wtorek, 30 sierpnia 2011

Niedziela, 20 sierpnia.

Obudziłam się w ramionach Michała. Jego chyba też zmęczyła ta sytuacja i również usnął. Widocznie przeniósł mnie na łóżko i położył się obok. Wstałam, rozejrzałam się. Nikogo prócz nas nie było. Muszę przyznać, że nieco się przestraszyłam, nawet nie wiem z jakiego powodu. Czy dlatego, że dziewczyny zniknęły, czy dlatego że jestem sam na sam z Michałem. Chyba tego pierwszego. Z Michałem nie raz zostwałam sama i nic się nie wydarzyło. Może i nie znam go aż tak długo jak reszty, i może nie mam podstaw do takiego stwierdzenia, ale ja po prostu w to wierzyłam. Nagle poczułam czyiś oddech na karku i dotyk na ramieniu. Od razu odskoczyłam. Przypomniał mi się Paweł jak robił to gdy się budziliśmy. Co jak co, ale są bardzo podobni. Podeszłam do okna. '-Hej, nie bój się przecież wiesz że ci nic nie zrobię.' -  powiedział, przeciągając się na łóżku. '-Gdzie są dziewczyny?' - spytałam przez łzy. '-Są w bufecie z Kamilem i Wiktorem. Ej, nie płacz, nie chciałem ci nic zrobić.' - powiedział wstając z łóżka. Te wszystkie metalowe przedmioty (a może to były monety w kieszeni?) zadźwięczały i robiły to za każdym razem gdy się poruszył. Podszedł do mnie, tym razem na bezpieczną odległość. Jakby bał się go poparzę, albo ja wyskoczę przez okno za sprawą jego dotyku. Widząc to zaczęłam mu wszystko wyjaśniać. '-Michał, tu nie chodzi o ciebie. Jestem jakaś nawiedzona. Nawet najmniejszy szczegół przypomina mi Pawła, którego przed kilkoma godzinami tuliłam i powtarzałam, że będzie dobrze. Nie wiem co się ze mną dzieje. Rozsypuję się tak jak w czasie choroby mamy. Ja..ja.. ja wiem że nie będzie dobrze.' - wydusiłam ostatnie zdanie, krztusząc się przy tym łzami. Po chwili byłam już w silnych ramionach Michała. Płakał, niewiedzieć czemu. Moczył mi koszulkę, ale nie miałam mu tego za złe. Jego bluzę można było wręcz wycisnąc z moich łez. Który to już raz ktoś przytula mnie, próbując podnieść mnie na duchu? Milionowy? Ale jest to jak złoty środek. Nagle ktoś otworzył drzwi, wesoło rozmawiając. Dziewczyny z Kamilem i Wiktorem wróciły z bufetu. Wszyscy stanęli w miejscu i tylko Kamil wydukał coś w stylu '-To my nie przeszkadzamy.' Michał spojrzał na mnie, dłonią dotykał swojego karku. Minę miał równie zaskoczoną jak ja. Zaschnięte łzy wręcz mieniły się w tym świetle. Po chwili wybuchnęliśmy szczerym, nieposkromionym śmiechem. Musiałam się spakować, była 16:00, a ja za dwie godziny miałam stąd wreszcie wyjść, w towarzystwie tajemniczego opiekuna. Michał pomógł mi z tym, nie mogłam się przecież schylać. Co jak co, ale dużo tego nie było. Po za tym moim kumple są inteligetni, bo zamiast jakiś ciuchów na przebranie porozdawali mi czekolady. Michał powiedział, że nie ma problemu i sięgnął do plecaka Kamila. Podobno mówił, że wziął za dużo ciuchów na przebranie. Założyłam moje nike, jego obszerne dresy, moją bluzkę bokserkę i jego wielgachną bluzę. Właśnie tak wybrałam się z Michałem do bufetu. Od razu zauważyliśmy naszych czubów, wygłupiających się przy jednym ze stolików. Przywitaliśmy się ze wszystkimi. Każdy mierzył nas jakimś dzikim spojrzeniem. Tylko Kamil bąknął coś w stylu '-Ej, to chyba moje.' Michał wyjaśnił wszystko jakimś cudem i nawet nie podał prawdziwej wersji wydarzeń. Wszyscy 'jako-tako' to przyjęli, ja zamówiłam jakiegoś kotleta z racji z tego iż mój żołądek dopominał się głośno jedzenia. Muszę przyznać, że było pyszne. Gadaliśmy długo, powymieniałam się z dziewczynami numerami - mieszkały niedaleko mnie, a nawet z jedną będę chodzić do klasy, tak, ten rok szkolny musi się udać. Wybijała godzina 17:45 więc zostawiłam ich w bufecie, tłumacząc się, że do domu odwiezie mnie 'opiekun'. Poszłam do sali, w której czekał lekarz. Dał mi jakieś papiery do podpisania, które natychmiastowo podpisałam i powiedział, że jego syn będzie tutaj za chwile. Wzięłam mój plecak i poszłam poczekać przed salą. Nie chciało mi się tam siedzieć, długo tam siedziałam. No może nie aż tak długo, ale nienawidzę szpitala, ani takiego klimatu. Odrzuca mnie. Kojarzy mi się ze wszystkimi przykrościami w życiu. Ze śmiercią mamy, z walczącą o życie mamą Pawła, z wszelkimi ludzkimi tragediami... chciałam stąd wyjść i już nigdy nie wrócić. Patrzyłam za odchodzącym lekarzem, którego w pewnym momencie zatrzymał jakiś chłopak. Chyba się znali, przynajmniej tak to wyglądało. Nawet nie myślałam o tym, że to może mieć jakiś związek ze mną. Otworzyłam gazetę i zaczęłam ją intensywnie czytać. Choć w środku nie było nic co by mnie jakoś interesowało, czytałam bo się denerwowałam. W końcu gdy poczułam jakiś wzrok na moim ciele, podniosłam nieśmiało głowę znad gazety. Nade mną stał Bartosz - ten, którego tak dawno nie widziałam. '-A ty co tu robisz?' - spytał zdziwiony. '-Czekam na jakiegoś kretyna, który ma się mną opiekował bo nie mam rodziców.' - odpowiedziałam niezadowolona. '-Cześć. Kretyn jestem.' - powiedział, a ja nie mogłam uwierzyć w jego słowa. '-Co? Ale jak...' - spytałam. '-Ojciec ze mną nie mieszka, jest lekarzem. Przenieśli go tutaj i mamy kontakt. Idę w jego ślady, ale nie chcę utrzymywać z nim kontaktu. Obawiam się jednak, że to niemożliwe. No trudno. Zgodziłem się na ten układ, bo myślałem, że wyrwę jakąś laskę. No ale tego się nie spodziewałem. Ale naprawdę nie skapnęłaś się, że mamy takie same nazwiska?' - zaśmiał się. Zaprzeczyłam, nadal zszokowana. Śmiał się również ze mnie i z tego jak się ubrałam.Zaprzestał tej czynności gdy posłałam mu zabójczy wzrok. Pojechaliśmy najpierw do pobliskiego maka, a potem do mojego domu. Oczywiście Bartosz wybrał same horrory. Opowiedziałam mu wszystko. Bartosza zdziwiło zachowanie Emila, ale cóż, każdego to zdziwiło. Powiedział, że może być moim zastępczym najlepszym przyjacielem. Co za bzdura. On już jest moim najlepszym przyjacielem. Tak więc jedliśmy żarełko z maka, popijając Colą z biedronki i oglądając horrory. Oczywiście rękaw w który mogłam się schować był zwarty i gotowy. Gdy usnęłam mu na kolanach on bezczelnie zrzucił mnie z nich, ale tylko po to by doczołgać materac przed ekran. Zamiast poduszki pod głową miałam jego klatkę piersiową, a on miał jakiegoś tam misia. Oboje usnęliśmy tak jakoś normalnie. Tak jakby na świecie nie było problemów. Jakby nie było się czym martwić.
____________________________________
Dzięki za miłe komentarze i docenianie mojej pracy. < 33
Pozdrawiam :)

