie.. wiesz która.' - powiedział, a poliki mu się zaczerwieniły. A już myślałam że to Edytka. No szkoda, byłaby z nich niezła para. '-Po prostu ją zaproś gdzieś i tyle.' - odpowiedziałam. Nagle do sali wpadł Michał. '-Hej, myślę że teraz powinnaś być przy Pawle.' - powiedział. Oczy mi się zaszkliły, spodziewałam się najgorszego. '-Nie mogę się stąd ruszyć' - powiedziałam wskazując na żebra. Wtedy Michał wprowadził do sali wózek inwalidzki. Z pomocą Kamila szybko na niego wsiadłam i rozkazałam opuszczenie tego oddziału w trybie natychmiastowym. Jednak to dla mnie ciągle było za wolno. Chciałam, tam być już, teraz. 5 minut nigdy w życiu nie dłużyło mi się aż tak. Zobaczyłam Pawła siedzącego na krześle na przeciwko sali. Wyglądał jak małe, skulone dziecko z blond włosami i lazurowymi oczami, w których krył się śmiertelny strach. Spojrzał na mnie zaszklonymi oczami. '-Odejdź.' - powiedział i spuścił głowę w dół. Na podłogę skapły jego łzy. '-Nie odejdę, nie jestem jedną z tamtych, nawet gdybyś niewiadomo jaki dla mnie był.' - powiedziałam, chowając już twarz w dłoniach. Kamil podał mi chusteczkę, posadził mnie na krześle koło Pawła i odszedł, a Michał poszedł dowiedzieć się co z tym lekarzem. '-Nie chcę żebyś tu była, rozumiesz? Wszystko co najgorsze przelatuje mi przed oczami, więc proszę idź stąd!' - krzyknął. Popatrzyłam na niego wystraszonym wzrokiem. Chwilę później jego głowa już najdowała się na moich kolanach. Przytuliłam się do jego pleców, chociaż ból był niesamowity, zrobiłam to. Jego łzy skapywały na moje spodnie od pidżamy. Mierzwiłam jego miękkie włosy, powtarzając że będzie dobrze, że jestem tu niezależnie od tego co mi zrobił. On ciągle powtarzał żebym odeszła, jednocześnie nie puszczając mnie. Z braku płynów, lub w wycieńczenia, zasnął na moich kolanach głową do sufitu. Patrzyłam na niego, mówiąc że będzie dobrze, chociaż wcale tak nie myślałam. Wiedziałam że będzie źle. Wytarłam jego policzek z zaschniętych łez. Po jakiejś godzinie zobaczyłam chłopaków z lekarzem. '-Witaj, ty pewnie jesteś jego dziewczyną.' - powiedział. Oczywiście zaprzeczyłam. Przecież nie byłam. '-Tak czy siak, przekaż mu, że jego mama zostanie odłączona od aparatury podtrzymującej jej życie.' - powiedział a w oczach zagościły łzy. Lekarz kontynuował. - 'Spokojnie, będzie żyła, jest na tyle silna, że będzie żyła samodzielnie. Jednak ja jako lekarz daję jej maksimum 3 - 4 tygodnie życia. Ale tego młodemu raczej nie przekazuj. Załamie się, a mamy dość dużo ludzi z próbami samobójczymi w naszym szpitalu. Nie potrzeba nam więcej osób.' - powiedział i odszedł. Szybko obudziłam Pawła a ten kucając przy mnie wszystko słuchał. Nadal miał łzy w oczach i to zagubione spojrzenie. Sądziłam, że Paweł ma prawo wiedzieć wszystko, ale i tak mu nie powiedziałam. Sam się domyślił. Podziękował mi za wszystko co dla niego zrobiłam i odszedł. Poszedł szukać domu. A na pożegnanie powiedział: obyś nigdy się na mnie nie natknęła. Ani na ludzi mojego pokroju.

__________________________________
To mi jakoś nie wyszło, a to wszysto przez stres związany z przepisaniem mnie z klasy do klasy . :)
Trzymajcie kciuki.
A i apeluję byście pisali komentarze co wam się podoba, co nie, co chcielibyście żeby zdarzyło się dalej itd.
Pozdrawiam ;**

środa, 24 sierpnia 2011

Czwartek, 17 sierpnia.

Nie zdążyłam się obronić. Cios leciał jeden za drugim. To w twarz, to w brzuch. Wpadła w jakiś szał. A ja zszokowana nie zdołałam nic zrobić. Upadłam. Nie czułam nic, tylko strach. Najwyraźniej ktoś już odciągnął Agnieszkę. Pewnie Michał. Spojrzałam w górę. Miałam małe pole widzenia, spuchła mi twarz dookoła oczu. Zobaczyłam jak Paweł trzyma Agnieszkę, potrząsając nią. '-Czy ty wiesz co robisz? Jesteś jakaś pojebana czy co?' - krzyczał. Nie patrzała mu w oczy, podczas gdy on utkwił w jej oczach wzrok i za nic nie chciał go spuścić. Wskazała ręką w moją stronę. '- To przez nią, prawda? Kochasz ją tak jak nigdy w życiu nikogo nie kochałeś. To widać. Tylko po co błądzić? Ile jeszcze osób zranisz by w końcu sobie to wszystko uświadomić?' - teraz ona patrzyła w jego lazurowe oczy, jakby szukając odpowiedzi. On spuścił wzrok, a po policzku spłynęło coś co zalśniło. Niewątpliwie była to łza. Złapała go za podbródek, tak żeby spojrzał w jej oczy. '-Przepraszam.' - wydukał. Żadko zdarzało mu się coś takiego. '-Spokojnie. Otrząsnę się. Od samego początku wiedziałam co się z tobą dzieje. Byłam na to przygotowana. Powodzenia, niech ci się wszystko ustabilizuje.' - stanęła na palcach i pocałowała go w czoło. Była dość wysoka. Tymczasem ja siedziałam wpół żywa na kolanach Michała, który już zdążył zadzwonić po pogotowie. Podeszła do nas Agnieszka. '-Czego tu jeszcze chcesz?' - spytał ostro Michał. '-Martyna, ja chciałam cię przeprosić. Co mam zrobić żebyś się nie gniewała?' - spytała. Najwidoczniej nie była z niej aż taka pusta panna jak myślałam. A może nie chciała sprawy w sądzie? '-Po prostu pójdźmy na piwo, lub coś.' - odpowiedziałam bez zastanowienia, a potem najzwyczajniej w świecie zemdlałam.

