poniedziałek, 22 sierpnia 2011

Środa, 17 sierpnia.

Dalej jechaliśmy w milczeniu, tak było najlepiej. Wzięłam tylko koc z tylniego siedzenia i owinęłam się nim. Choć było gorąco, miałam dreszcze. Ze strachu. Po paru minutach stanęliśmy przed szpitalem. Wbiegłam do szpitala po drodze potrącając kilku lekarzy oraz jakieś pielęgniarki, które omiotły mnie dzikim spojrzeniem. Podbiegłam do recepcji. Siedziała tam drobna blondynka, wyglądająca na miłą. Spytałam się tylko gdzie leży Emil i już do niego biegłam. Czasem nie wyrabiałam się na zakrętach i upadałam, ale szybko się podnosiłam. Gdy stałam przed drzwiami ktoś mnie zatrzymał. Był to lekarz. '-Nie możesz tam wejść.' - powiedział. Miał nieprzyjemny głos i ohydną wręcz brodę. Wyprowadził mnie do jakiegoś korytarza. Nie miałam pojęcia w jakiej części szpitala byłam, ale na szczęście reszta ekipy też tam czekała. Bartek przybiegł za mną, Wiktor palił kolejnego papierosa mimo zakazu, Sylwia była zapłakana (ma tak zawsze gdy się denerwuje), Edytka siedziała skulona, owinięta kocem, a Kamil przytulał ją, chciał ją jakoś pocieszyć. Wszyscy byliśmy zdenerwowani, nie wiedzieliśmy co z nim, w jakim jest stanie. Ja dodatkowo nie wiedziałam jak doszło do tego wszystkiego. Bartkowi trzęsły się ręce, tak jak i mi. Byliśmy dla niego rak jakby rodzeństwem. Wzięłam koc i usiadłam koło Bartosza. '-Co teraz będzie? Co będzie jak go.. zabraknie?' - ledwo powiedziałam ostatnie słowo. Płacz ściskał mi gardło, na świat wydobywały się nowe łzy, które skapywały na bluzkę Bartka oraz na jego koc. Usnęłam. Ocknęłam się dopiero rano. Każdy spał. Prawie. Bartosz palił papierosa przy oknie, ja miałam pod głową poduszkę. Okazało się, że jakaś miła pielęgniarka dała nam poduszki oraz co niektórym kołdry. Chciała dostawić nam kilka łóżek, ale nie chcieliśmy robić kłopotu. Gdy tak patrzyłam na resztę, moją uwagę przykuł cudowny obraz, jakim jest Kamil wtulony w Edytę. Jakby byli rzeczywiście razem. Jakże byłabym szczęśliwa, jakby tak rzeczywiście było! No nic. Podeszłam do Bartosza, spojrzałam na niego. Nie wyglądał najlepiej, prawdopodobnie nie przespał nocy. '-Będzie dobrze. Wiem to.' - powiedziałam, i w tej chwili przyszedł do nas facet w białym faruchu. Jak się później okazało - był lekarzem. Z początku myślałam, że chce nas stąd wywalić, ale okazał się być całkiem miłym gościem. '-I jak? Co z nim?' - spytaliśmy. '-Niestety nie mogę udzielić wam takich informacji, ponieważ nie jesteście nikim z rodziny' - odpowiedział z nutką współczucia w głosie. '-Jestem jego siostrą.' - wypaliłam bez zastanowienia, i jak się później okazało - opłaciło się. Lekarz wprowadził mnie do sali, w której leżało trzech chorych - w tym Emil. Wyglądał źle. Może nie aż tak, jak sobie wyobrażałam, ale źle. Podeszłam do niego. Nie spał. Raczej udawał. Dosunęłam krzesło do jego łóżka i spojrzałam na gościa w kitlu. Lekarz oznajmił mi co się stało. Prawdopodobnie pobicie. Był pod wpływem alkoholu i kokainy. Zatkało mnie. To dlatego nie był już taki smutny. Przez narkotyki. Obrażenia: liczne stłuczenia, połamane dwa żebra. Nic poważnego. Lekarz poszedł, a ja w końcu odezwałam się do chorego przyjaciela. '-Nie udawaj, że śpisz. Możesz mi się jakoś wytłumaczyć?' - odezwałam się surowo. '-Po pierwsze, nie muszę się ci tłumaczyć. To było jednorazowe. A biłem się dlatego, bo były jakieś chore ploty na twój i Michała temat. Właśnie, możesz mi powiedzieć skąd ta zmiana?' - spytał. Sama nie wiedziałam. Nie mogłam się wytłumaczyć sama sobie, a co dopiero jemu. '-Nie wiesz? A ja wiem. Chcesz się zbliżyć do Pawła. Zachowujesz się jak pusta laska. O ile już nią nie jesteś' - no nie. Przegiął. Kurwiki w moich oczach się nagle uaktywniły. Po prostu wzięłam ciasto ze stolika, które najwyraźniej jego nie było. Wyjebałam je mu w twarz. Poszłam. Ekipa już się obudziła. Siedzieli z kawą w ręku i czekali na wiadomości. '-Jemu nic nie jest, ale myślałam, że jest inny.' - powiedziałam i wyszłam. Cisnęłam butelką wody przed siebie i zapaliłam papierosa. No tak, nie miałam jak wrócić. Zobaczyłam skuter. Czarny. Niewątpliwie był to Michał. Zawsze pojawia się we właściwym miejscu, we właściwym czasie. '-Cześć.' - przywitał się. - 'Przyjechałem po Pawła, ale najwidoczniej tu go nie ma. Może ciebie mógłbym odwieźć?' - spytał. To było miłe z jego strony, szczególnie dlatego iż znaliśmy się z dwa dni. Założyłam kask i wsiadłam. Trzymałam się go kurczowo, opowiadając o wszystkim. O Pawle i o Emilu. Nawet o nocy w szpitalu. Zrozumiał i za to go cenię. Gdy dotarliśmy na miejsce, przypomniało mi się, że nadal mam na sobie jego koszulkę. Zaprosiłam go więc na kawę. Wzięłam szybki przysznic, przebrałam się w jedną z za dużych koszulek, a jemu oddałam własność. Nawet nie zdążyłam jej uprać, ale on nie miał z tym problemu. Wiedział w jakiej jestem sytuacji. Gadaliśmy o wszystkim. Cudownie się z nim gada. Nie potępia mnie i mojego zachowania. Jedyne co robi to rozumie. Oglądaliśmy jakiś film na dvd gdy nagle usłyszeliśmy krzyki. Wybiegliśmy od razu na plażę - ja w mokrych włosach, oczywiście nie zdążyłam wysuszyć. To Paweł i Agnieszka. Najwidoczniej kłócili się, chociaż nie wiedziałam dokładnie o co. Gdy Paweł mnie zobaczył zatrzymał na mnie wzrok. Nie dochodziło do niego to co Agnieszka w ogóle mówiła. Jedyne co zdążyłam zauważyć to pięść Agnieszki lecąca do mojego policzka.

2 komentarze: