Obudziłam się w małym, dość ciemnym pokoju. Ściany były koloru bordowego, meble czarne. Leżałam na łóżku, a naprzeciw mnie wisiał duży plakat Slayera. Koło niego było okno, a pod oknem - biurko, a na nim laptop i parę nieznaczących drobiazgów. Widziałam jeszcze jakąś szafę oraz stolik nocny. Gdy dotarło do mnie, że nie jestem w swoim pokoju o zielonych ścianach, ogarnęłam fakt iż zasnęłam na plaży, a Michał najwidoczniej przyniósł mnie do swojego pokoju. Gdzieś na ścianie zauważyłam wskazówki zegara i dokładnie widziałam godzinę 23:00. Dość długo i niego zagościłam. Napewno wszyscy się martwili - byliśmy umówieni o 21:00 pod klubem. Spojrzałam na telefon. 25 nieodebranych. Głównie to był Wiktor i Bartek. Znalazły się też dwa połączenia od Basi i jedno od Sylwi. Wiedziałam, że coś się stało. Już miałam się zbierać, gdy usłyszałam głosy. I bynajmniej nie takie, jakbym miała schizofrenie. Prawdziwe głosy. Głosy które dobrze znałam. Przecież jeden z nich kochałam. '- Nie wiem, stary. Nie wiem co mam ze sobą zrobić. Gdzie się podziać. Może po prostu będę spał w szpitalu, aż do piątku. Potem pójdę do domu dziecka.' - wyznał załamanym głosem Paweł. '- Koleś, stary nie może cię tak po prostu wyrzucić z domu.' - powiedział Michał. '- Twierdzi, że to co się stało mojej matce to moja wina. Dlaczego? Przecież mi zależy na tym żeby żyła. A jej zależy na mnie. Straciłem wszystko: dom, rodzinę, kumpli, nawet moją nic nie wartą miłość.' - powiedział. Miałam dziwne wrażenie, że płacze. '-Agnieszka z tobą zerwała? Czy coś z Moniką?' - spytał Michał. '-Nie o nich mówię..' - odpowiedział. '-Już wiem o kim mówisz' - powiedział Michał ze zrozumieniem w głosie. W tym samym czasie walnęłam głową o jakąś półkę czy coś. Nie pamiętam, ale huk rozszedł się po całym domu. Usiadłam na fotelu. Słyszałam kroki po schodach i modliłam się, żeby to tylko nie był Paweł. I nie był. Bo to był Michał. '-Co się stało?' - spytał. '-Walnęłam o coś. Nic mi nie jest. Chyba muszę już iść' - powiedziałam, chcąc się szybko ulotnić. '-Gdzie, o tej porze?' - spytał. '-Do klubu, jest niedaleko.' - odpowiedziałam szybko. '-Chyba nie chcesz iść tak upaćkana' - powiedział wskazując na moją bluzkę. Rzeczywiście. Biała bluzka była upaćkana lodami czekoladowymi. -'Pożyczę ci jakąś. Sory, ale nie mam innej.' - powiedział pokazując mi bluzkę z napisem Metalica. Ubrałam się w nią i muszę powiedzieć, że choć była trochę przyduża pasowała mi do stroju. Czerwone rurki w czarną kratkę, wepchnięte do czarnych trampek, czarna bluzka z Metalicą i skóra. Nieźle. Wzięłam z łóżka skórę i już miałam wychodzić gdy usłyszałam czyiś krzyk. '- Co ona tu robi?' - spytał krzycząc, Paweł. - 'Z resztą nie ważne. Nie obchodzi mnie to z kim przebywasz nocą.' - powiedział i szybkim krokiem zbiegł na dół. Michał poleciał za nim, a ja stałam nieruchomo. Słyszałam, że Michał dopadł go pod drzwiami. Rozmawiali. Chyba o mnie. Usiadłam na łóżku. Za dwie minuty przyszedł Paweł. '- Chodź, zaprowadzę cię do tego klubu.' - powiedział stanowczo. Choć niechętnie, wstałam z łóżka i poszłam za nim. Szliśmy z 5 minut gdy ten odezwał się. '- Wiesz ile dałbym by mieć takie życie jak ty? Wszystko.' Myślałam, że wie o mnie dostatecznie dużo, że wie, że tak nie jest. '-Jak możesz tak mówić? Wiesz ile przeszłam.' - odpowiedziałam, patrząc się na własne buty. '-A ty nie wiesz ile ja.' - powiedział, spoglądając na mnie. Zawsze, odkąd pamiętam był pewny siebie. Teraz jednak w jego oczach było zagubienie, strach. Kazałam zaprowadzić się pod dom - nie chciałam balować. Pragnęłam snu. Szliśmy w milczeniu. Rozmawianie ze sobą nas bolało - przynajmniej mnie. Staliśmy już pod domem - zegarek wskazywał drugą w nocy. '-Ze mną przeszłabyś piekło.' - szepnął. '- Już wiem co to piekło' - odpowiedziałam. '-Tak czy siak, nienawidzisz mnie, a ja nie mam ci tego za złe. - powiedział. '-Wręcz przeciwnie. Kocham cię' - szepnęłam i szybko pobiegłam do domu. Stał tam jeszcze z 15 minut w bezruchu, a ja zamknęłam się w pokoju i płakałam. Po pewnym czasie usnęłam. Obudziłam się o 15:00. Długo spałam. Ostatnio coraz częściej mi się to zdarza. Postanowiłam oddzwonić do wszystkich, którzy dzwonili wczoraj do mnie. Pierwsza była Basia. '-Musimy porozmawiać, kochaniutka. W sobotę.' - tyle co zdołała wydusić. Potem dzwoniłam do reszty. Zarówno Sylwia jak i Wiktor nie odbierali. Dodzwoniłam się tylko do Bartosza. '-Zaraz ci wszystko opowiem. Przyjadę po ciebie.' - powiedział. Nie zdążyłam się spytać dokąd mamy jechać i w jakiej sprawie. Wiedziałam jedno - to było coś ważnego. Po paru minutach widziałam jego stalową hondę pod moim domem. Gdy tylko wsiadłam od razu ruszył, nie patrząc czy mam zamknięte drzwi, lub zapięte pasy. '-Co się stało? Gdzie jedziemy?' - spytałam przejęta. '-Jedziemy do szpitala. Do Emila.' - odpowiedział, a po plecach przeszedł mi dreszcz.
_________________________________________
Dziękuję za miłe komentarze z waszej strony oraz za 331 wejść (liczba rośnie) :D
Notka od niechcenia - jestem zmęczona.
w chuj wciąga i tyle. zajebista i już.
OdpowiedzUsuńpopieram, genialna dziewczyno jesteś. To uzależnia, i to bardzo. ;d
OdpowiedzUsuńDziękuję, zarumieniłam się aż. :)
OdpowiedzUsuńsuuper. wciąga - zgadzam się .!
OdpowiedzUsuń