                                     **************************************
Obudziłam się w szpitalu, akurat gdy lekarze robili obchód. '-Ile spałam? Co mi się stało?' - spytałam lekarza. Ten uśmiechnął się do mnie. '-Przespałaś tylko jedną noc. Dziś jest czwartek, godzina 11:00. Nie masz jakiś tam poważnych obrażeń. Siniaki, stłuczenia i połamane dwa żebra. Podobnie jak chłopak z sali obok.. Jakiś Emil czy jak mu tam.' - powiedział, a w żołądku zrobiło mi się nieprzyjemne uczucie. Wzięłam co było pod ręką i w to zwymiotowałam. Dobrze się złożyło gdyż było to jakieś wiadro. '-Nie wiedziałem, że gadanie o chłopakach aż tak cię odrzuca.' - zaśmiał się lekarz. Do sali wszedł Michał, usiadł koło mnie, a lekarz już nieco skołowany wyszedł z sali. Przyjrzałam się jej. Oprócz mnie leżały w niej dwie pacjentki. Jak się później okazało była to Ania i Kasia. Michał już je dobrze obczaił. '-Jak się czujesz? Przyniosłem ci owoce.' - powiedział uśmiechając się. '-Wszystko mnie boli i chyba dziś już niczego nie zjem.' - wskazałam na wiadro rzygowin. '- A Paweł wie, że to nic poważnego?' - spytałam. Michał spojrzał na mnie zaskoczoną miną. '-Myślałem, że wszystko pamiętasz.' - powiedział. - 'myślałem, że pamiętasz to, że karetka nie przyjechała, a Paweł przejmując ciebie rozkazał mi iść do domu. Jakieś dresiki go napadły. Usadził cię na trawie i się z nimi napierdalał. Ale nie ukrywajmy: czterech na jednego, to nie miało prawa się udać. Ostatkiem sił wstał, wziął cię na ręce, poszedł do szpitala i położył cię na łóżku, mdlejąc pielęgniarce na ręce. Chcieli go zatrzymać, ale poszedł. Chyba jest w szpitalu, tu leży jego matka. Jest załamany, jutro przecież ma się dowiedzieć czy.. no wiesz.' - to wszystko było dla mnie szokiem. Dla nikogo by taki nie był. Nie on. Wyprosiłam Michała, musiałam się przespać. Śniło mi się, że wszystko było prostsze. Moja mama żyła, jego mama nie była chora, każdy był dla siebie miły. Ze snu wyrwało mnie ciepło czyjejś dłoni. Nie wiedziałam kto to. Wiedziałam tylko, że trzyma mnie za dłoń. Czułam na skórze włosy. Niewątpliwie były to Jego włosy. Łzy skapywały na moją rękę, a i ja sama miałam powtrzymać się od łez. Usłyszałam jego głos. Załamany. Zachrypnięty. '- Nie wiem co mam już robić. Wyrzucili mnie z domu. Nie mam gdzie mieszkać. Nikt mnie nie kocha. Ty też. Tylko ci się tak zdaje. Każdemu się tak zdaje. Każdy już wie jak to ze mną jest, więc nikt się nie przywiązuje. I to prawda, co mówiła Agnieszka. Może ja nadal coś czuję i może czuję to właśnie do ciebie. Zraniłem cię dość, więc będę trzymał się od ciebie z daleka. Będę jak anioł stróż. Nikt cię nie tknie, choćbym miał zginąć. Pewnie Michał opowiadał ci o tym co się działo w nocy. Dobrze, że tego nie słyszysz, bo jesteś nieprzytomna. Od jutra nie będziesz mnie widziała. Nie będziesz się ze mną widywała. Będziesz tylko patrzyła na skutki moich działań. I nie ważne gdzie i o której porze. Ja zawsze będę cię kochać' - szepnął. Chwilę posiedział przy mnie, musnął wargami moje czoło i odszedł. Wstałam i do oczu napływały mi łzy. Zarówno Kasia jak i Ania szybko podbiegły do mnie, przytulając mnie. Nie wiem czy to wszystko były ze szczęścia, czy ze smutku bądź spokoju. Dziewczyny sądziły, że to co powiedział było piękne. Dla mnie nie bardzo. Cały wieczór przegadałyśmy obżerając się czekoladą i pijąc schowaną w materacu wódkę. W końcu wyczerpane usnęłyśmy. A sen który mi się śnił, strasznie różnił się od rzeczywistości. Chorej rzeczywistości.

___________________________________
Strasznie długa notka ale mam nadzieję, że wytrwacie do końca.
Przydałyby się jakieś komentarze, bo nie wiem czy piszę tak jak wam się podoba czy wręcz przeciwnie.
Pozdrowienia . ;P

poniedziałek, 22 sierpnia 2011

Środa, 17 sierpnia.

Dalej jechaliśmy w milczeniu, tak było najlepiej. Wzięłam tylko koc z tylniego siedzenia i owinęłam się nim. Choć było gorąco, miałam dreszcze. Ze strachu. Po paru minutach stanęliśmy przed szpitalem. Wbiegłam do szpitala po drodze potrącając kilku lekarzy oraz jakieś pielęgniarki, które omiotły mnie dzikim spojrzeniem. Podbiegłam do recepcji. Siedziała tam drobna blondynka, wyglądająca na miłą. Spytałam się tylko gdzie leży Emil i już do niego biegłam. Czasem nie wyrabiałam się na zakrętach i upadałam, ale szybko się podnosiłam. Gdy stałam przed drzwiami ktoś mnie zatrzymał. Był to lekarz. '-Nie możesz tam wejść.' - powiedział. Miał nieprzyjemny głos i ohydną wręcz brodę. Wyprowadził mnie do jakiegoś korytarza. Nie miałam pojęcia w jakiej części szpitala byłam, ale na szczęście reszta ekipy też tam czekała. Bartek przybiegł za mną, Wiktor palił kolejnego papierosa mimo zakazu, Sylwia była zapłakana (ma tak zawsze gdy się denerwuje), Edytka siedziała skulona, owinięta kocem, a Kamil przytulał ją, chciał ją jakoś pocieszyć. Wszyscy byliśmy zdenerwowani, nie wiedzieliśmy co z nim, w jakim jest stanie. Ja dodatkowo nie wiedziałam jak doszło do tego wszystkiego. Bartkowi trzęsły się ręce, tak jak i mi. Byliśmy dla niego rak jakby rodzeństwem. Wzięłam koc i usiadłam koło Bartosza. '-Co teraz będzie? Co będzie jak go.. zabraknie?' - ledwo powiedziałam ostatnie słowo. Płacz ściskał mi gardło, na świat wydobywały się nowe łzy, które skapywały na bluzkę Bartka oraz na jego koc. Usnęłam. Ocknęłam się dopiero rano. Każdy spał. Prawie. Bartosz palił papierosa przy oknie, ja miałam pod głową poduszkę. Okazało się, że jakaś miła pielęgniarka dała nam poduszki oraz co niektórym kołdry. Chciała dostawić nam kilka łóżek, ale nie chcieliśmy robić kłopotu. Gdy tak patrzyłam na resztę, moją uwagę przykuł cudowny obraz, jakim jest Kamil wtulony w Edytę. Jakby byli rzeczywiście razem. Jakże byłabym szczęśliwa, jakby tak rzeczywiście było! No nic. Podeszłam do Bartosza, spojrzałam na niego. Nie wyglądał najlepiej, prawdopodobnie nie przespał nocy. '-Będzie dobrze. Wiem to.' - powiedziałam, i w tej chwili przyszedł do nas facet w białym faruchu. Jak się później okazało - był lekarzem. Z początku myślałam, że chce nas stąd wywalić, ale okazał się być całkiem miłym gościem. '-I jak? Co z nim?' - spytaliśmy. '-Niestety nie mogę udzielić wam takich informacji, ponieważ nie jesteście nikim z rodziny' - odpowiedział z nutką współczucia w głosie. '-Jestem jego siostrą.' - wypaliłam bez zastanowienia, i jak się później okazało - opłaciło się. Lekarz wprowadził mnie do sali, w której leżało trzech chorych - w tym Emil. Wyglądał źle. Może nie aż tak, jak sobie wyobrażałam, ale źle. Podeszłam do niego. Nie spał. Raczej udawał. Dosunęłam krzesło do jego łóżka i spojrzałam na gościa w kitlu. Lekarz oznajmił mi co się stało. Prawdopodobnie pobicie. Był pod wpływem alkoholu i kokainy. Zatkało mnie. To dlatego nie był już taki smutny. Przez narkotyki. Obrażenia: liczne stłuczenia, połamane dwa żebra. Nic poważnego. Lekarz poszedł, a ja w końcu odezwałam się do chorego przyjaciela. '-Nie udawaj, że śpisz. Możesz mi się jakoś wytłumaczyć?' - odezwałam się surowo. '-Po pierwsze, nie muszę się ci tłumaczyć. To było jednorazowe. A biłem się dlatego, bo były jakieś chore ploty na twój i Michała temat. Właśnie, możesz mi powiedzieć skąd ta zmiana?' - spytał. Sama nie wiedziałam. Nie mogłam się wytłumaczyć sama sobie, a co dopiero jemu. '-Nie wiesz? A ja wiem. Chcesz się zbliżyć do Pawła. Zachowujesz się jak pusta laska. O ile już nią nie jesteś' - no nie. Przegiął. Kurwiki w moich oczach się nagle uaktywniły. Po prostu wzięłam ciasto ze stolika, które najwyraźniej jego nie było. Wyjebałam je mu w twarz. Poszłam. Ekipa już się obudziła. Siedzieli z kawą w ręku i czekali na wiadomości. '-Jemu nic nie jest, ale myślałam, że jest inny.' - powiedziałam i wyszłam. Cisnęłam butelką wody przed siebie i zapaliłam papierosa. No tak, nie miałam jak wrócić. Zobaczyłam skuter. Czarny. Niewątpliwie był to Michał. Zawsze pojawia się we właściwym miejscu, we właściwym czasie. '-Cześć.' - przywitał się. - 'Przyjechałem po Pawła, ale najwidoczniej tu go nie ma. Może ciebie mógłbym odwieźć?' - spytał. To było miłe z jego strony, szczególnie dlatego iż znaliśmy się z dwa dni. Założyłam kask i wsiadłam. Trzymałam się go kurczowo, opowiadając o wszystkim. O Pawle i o Emilu. Nawet o nocy w szpitalu. Zrozumiał i za to go cenię. Gdy dotarliśmy na miejsce, przypomniało mi się, że nadal mam na sobie jego koszulkę. Zaprosiłam go więc na kawę. Wzięłam szybki przysznic, przebrałam się w jedną z za dużych koszulek, a jemu oddałam własność. Nawet nie zdążyłam jej uprać, ale on nie miał z tym problemu. Wiedział w jakiej jestem sytuacji. Gadaliśmy o wszystkim. Cudownie się z nim gada. Nie potępia mnie i mojego zachowania. Jedyne co robi to rozumie. Oglądaliśmy jakiś film na dvd gdy nagle usłyszeliśmy krzyki. Wybiegliśmy od razu na plażę - ja w mokrych włosach, oczywiście nie zdążyłam wysuszyć. To Paweł i Agnieszka. Najwidoczniej kłócili się, chociaż nie wiedziałam dokładnie o co. Gdy Paweł mnie zobaczył zatrzymał na mnie wzrok. Nie dochodziło do niego to co Agnieszka w ogóle mówiła. Jedyne co zdążyłam zauważyć to pięść Agnieszki lecąca do mojego policzka.

niedziela, 21 sierpnia 2011

Wtorek, 16 sierpnia

Obudziłam się w małym, dość ciemnym pokoju. Ściany były koloru bordowego, meble czarne. Leżałam na łóżku, a naprzeciw mnie wisiał duży plakat Slayera. Koło niego było okno, a pod oknem - biurko, a na nim laptop i parę nieznaczących drobiazgów. Widziałam jeszcze jakąś szafę oraz stolik nocny. Gdy dotarło do mnie, że nie jestem w swoim pokoju o zielonych ścianach, ogarnęłam fakt iż zasnęłam na plaży, a Michał najwidoczniej przyniósł mnie do swojego pokoju. Gdzieś na ścianie zauważyłam wskazówki zegara i dokładnie widziałam godzinę 23:00. Dość długo i niego zagościłam. Napewno wszyscy się martwili - byliśmy umówieni o 21:00 pod klubem. Spojrzałam na telefon. 25 nieodebranych. Głównie to był Wiktor i Bartek. Znalazły się też dwa połączenia od Basi i jedno od Sylwi. Wiedziałam, że coś się stało. Już miałam się zbierać, gdy usłyszałam głosy. I bynajmniej nie takie, jakbym miała schizofrenie. Prawdziwe głosy. Głosy które dobrze znałam. Przecież jeden z nich kochałam. '- Nie wiem, stary. Nie wiem co mam ze sobą zrobić. Gdzie się podziać. Może po prostu będę spał w szpitalu, aż do piątku. Potem pójdę do domu dziecka.' - wyznał załamanym głosem Paweł. '- Koleś, stary nie może cię tak po prostu wyrzucić z domu.' - powiedział Michał. '- Twierdzi, że to co się stało mojej matce to moja wina. Dlaczego? Przecież mi zależy na tym żeby żyła. A jej zależy na mnie. Straciłem wszystko: dom, rodzinę, kumpli, nawet moją nic nie wartą miłość.' - powiedział. Miałam dziwne wrażenie, że płacze. '-Agnieszka z tobą zerwała? Czy coś z Moniką?' - spytał Michał. '-Nie o nich mówię..' - odpowiedział. '-Już wiem o kim mówisz' - powiedział Michał ze zrozumieniem w głosie. W tym samym czasie walnęłam głową o jakąś półkę czy coś. Nie pamiętam, ale huk rozszedł się po całym domu. Usiadłam na fotelu. Słyszałam kroki po schodach i modliłam się, żeby to tylko nie był Paweł. I nie był. Bo to był Michał. '-Co się stało?' - spytał. '-Walnęłam o coś. Nic mi nie jest. Chyba muszę już iść' - powiedziałam, chcąc się szybko ulotnić. '-Gdzie, o tej porze?' - spytał. '-Do klubu, jest niedaleko.' - odpowiedziałam szybko. '-Chyba nie chcesz iść tak upaćkana' - powiedział wskazując na moją bluzkę. Rzeczywiście. Biała bluzka była upaćkana lodami czekoladowymi. -'Pożyczę ci jakąś. Sory, ale nie mam innej.' - powiedział pokazując mi bluzkę z napisem Metalica. Ubrałam się w nią i muszę powiedzieć, że choć była trochę przyduża pasowała mi do stroju. Czerwone rurki w czarną kratkę, wepchnięte do czarnych trampek, czarna bluzka z Metalicą i skóra. Nieźle. Wzięłam z łóżka skórę i już miałam wychodzić gdy usłyszałam czyiś krzyk. '- Co ona tu robi?' - spytał krzycząc, Paweł. - 'Z resztą nie ważne. Nie obchodzi mnie to z kim przebywasz nocą.' - powiedział i szybkim krokiem zbiegł na dół. Michał poleciał za nim, a ja stałam nieruchomo. Słyszałam, że Michał dopadł go pod drzwiami. Rozmawiali. Chyba o mnie. Usiadłam na łóżku. Za dwie minuty przyszedł Paweł. '- Chodź, zaprowadzę cię do tego klubu.' - powiedział stanowczo. Choć niechętnie, wstałam z łóżka i poszłam za nim. Szliśmy z 5 minut gdy ten odezwał się. '- Wiesz ile dałbym by mieć takie życie jak ty? Wszystko.' Myślałam, że wie o mnie dostatecznie dużo, że wie, że tak nie jest. '-Jak możesz tak mówić? Wiesz ile przeszłam.' - odpowiedziałam, patrząc się na własne buty. '-A ty nie wiesz ile ja.' - powiedział, spoglądając na mnie. Zawsze, odkąd pamiętam był pewny siebie. Teraz jednak w jego oczach było zagubienie, strach. Kazałam zaprowadzić się pod dom - nie chciałam balować. Pragnęłam snu. Szliśmy w milczeniu. Rozmawianie ze sobą nas bolało - przynajmniej mnie. Staliśmy już pod domem - zegarek wskazywał drugą w nocy. '-Ze mną przeszłabyś piekło.' - szepnął. '- Już wiem co to piekło' - odpowiedziałam. '-Tak czy siak, nienawidzisz mnie, a ja nie mam ci tego za złe. - powiedział. '-Wręcz przeciwnie. Kocham cię' - szepnęłam i szybko pobiegłam do domu. Stał tam jeszcze z 15 minut w bezruchu, a ja zamknęłam się w pokoju i płakałam. Po pewnym czasie usnęłam. Obudziłam się o 15:00. Długo spałam. Ostatnio coraz częściej mi się to zdarza. Postanowiłam oddzwonić do wszystkich, którzy dzwonili wczoraj do mnie. Pierwsza była Basia. '-Musimy porozmawiać, kochaniutka. W sobotę.' - tyle co zdołała wydusić. Potem dzwoniłam do reszty. Zarówno Sylwia jak i Wiktor nie odbierali. Dodzwoniłam się tylko do Bartosza. '-Zaraz ci wszystko opowiem. Przyjadę po ciebie.' - powiedział. Nie zdążyłam się spytać dokąd mamy jechać i w jakiej sprawie. Wiedziałam jedno - to było coś ważnego. Po paru minutach widziałam jego stalową hondę pod moim domem. Gdy tylko wsiadłam od razu ruszył, nie patrząc czy mam zamknięte drzwi, lub zapięte pasy. '-Co się stało? Gdzie jedziemy?' - spytałam przejęta. '-Jedziemy do szpitala. Do Emila.' - odpowiedział, a po plecach przeszedł mi dreszcz.

_________________________________________
Dziękuję za miłe komentarze z waszej strony oraz za 331 wejść (liczba rośnie) :D
Notka od niechcenia - jestem zmęczona.

środa, 17 sierpnia 2011

Poniedziałek, 15 sierpnia.

Ta noc była zapomnieniem. Ucieczką od wszystkiego. Choć było to tylko małe nocowanie z domieszką alkoholu, wystarczyło mi. Wystarczyło by uciec od tego co wie mnie siedzi i rozpierdala na drobne kawałki. Uciec od tego co czuję. Co mnie dręczy. Nie mogę już nic z tym zrobić. Powiedziałam Pawłowi to co chciałam powiedzieć i tyle powinno wystarczyć. Oczywiście opowiedziałam o tym Emilowi, jak i reszcie ekipy. Przybijali mi piony i uznali mnie za "małą ale twardą". Co z tego, skoro nie odpowiedział na moje najważniejsze pytanie. Po co mu byłam ja? Mam wrażenie, że się tego nie dowiem. Może to i dobrze? Nie wiem. Opowiedziałam im również o tym całym Michale. Kamil śmiał się ze mnie, żebym poszła złożyć do szkoły podanie o przeniesienie. Może i tak zrobię. A raczej na pewno. Każdy coś opowiadał, najczęściej były to śmieszne historie - nikt nie miał ochoty słuchać jakiś smętów. Wiadomo - każdy ma problemy, większe lub mniejsze. A ta noc nie miała na celu przypominać ich wszystkich. Gdy wszyscy zasnęli poszłam do pokoju. Wschód. Jest piękny. Nie pamiętam nawet o czym myślałam. Może o tym, że to dziwne, że taki ktoś jak Wiktor boi się klaunów, albo to jak Edyta kleiła się do Kamila do chwili gdy powiedział, że uwielbia rude dziewczyny, a inne się nie liczą. Edyta momentalnie odkleiła się od niego i burknęła 'rude to fałszywe'. Nie wiem co to było, ale wywoływało to uśmiech na mojej twarzy. 12 godzin niczym nie zakłóconego szczęścia. Minęły dwie godziny i zobaczyłam tego, którego widzieć nie chciałam. O dziwo Paweł nie był ani z Agnieszką, ani z Moniką, ani z żadną inną laską. Sam. Patrzył się jak fale podmywają piasek. Obserwowałam go. Nie wiem czemu. W pewnej chwili wstał i spojrzał się w moją stronę. Po raz pierwszy widziałam te lazurowe oczy tak zaszklone.Ale dlaczego? Chyba nie dane jest mi to wiedzieć. To nie moja sprawa. To nie moje życie. To nie mój człowiek. Zeszłam na dół. Musiałam włączyć komórkę. Baśka (moja matka zastępcza) miała dziś rano dzwonić. Szukałam i szukałam, ale w tym pobojowisku nie dało się niczego znaleźć. '-Tego szukasz?' - usłyszałam głos Kamila. '-O, Kamil, nie śpisz.. Gdzie znalazłeś mój telefon?' - spytałam. '-Leżał koło kanapy więc go przechowałem' - odpowiedział. Włączyłam szybko telefon. Chciałam zobaczyć tego drugiego smsa. Nadawca: Paweł. To nie brzmi zbyt dobrze. Treść: 'Patrzyłem w twoje oczy. Mówiły dużo. Nie mogę ci współczuć. Nie mogę powiedzieć ci, że cię kochałem. Może to dziwne to co ci tu napiszę ale ja nic nie czuję. Nikogo nie kocham. Nikogo nie szanuję. Zdradzam, kłamię i nie mogę przestać. Jeżeli coś czuję od razu idę to zapić. Przepraszam. Nie wiem co mnie pchnęło żeby robić to dopiero po roku cierpień. Pewnie twoje oczy. Przepraszam cię i proszę, zapomnij o mnie. Jestem tylko złym koszmarem. Rodzice, przyjaciele, oni mnie wyrzucili z ich życia. Popatrz jacy są szczęśliwi. Przepraszam jeszcze raz - jestem zwykłym skurwielem.' Godzina: 18:06. Łzy napłynęły mi do oczu. Nie mogłam pozwolić by Kamil widział co się ze mną dzieje. Wybiegłam na plażę. Usiadłam na piasku. Byłam zdumiona. Jak taki ktoś jak on mógł przeprosić akurat mnie? Co go do tego skłoniło? Przecież innych panien nie przepraszał. Mam podstawy twierdzić że coś nas łączyło. Może łączy nadal. Ale wtedy nie przekonywałby mnie, że nie ma uczuć. Nie wiem. Zagłębiłam się w moim płaczu bezsilności. Ktoś usiadł koło mnie. Nikt inny jak Kamil. '-Ej, siostra, co się stało?' - lubiłam gdy zwracał się do mnie w ten sposób. To sprawiało, że nie czułam się sama. '-Patrz' - dałam mu telefon z tym smsem. Kamil czytał, a ja patrzyłam na jego reakcję. Nie był mniej zdumiony ode mnie. '-I to cię tak martwi? Nie myśl przez chwilę. Potraktuj to jako słowa. Nie zgłębiaj ich sensu. To cię niszczy' - powiedział poważnie. A sprawić, żeby on był poważny graniczy z cudem. '-No, siostra, idziemy na sok z gumijagód' - powiedział radośnie. Nie wiem dlaczego tanie wino z ,monopolowego nazwał "sokiem z gumijagód" , ale grunt, że wiedziałam o co chodzi. Alkohol zawsze dostawaliśmy bez problemu. Pani wiedziała że i tak skądś weźniemy alkohol więc upraszczała nam robotę. W zamian za to dwa razy w tygodniu pomagaliśmy jej w sklepie. To dobry układ. Po zdobyciu "soku z gumijagód" postanowiłam, że idziemy do szkoły. Chciałam złożyć papiery o przeniesienie z tej szatańskiej klasy. Trochę szkoda, że nie chodziłabym z Kamilem do klasy, ale cóz - takie życie. Szybko napisałam dlaczego chcę się przenieść, a pani z sekretariatu stwierdziła, że "codzienne przebywanie z tymi ludźmi może powiększyć ilość zgonów, a mnie wpędzić to może do poprawczaka" to nie żaden argument i niestety podanie jrest rozpatrzone negatywnie. Wyszłam wkurzona, wyrwałam winacza Kamilowi i wypiłam prawie całego. Niechcący beknęłam, a Kamil stał i patrzył się na mnie pytającym wzrokiem. '-Nie pytaj.' - powiedziałam wkurzona i poszłam. Kamil tym razem nie gonił za mną lecz wrócił się do sklepu. Ja zaś poszłam na miasto. Zapewne poszłabym na plażę, ale nie chciałam myśleć. W samotności to się nasila. Chciałam być wśród ludzi. Poszłam do galerii poszukać jakiś fajnych ciuszków. Oczywiście nie udało mi się. Poszłam do McDonalda, zamówiłam jakieś frytki i zaczęłam jeść. '-Można się dosiąść?' - spytał jakiś głos. Potaknęłam nie widząc nawet jego twarzy. Ewidentnie był to mężczyzna. Spojrzałam na niego. Skóra, długie, czarne włosy i szare oczy w których można się było utopić. Oczywiście gdybym go lubiła. Uśmiechnął się. Nie wiedziałam czy śmieje się ze mnie, czy po prostu cieszy się że mnie widzi. Nawet nie chciałam wiedzieć. '-Dlaczego chciałeś się do mnie przysiąść?' - spytałam Michała. '-Bo cię lubię.' - odpowiedział bez głębszego zastanowienia się. '-Jak możesz mnie lubić po tym jak cię potraktowałam? Nawet nie wiesz jak mam na imię.' - powiedziałam oburzona. '-Wiem, Martyno.' - odpowiedział, powstrzymując się od śmiechu. - 'Mam na imię Michał. I muszę ci powiedzieć, że Paweł dużo o tobie opowiadał. Twarda jesteś' - powiedział podając mi dłoń. W tym momencie mnie olśniło. Pamiętam gdy Paweł mówił mi, że ma dobrego kumpla - Michała, że jest dla niego jak brat. W tym momencie chciałam się ulotnić. Po prostu stamtąd wyszłam. Typ przybiegł i stanął przede mną. '-Ej. Nie musimy o nim gadać. Ja nie jestem taki jak on. Chodźmy na lody.. tylko bez skojarzeń, ok?' - powiedział. Zgodziłam się. I bardzo dobrze. Michał to przemiły gość. Czasem sypnie żartem, czasem radą. A tak. Dopiero go poznałam, a już mu się wyżalałam. Chyba oboje czuliśmy jakbyśmy znali się od wieków. Ja mu opowiadałam o desce, a on mi o glanach. Opowiadałam mu o plaży i najlepszych klubach - on o górach i stokach. Nagle postanowiłam się go zapytać o to dlaczego po moim wrednym zachowaniu dalej byl dla mnie miły. '-Paweł opowiadał, że jesteś idealna i ten który spędzi z tobą reszte życia jest szczęściarzem. Mówił, że na ciebie nie zasługuje. Może ci nie mówił, ale od początku roku szkolnego ćpał jak głupi a ta dziunia co się z nią całował to była jego dilerka. Wtedy był na prochach. Żałował, że cię stracił. Później swoje uczucia oprawił w panceż. Żyje spontanem. Po za tym nie chcę tylko zadawać się z ludźmi, którzy mają myśli samobójcze.' - odpowiedział. '-Wprawdzie widziałam go dziś załamanego na plaży, ale ta cała szopka z Emilem i Moniką miałaby wywołać myśli samobójcze? Tu musi być coś więcej. - powiedziałam, trochę zaskoczona tymi informacjami. '-To ty nic nie wiesz? Jego mama leży w szpitalu. Jej stan jest cięzki. W piątek będzie wiadomo czy opłaca się jeszcze trzymać ją przy życiu.' - powiedział, a moje oczy wydały na świat słone łzy. Michał nie zabardzo wiedząc co zrobić przycisnął mnie do swojej piersi i pozwalał moim łzom odpłynąć. Siedzieliśmy tak długo, a ja po prostu zasnęłam. Zasnęłam w ramionach nowo poznanego człowieka z myślą, że teraz będzie tylko gorzej.

poniedziałek, 15 sierpnia 2011

Niedziela, 14 sierpnia.

Spojrzałam się jeszcze raz na śpiącego Emila. Mimo swoich 17 lat w tej pozycji wyglądał jak dziecko. Dziecko bez kłopotów, zmartwień, bez całego tego bagna. Poszłam się ogarnąć. Spojrzałam w lustro. Przeraziłam się. Nie dość, że miałam podpuchnięte oczy to przy jednym z nich widniało limo. Przebolałabym gdyby było od jakiejś dziewczyny, ale to było od Niego - tego którego kochałam i kochać będę. Bez sensu, nie? Normalna dziewczyna już miałaby drugiego,ale nie ja. Ubrałam się i zeszłam na dół. Śpioch spał nadal, w sumie nie dziwię mu się. Kto wstaje o 6:00 nad ranem tylko po to by popatrzeć na jakieś głupie słońce? Ja. Zawsze wtedy myślę o wszystkim co mnie gryzie w nadziei, że mama z zaświatów mnie usłyszy. I pomoże. A to by mi się przydało jak cholera. Tego nie widać, ale jest mi strasznie źle. Było gorzej, kiedy ćpałam, na szczęście mama wysłała mi Emila i jego ekipę, która szybko stała się i moją. To Edyta z Bartoszem znaleźli mnie przy jednej z umywalek nieprzytomną ze strzykawką w żyle. To Sylwia zawiozła mnie do szpitala. To z Emilem gadałam o wszystkim co mnie dręczy. To Kamil przychodził z czekoladkami, które wspólnie zjadaliśmy. To oni pomogli mi z tego wyjść. Mimo, że ich nie znałam, oni opiekowali się mną. I tak jest do dziś. Jak jedna wielka rodzina.  Z początku przychodził tylko Emil, może dlatego tyle o sobie wiemy. I tak jest do dziś. Jak jedna wielka rodzina. Niemożliwe jest jak w niespełna rok można pokochać nieznanych ci wcześniej ludzi. A jak najbliższych można znienawidzić. Rozmyślając zaparzyłam kawę Emilowi i sobie, którą w mig wypiłam. Zostawiłam Emilowi kartkę, która ma za zadanie poinformować go że nie będzie mnie do 17:00 i że zostawiam mu wolną chatę. Wyszłam na plażę i zmierzałam do domu Bartka i pisząc mu smsa gdy naglę zobaczyłam postać siedzącą na piasku. Poznałam tą sylwetkę. Te ruchy, które tak kochałam. Tą bluzę, w którą ubierałam się gdy było mi zimno. Do oczu napłynęły łzy, telefon wypadł mi z ręki. Szybko go podniosłam, obserwując go. Paweł siedział i patrzył się na słońce. Tak, to jedna z naszych wspólnych przyzwyczajeń. Założyłam okulary przeciwsłoneczne i postanowiłam przejść koło niego niewzruszona. Już prawie go mijałam gdy usłyszałam cichy głos. Jego głos. '-Poczekaj.' Nie wiedziałam jaki ma interes w tym, żeby w ogóle ze mną gadać. Szczególnie po tym co się stało. Jednak uległam. Usiadłam koło niego, patrząc się na fale. Nie chciałam znowu zobaczyć tych oczu, które tak wiele ukrywały. Mimowolnie spojrzałam w jego stronę. Taki jak go zapamiętałam. Ale nie z wczoraj. Z przed roku. '-Słuchaj.. przepraszam cię za to co się stało. Nie chciałem ci zrobić krzywdy, poniosło mnie. Jak się czujesz?' - powiedział, dosyć pewnym głosem. '-Dobrze wiemy, że nie chodzi ci o mnie tylko o to, żebym nie powiedziała Agnieszce.' -wstałam i otrzepałam się z piasku. Pawel zrobił podobnie. Staliśmy naprzeciw siebie. To bolało. - 'Nie lubię jej. Ale nie chcę by czuła to samo co ja.' - zdjęłam okulary. - 'spójrz w moje oczy. Widzisz? Wczoraj na nie nie patrzyłeś. Bałeś się że zobaczysz to samo u Agnieszki. Ale ja wiem że jej nie kochasz. Pewnie załatwia ci koncerty i tak dalej. I wiesz co? Chciałabym wiedzieć po co ci byłam ja.' - powiedziałam i pobiegłam w stronę domu Bartka. Łzy ciekły mi ciurkiem. Praktycznie nic nie widziałam, nawet nie starałam się widzieć. Najważniejsze było tylko moje pęknięte już po raz setny serce. Nagle poczułam, że w coś walnęłam. Upadłam na piasek. Otarłam łzy i spojrzałam w górę. To nie 'coś' tylko jakiś chłopak. Co w tej chwili mogłam o nim powiedzieć? Niewiele. Czarny t-shirt, czarne włosy do ramion, nieco sianowate. Falowane. Czarne spodnie włożone w glany. Kolacztki. Najwyraźniej był tzw metalem. Szare oczy doskonale komponowały się z tym wszystkim na jego rękach. Podał mi dłoń. Wstałam podpierając się na niej. '-Uważaj trochę, nie każdy jest taki miły jak ja' - powedział z uśmiechem na ustach. Ja jednak się na taki nie zdobyłam. '-I nie każdy jest taki skromny' - dodałam i pobiegłam. Przed domem już czekał Bartosz. Poszliśmy na plażę - w przeciwnym kierunku. Nie chciałam się natknąć na tego typa, zwyczajnie byłoby mi głupio. Opowiedziałam Bartoszowi sprawę z Pawłem, to co mu powiedziałam. Stwierdził, że ja to mam 'jaja', bo nie każdy zdobyłby się na coś takiego. Wystarczy spojrzeć na Emila. W drodze do lodziarni opowiadałam mu o zdarzeniu z tym typem. Dzięki temu (i lodom czekoladowym) poprawił mi się nieco humor, ale wiedziałam, że w nocy już tak nie będzie. Będę szlochać w poduszkę, bo nikt nie ma ochoty mnie słuchać o 3:00 nad ranem. Dowiedziałam się, że owy 'metal' nosi imię Michał i podobno będzie chodził ze mną do jednej klasy w liceum. Nie znałam go wcześniej, bo tu nie mieszkał. Zapowiada się świetnie. Następnie poszliśmy do jakiegoś lasu - Bartek mnie tam zaprowadził. Upewniał mnie, że nie idziemy na grzybki halucynogenne, tylko chciał mi coś pokazać. Zawiązał mi chustkę na oczy i prowadził.Czułam się pewnie - w końcu prowadził mnie Bartek. Dotarliśmy na miejsce. Zdjął chustkę i co ujrzałam? Wielki pień na środku pola. Piękny widok. Świerszcze odgrywały swój koncert, a mrówki jak zwykle zapracowane coś znosiły. Nie obyło się bez komarów. Nienawidzę ich. Usiedliśmy na pieńku i Bartek opowiadał. O wszystkim. O tym jak rzuciła go dziewczyna, jak zostawiła go matka, tylko ze stówą w kieszeni, jak popadł w nałóg alkoholizmu. Zadziwiając jak mało o nim wiem. Nikt mu nie pomógł. Nikogo przy nim nie było, wszyscy byli przy mnie. Jak on się z tym wszystkim czuł.. Jestem złą przyjaciółką. Najgorszą. Ale mówił, że to nie moja wina, że gdy ja się pojawiłam było już coraz lepiej z nim. Że moja obecność dawała mu siły by z tym walczyć. Mówił że uwielbia mnie słuchać, że to umniejsza jego problemy. Tylko szkoda, że nie wygaduję mu się tak często jak Emilowi. Nie wiem co miał na myśli, ale opowiedziałam mu wszystko. Że zmarła mi mama, ojciec zwiał - praktycznie go nie pamiętam, że dlatego patrzę na wschody, opowiedziałam mu wszystko co łączyło mnie z Pawłem, no i to że dlatego patrzę na zachody. Zrozumiał. A mnie to zdziwiło. Zawsze zwracał się do mnie w stylu 'Elo, laska'. Teraz tak nie było. Długo gadaliśmy aż nagle zadźwięczał dźwięk smsa. Spojrzałam na wyświetlacz. Godzina 06:06 po południu. I bynajmniej nie zwiastowała niczego złego. Przyszedł drugi. Otworzyłam pierwszego smsa z uśmiechem na ustach. Od Emila: 'możemy sobie z Edytą, Sylwią, Wiktorem, Kamilem i Jackiem Danielsem przesiedzieć noc u ciebie?'. Odpisałam: 'Ej, czekajcie na nas!' i zarządziłam Bartkowi odwrót do mojego domu. Drugiego nie odczytałam, nie chciałam psuć sobie humoru - zepsuję sobie go jutro. Dotarliśmy do domu i ujrzeliśmy tych ukochanych ludzi siedzących przy stoliku popijających Jack'a Daniels'a i rozmawiających. Przyłączyłam się do nich, ale najwięcej gadałam z Bartkiem, chciałam mu poświęcić cały ten wieczór. Nagle odezwał się do mnie: '-Pamiętasz jak mówiłem, że samą obecnością poprawiasz mi humor? Popraw go komuś innemu, jutro pogadamy.' - i wskazał rękę na siedzącego w kącie Emila. Trzymał szklankę i nieobecnym wzrokiem gapił się w okno. Zachód słońca. Teraz we dwoje mamy manię. Gdy stanęłam mu na horyzoncie uśmiechnął się - poraz pierwszy od kilku dni. To mi wystarczyło by ten dzień był w miarę normalny.

___________________
Bardzo dziękuję za miłe komentarze z waszej strony i tyle wejść. ♥
Notka długa, ale może to przebolejecie. Za błędy przepraszam - zmęczona jestem.
Pozdrawiam . ;**

niedziela, 14 sierpnia 2011

Sobota, 13 sierpnia.

Byliśmy w wejściu na plażę. Jakoś nic szczególnego się nie działo. Nagle ujrzeliśmy roztrzęsionego Wiktora. '-Tam, szybko!' - krzyknął i dał znak żebyśmy pobiegli za nim. Z początku zobaczyłam tylko grupkę młodych ludzi, niektórzy naćpani - inni wstawieni. Wbiegłam w tłum szybciej niż pozostali i co zobaczyłam? W sumie można było się tego spodziewać.. Emil bił się z Pawłem. O, nie, przepraszam. Emil go napierdalał. Siedział na nim i go po prostu napierdalał. '-Emil!' - krzyknęłam. Nie zareagował. Tego również można było się spodziewać. '-Zostaw go!' - krzyknęłam szarpiąc go za koszulkę. Podbiegła reszta ekipy. Jakoś daliśmy sobie z nimi radę. Ja , Kamil i Bartek trzymaliśmy Emila, który ciągle bluzgał. Nigdy nie widziałam go tak wściekłego. Był cały czerwony, a oczy mieniły się bólem i złością. Diabelską złością. Edyta, Sylwia i Wiktor trzymali Pawła, w sumie niepotrzebnie - koleś leżał wpół żywy. I może normalnie ucieszyłabym się z tego widoku, ale jednak wolałabym żeby to dziewczyna na której mu zależy tak go zraniła. Niekoniecznie fizycznie. '-Dlaczego akurat ona? Masz tyle lasek, dlaczego wziąłeś się za moją? Żeby mi dopiec? Pytam się kurwa, dlaczego!?' - krzyczał Emil, próbując się wyrwać, jednak mocno trzymałam go za pulsujący nadgarstek. '-Stałoby się to prędzej czy później. Pogódź się. Laska cię zdradziła i to może niekoniecznie moja wina. Po prostu jest dziwką.' - odpowiedział półgłosem Paweł, ledwo stojąc. Słysząc to, Emil wyrwał się Kamilowi i Bartkowi. Trzymałam go już tylko ja, ale i tak nie mogłam nic zdziałać. Szedł do niego nie czując nawet że jadę tyłkiem po piasku próbując go zatrzymać. Gdy stał naprzeciwko Pawła zorientował się. Podniósł mnie szybkim ruchem i postawił mnie pomiędzy nich. '-Nie mów tak o Monice. Lubisz zadawać ludziom ból, nie? Popatrz na nią.' - popchnął mnie ku niemu. Na policzki wstąpiła mi tajemnicza maź potocznie zwana łzami.  Podniosłam wzrok. Nie patrzył na mnie. W jego oczach widziałam strach. Najsilniejszy jaki widziałam. -'Popatrz w jej oczy, sukinsynu. Co widzisz? Widzisz co jej zrobiłeś? Ona cię kurwa kochała. Niewątpliwie nadal kocha. I to mnie boli. Że moja najbliższa w tej chwili osoba, ma złamane serce, przez ciebie, a kocha cię nadal. Za to chyba nie potrzebna była jej kara.' - wskazał na moje limo. - 'Jeżeli jeszcze raz coś jej zrobisz to przysięgam że zapierdolę cię gołymi rękoma. A Monikę bierz. Wiem jedno. Szkoda mi Agnieszki, gdy się dowie. Jak nie od nas to od plotek. Żegnam.' - Syknął i spojrzał na niego gniewnie. Pociągnęłam go parę kroków w tył. Jeśli to nie było piekło to boję się tego prawdziwego. Edyta, Sylwia i Wiktor puścili Pawła, który chwiejnym krokiem powoli opuszczał plażę. Spojrzałam na Emila. Blond włosy niesfornie opadały mu na zakurzone czoło, te zaciśnięte zęby. Widać było, że ledwo powstrzymywał się od ataku furii. Nadal trzymał moją rękę, chyba nie zdając sobie sprawy, że w ogóle ona tam jest - prawie zgniatał mi kości. Wciąż patrzył na odchodzącego Pawła. '-To my zostawimy was samych.' - powiedział Kamil, już nie radośnie - biła z niego ostra powaga zmieszana z szokiem. Odeszli, podobnie jak Paweł. Nie patrzyłam już na Emila, tylko na morze. Myślałam, że to mnie jakoś uspokoi. Jednak tego nie robiło. Płakałam coraz więcej i coraz głośniej, aż w końcu zwróciłam uwagę Emila. Poluźnił uścisk i spojrzał na mnie. Twarz mu nieco złagodniała, jednak iskierki złości wciąż przebywały w jego oczach. '-Nie płacz. Już nic ci więcej nie zrobi.' - powiedział, a jego łagodność mnie zdziwiła. '-Dlaczego to zrobiłeś?' - wyszeptałam załamanym głosem. '-Słuchaj, nikt nie będzie cię bił, nawet gdyby ktoś lekko cię stuknął, a ciebie by to zabolało, zabiłbym. Cały rok wytrzymałaś w cierpieniach i ja to widziałem, za każdym razem jak patrzyłaś w zachód czy wschód słońca, za każdym razem gdy mijaliśmy wasze ulubione molo, za każdym razem kiedy mijaliśmy jego samego.. nie wiedziałem dopóki nie doświadczyłem tego samego. Ale kiedy cię uderzył.. to była przesada.' - otworzyłam szeroko usta ze zdumienia. Nie tylko dlatego, że trafił w samo sedno, a też dlatego, że nie wiedziałam skąd posiadał informacje o tym żenującym incydencie. - 'Skąd wiedziałem? Szedłem za tobą, zapomniałaś bluzy. Chciałem na miejscu to załatwić, ale byś się opierała, a ten skurwiel miałby satysfakcję.' - odpowiedział. '-Dziękuję.' - wyszeptałam przylegając do jego bluzy. Trochę zmoczyłam mu bluzę, ale nie miał mi tego za złe, wręcz namawiał bym w taki sposób sobie ulżyła. Oboje przepełnieni mieszanką uczuć wkroczyliśmy do najbliższego monopolowego po alkohol, po czym udaliśmy się do mnie do domu, z racji iż jego tata był w domu, a ja mieszkałam sama. Rozłożyłam wielki materac w salonie, a całą noc spędziliśmy na wyżalaniu się i topieniu tego bagna w tych marnych procentach, oglądając jakieś romansidła w telewizji. W pewnym momencie filmu nie odzywaliśmy się w ogóle. On zaszklonymi oczami oglądał jak wszystko się pięknie układa, a ja wtulając się w jego rękaw ledwo co patrzyłam na koniec filmu. Miałam strasznie podpuchnięte oczy. Aż niewiadomo kiedy zasnęliśmy. Oczywiście rozwalał się na cały materac, a ja się w niego wtulałam. Lubię się przytulać. Ale do niego najbardziej. Wiele osób powiedziało by że albo jedno, albo drugie kocha się w sobie. Ja tego tak nie odbierałam. On jest jak brat, którego nigdy nie miałam. I mieć nie będę. Około 6:00 wstałam. To nie była zapowiedź dobrego dnia. Dzień pt. "Kac morderca nie ma serca". Oglądając zachód słońca dostrzegłam Pawła z Agnieszką. Agnieszka cała w skorwonkach, Paweł niekoniecznie. Zobaczywszy mnie w oknie od razu zmienił kurs. Patrzałam na to z zaszklonymi oczami. I wiecie co? Zauważyłam, że dziewczyny kochają skurwysynów, a porządni kolesie natrafiają na zimne suki. I podejrzewam, że będzie tak zawsze.

sobota, 13 sierpnia 2011

Piątek, 12 sierpnia.

Podniosłam się z piasku i patrzałam na Emila. Wiedziałam co czuje i co myśli. I pomyśleć, że rok temu czułam kompletnie to samo. Rozpierdalało mnie od środka. Zawsze zastanawiałam się jak to czują faceci, przecież oni są twardzi, nie płaczą, mają taką kamienną twarz. A wystarczyło tylko spojrzeć w oczy takiemu facetowi by widzieć wszystko co czuje. Im jest trudniej. Nie mogą się wypłakać, bo są przyzwyczajeni do tego że to bezsensowne, że to niczego nie naprawi. Poprosiłam towarzystwo o rozejście się. Nie było potrzeby żeby szli nas odprowadzać - przecież nie byliśmy pijani. Uklękłam obok Emila - leżał na brzuchu, twarz zakrywając ramionami. '- Emil, choć, wracajmy do domu.' - szepnęłam. '-Daj mi spokój, proszę. Nie chcę mieć z wami nic wspólnego, tylko ranicie' - krzyknął załamanym głosem podnosząc się z piasku. Spojrzałam na niego. W jego oczy. Było tam wszystko. Wszystko czego nie mogę opisać. Siedział jak małe dziecko, które nie wie co ze sobą zrobić. Po chwili już był w moich ramionach. Od płaczu powstrzymywało go tylko to. W ekipie najbardziej z nim jestem zżyta. On za dużo o mnie wie. A ja o nim. '-Chodź już do domu. Prześpisz się. Jak coś będzie nie tak zadzwoń, przyjdę. Ale proszę cię chodź. Zaraz tu będzie Paweł z...' '-Z Agnieszką czy z Moniką?' - Przerwał mi.- 'Nie ważne. Muszę mu wyjebać.' - Rozumiałam jego stan i okoliczności, ale brak snu i kac dawały się we znaki. '-Słuchaj, to że laska cię zdradziła to chyba też jej wina, co? Paweł też mnie zdradził, ale ja Agnieszce nie robiłam takich świństw, nawet jeżeli uważam, że jest pustą lalą bez mózgu!' - wykrzyczałam. Emil wstał jak oparzony. '-Nie rozumiesz mnie! Nikt mnie kurwa na tej ziemi nie rozumie!' - wykrzyczał i pobiegł do domu. A ja poszłam do swojego, rozmyślając. Nagle natrafiłam na Pawła. Nie chciałam na niego trafić. Rozmawiać z nim. Nic. Bo wszystko wracało. A nie o to mi chodziło przez ten rok bez niego. '-Cześć' - powiedział nieśmiało. Minęłam go bez słowa. Chciałam odejść. Jaknajdalej. Jednak nie mogłam. Nie przez uczucie, a przez jego zimną dłoń zaciskającą się na moim nadgarstku. '-Mówiłem: Cześć' - powtórzył. '-Odczepisz się w końcu ode mnie? Nie chcę cię znać, rozumiesz? Gówno mnie obchodzi to, że zdradziłeś swoją pustą pannę z Moniką. Za kogo się zabierzesz dalej? Za dziewczynę twojego najlepszego kumpla?' - wykrzyczałam mu w twarz. '-Nie zrobiłbym tego Michałowi, dziwko.' - powiedział z zaciśniętymi zębami. Potem zdąrzyłam zobaczyć tylko jego pięść zbliżaja się do mojego policzka, zdążyłam poczuć chodnik pode mną, potem już straciłam przytomność. Głupie nie? Jedno uderzenie od kogoś i już tracić przytomność. Ale to uderzenie miało jakieś inne znaczenie. Bo zrobiła to ręka, ręka której się kiedyś kurczowo trzymałam, która mnie obejmowała, której właściciel mnie kochał. Ta właśnie ręka uderzyła mój policzek. Kochałam tą rękę. Jej właściciela. I to uczucie wraca. Właściwie nigdy mnie nie opuściło. Otworzyłam oczy. Zobaczyłam Kamila. '-Co się stało?' - spytałam. Głupie. Przecież doskonale wiem co się stało tylko jakoś nie chciałam przyjąć tego do wiadomości. '-Sam nie wiem. Miałem zamiar iść do domu i nagle przewróciłem się o coś, a to byłaś ty.' - odpowiedział. '-Kamil, nie żartuj.' Pomógł mi wstać. Policzek dalej piekł żywym ogniem. Dotknęłam go. Nieźle, chyba mam niezłe limo. Poczciwy Kamil odprowadził mnie do domu. Żartowaliśmy jak zawsze. Kocham go, normalnie. Kocham jego poczucie humoru i nastawienie do życia. I prawdopodobnie gdyby zdarzyła mu się sytuacja taka jak z Moniką i Emilem, Kamil spojrzałby tylko i powiedział 'muszę ją rzucić. Helooł, jak już zdradzać to z kimś przystojnym.' Może by tak powiedział, a może za mało go znam. Chciałabym być jego siostrą, choć już się tak trkatowaliśmy. Przed drzwiami spytałam Kamila '-A ty co dziś robisz?' '-Będę się opierdalał' - odpowiedział wskazując na torbę pełną filmów i chipsów. '-Ja też! Więc po co marnować dwa domy? Poopierdalajmy się w jednym, po za tym ten lód w twojej torbie by mi się przydał' - powiedziałam radośnie wskazując na limo. - 'Masz być o 15:00 u mnie. Weź jeszcze Edytkę i Bartka' - rozkazałam mu, po czym weszłam do domu. Wybranie Edytki na takie popołudnie to dobry wybór. Wiem, że Edyta podkohuje się w Kamilu, z resztą jakbym dopiero weszła do ekipy też bym się w nim zakochała. Poszłam do biedronki, ogarnęłam jakieś piwo oraz finlandię - tylko dla mnie i Edytki. Wróciłam - była 14:30. Przebrałam się w czerwone rurki i czarny top, ogarnęłam te moje czarne  kłaki i usłyszałam dzwonek do drzwi. To była Edytka i Kamil. Cali w skowronkach - Edyta bo jest z Kamilem, Kamil bo taki już jest. Rozkazałam wsypanie chipsów do miseczek i klapnięcie przed telewizorem. Włączyliśmy jakiś horror na którego nie patrzałam dopóki nie pojawił się Bartosz - rękaw w który mogłam się schować, a który niewiele rozumiał dlaczego. '-Cześć, Marti. Nieźle ci Paweł pierdolnął. Kiedyś za to oberwie.' - przywitał się. '-Co? Skąd wiesz, że to on?' - spytałam zdziwiona. '-Kamil mi mówił. Podobno ty nic nie pamiętałaś, a on nie chciał ci łamać serca. Ja jednak widzę w twoich oczach, że pamiętasz. Edyta, Sylwia i Wiktor też wiedzą. Emil nie. To byłoby lekkomyślne mu powiedzieć.' - odpowiedział siadając na kanapie. Wtulałam się w jego rękaw, niekiedy popijając piwo, lub kieliszek Finlandii. W normalnych okolicznościach pobiegłabym do Emila i wypłakałabym się mu, albo chociaż z nim pobyła, ale teraz jest 'dyżur' Sylwi i Wiktora. Teraz jednak patrzałam na słodki obrazek Edyty i Kamila. Kamil ucieszony z trupa na drzewie a Edyta wtulona w niego. Tak więc topiłam smutki w bezbarwnym napoju. Dopóki nie zadzwonił telefon. Wiktor. '-Martyna? Szybko wbijaj na plażę koło Bartka! Z Sylwią sami nie damy sobie rady! Weź wszystkich!' - i urwało się połączenie. Wstałam, wyłączyłam telewizor. Kamil i Edyta - już odklejeni od siebie, zaczęli krzyczeć dlaczego to zrobiłam. '-Wiktor dzwonił, wszyscy na plażę koło Bartosza!' Wszyscy zerwali się z kanapy i szybkim krokiem udaliśmy się w stronę plaży. Bartosz cały czas obejmował mnie, a ja się trzęsłam. Choć zimno nie było. Byliśmy już blisko plaży. Spojrzałam na wyświetlacz telefonu. Godzina 18:06 czyli 06:06...

czwartek, 11 sierpnia 2011

Czwartek, 11 sierpnia.

06:06 - co ja mam z tą godziną? Budzę się o niej każdego dnia i podziwiam plażę. Pustą plażę, żadnych turystów. Tylko słońce, piasek i szum fal. Jednak tu nie chodzi o przyzwyczajenia. Dla mnie godzina 06:06 jest inna od reszty godzin. Godzina początku i końca. To właśnie wtedy Paweł po raz pierwszy wyznał mi miłość, to wtedy wypłakiwałam się Emilowi z moich miłosnych problemów, to wtedy zmarła mama. Mama.. ile bym dała żeby ją mieć, żeby bić się z nią o łazienkę czy ulubiony kubek, żeby móc z nią pójść na zakupy a nawet pokłócić się z nią o chłopaka. Chciałabym mieć ją przy sobie. Mówią, że jestem podobna do niej. Ja jednak nie sądzę. Była piękniejsza. O godzinie 06:06 dowiedziałam się, że nie żyje. Płakałam, patrząc na wschód słońca. Chyba zostało mi do dziś. Siedziałam na oknie oglądając plażę, a nie dlatego, że codziennie Paweł chodził tam ze swoją dziewczyną. Tą pustą plastikową lalą, wtapiającą się w tłum jako rzekomy człowiek. Widziałam ich i tym razem. Trzymali się za ręcę. Idealnie. Nie wiem dlaczego, ale wszystko tam było nieco sztuczne. Sztuczna opalenizna, sztuczne cycki, sztuczne włosy, sztuczne paznokcie, sztuczne uczucie.. Z rozmyślań wyrwał mnie dźwięk otwierających się drzwi. Bartek i Emil wpadli do mieszkania z torbami zakupów. '-Laska, a ty znowu rozmyślasz przy oknie?' - zapytał drwiaco Bartek. Mimo, że był moim przyjacielem, nie wiedział o mnie wszystkiego. Czasami myślałam, że nawet nie chce wiedzieć, bo ma swój świat - świat deskorolek, ramp.. i wszystko co się z tym wiąże. '-Daj jej spokój, dobrze? Ty sobie tu rozmyślaj, a my ci coś ugotujemy.' - odpowiedział Emil stukając Bartka w rękę. Po godzinie miałam już swoje śniadanko, które nawiasem mówiąc było przepyszne. Dobry humor zszedł mi z twarzy gdy zobaczyłam w jakim stanie jest kuchnia. Nakazałam ogarnięcie tego podczas gdy ja oglądałam jakieś romansidło, które chłopaki mi przywieźli. Nie lubię takich filmów. W życiu nie ma happy endów. Po piętnastu minutach pojawiła się Edyta. Zadziwia mnie to w jaki sposób ta mała blondynka o czekoladowych oczach przeżywa każdy moment w takim filmie. Po wszystkich tych mdłych romansidłach poszłam zobaczyć kuchnę. Szok! Nigdy nie była aż tak czysta! Przeszli samych siebie. Zadzwoniliśmy po resztę: Wiktora, Sylwię i Kamila by ogarnąć gdzie dziś idziemy. Bo nie ma to tamto: imprezy na plaży są najlepsze. Jednak nikomu nie chciało się ruszyć czterech liter więc zorganizowaliśmy 'noc horrorów'. Trzeba było jechać na jakieś zakupy, wszyscy wyszliśmy z domu, byliśmy już w połoie drogi gdy zobaczyłam Pawła ze swoją lalką. Chichotała jakby była najarana. Sprzedałam jej spojrzenie typu 'ogarnij swoją sztuczną dupę'. Jednak dla pewności spytałam się czy ma jakiś powód do śmiechu. Wszyscy wybuchnęli śmiechem gdy spojrzałam odbicie w wystawie. Byłam w piżamie. Poleciałam się przebrać i dołączyłam do tych wariatów. Wzięliśmy jakieś piwa, a ja bonusowo wywalczyłam lays'y strongi..mm.. Udaliśmy się do domu Kamila, bo był on dużo większy od mojego. Włączyliśmy film. Jak ja nie lubię horrorów.. Za każdym razem gdy czegoś się przestraszyłam wtulałam się w Bartosza. '-Boisz się horrorów, laska?' - usłyszałam jego szept. Nienawidzę gdy ktoś do mnie się tak zwraca, ale jemu byłam w stanie wybaczyć. Objął mnie braterskim ramieniem, ale ja się z niego wyrwałam. Podeszłam do okna. Bartosz poleciał za mną. '-Przepraszam cię, nie chciałem byś to tak odebrała.' - tłumaczył się. '-Nie, Bartek. Tu nie o to chodzi. Widzisz? Zachód słońca. Dlatego wybiegłam.' - uspokoiłam go. '-Do cholery jasnej, dowiem się kiedyś o co tu chodzi? Wampir jesteś czy co?' - wkurzył się. '-Kiedyś ci powie, ja też musiałem czekać' - wciął się Emil. Bartosz poszedł obrażony, ale to nic nowego, często się obraża. Usiadłam na wielkim parapecie, podobnie jak Emil. '-Piękny widok. Chciałabym tu mieszkać. A te zachody..' '-Martyna, widzisz to co ja?' - przerwał mi. - 'Widzisz to czy ja kurwa śnię?' Spojrzałam na plażę. Ujrzałam Pawła liżącego się z jakąś panienką. Ale zaraz, zaraz.. to nie była ta pusta lala.. to była Monika - dziewczyna Emila. Zszokowana wydukałam tylko '-O ja pierdolę!' Spojrzałam na Emila.Jego twarz mówiła wszystko. Ten ból. Ból którego ja doświadczyłam. Chwilę potem Emila nie było. Wbiegłam przed telewizor. '-Pomóżcie..Emil..Paweł...plaża..Monika..' - wydukiwałam słowo po słowie. Towarzystwo nie wiedziało o co chodzi. '-Zatrzymajcie Emila, on chce się lać z Pawłem!' - wykrzyczałam. Chłopaki pobiegli za nim i chwilę potem mieli go już w domu. Ja wyglądałam przez okno. Nagle ujrzałam znajomą sylwetkę. Paweł. '-Proszę, nie mów Agnieszce o tym co zaszło. Zrobię wszystko.' - prosił. '-Skoro tak mówisz..' - odpowiedziałam i zamknęłam okno. Jak się dowiedziałam Emila zaprowadzili na górę. Poszłam do niego. Wyciągnęłam go na plażę, jednak tym razem ja go pocieszałam. Opowiadał mi o wszystkim z łzami w oczach a ja go przytulałam i mówiłam, że ona nie jest tego warta. Warta jest tylko zapomnienia. Zasnęliśmy na plaży. Dokładnie jak wtedy. Towarzystwo nas znalazło i nas obudziło. Nigdy nie zapomnę zagubionego wzroku Emila i godziny, którą ujrzałam po przebudzeniu się tego dnia na plaży: 06:06 .

_____
Jest mi wstyd za każdy błąd tu wykonany, nie jestem doświadczona.. Przepraszam :)