poniedziałek, 29 sierpnia 2011

Sobota, 19 sierpnia.

Długo tam siedziałam myśląc, a oczy co minutę szkliły się na nowo. Kamil siedział koło mnie pocieszając mnie i namawiał bym wróciła już do swojej sali, gdyż mogą się skapnąć, że zniknął wózek, a po za tym w sali czeka na mnie czekolada, która poprawi mi humor. Nie sądziłam w tym momencie, że jakikolwiek smak czegokolwiek mógłby mi zastąpić dotyk Pawła. Chciałam być przy nim w tej chwili, praktycznie w każdym momencie, całą swoją osobą. Wiedziałam, że moją obecnością podnoszę go na duchu. A może tak mi się wydawało? Kamil pomógł mi z powrotem usiąść na wózku. Rejestrowałam wzrokiem każdy szczegół, który przydałby mi się w razie podjęcia decyzji samodzielnej wędrówki na ten oddział. Zapisałam wszystko w mózgu i chyba wiem, jak się tam dostać. Dostaliśmy się do sali. Dziewczyny nieco zaskoczone - myślały, że śpię. Usiadłam na łóżku, co było zaskoczeniem. Usiadłam samodzielnie. Dziewczyny przyglądały się Kamilowi, a miały ku temu powody. Kamil był nieziemsko przystojny. W gimnazjum wszystkie panny na niego leciały, a on je tylko wyśmiewał. Bo on ze wszystkiego się śmieje. Sięgnął po największą czekoladę jaką miałam na szafce nocnej i wesoło rozerwał opakowanie na strzępy. Zaczął się nią łakomo obżerać, a po chwili zorientował się, że patrzą się na niego trzy pary oczu, z których bił wyrzut o nie podzielenie się jak i rozbawienie. No cóż, trzeba przyznać, że wyglądał jak mały dzieciak, który cieszy się nawet z długopisu, o ile byłby on z supermena na przykład. Przesiedzieliśmy tak parę godzin, oczywiście wesoło dyskutując na różne tematy, począwszy od 'faceci to świnie' , a 'czy wszyscy fryzjerzy są gejami?'. Było świetnie, lecz czas odwiedzin się skończył, była już 20:00. Wtedy Kamil sięgnął do plecaka, znajdującego się pod łóżkiem i wyjął z niego ciuchy na przebranie i m.in. pidżama. Trochę się zdziwiłam, nie miał przecież gdzie spać, a po za tym w około były same dziewczyny. Nie chodzi mi o niego, przecież wiem, że żadne najczarniejsze scenariusze nocy w szpitalu z trzema dziewczynami się nie zdarzą, gorzej z dziewczynami, one go przecież nie znały tak dobrze jak ja. Jednak przyjęły go ciepło, choć gadały z nim tylko parę godzin. No cóż, Kamil potrafi zauroczyć najbardziej twardą dziewczynę. Gadaliśmy do trzeciej w nocy, potem poszliśmy spać. Okazało się, że Kamil miał też laptopa i oglądaliśmy horrory. Oczywiście zgodził się zastąpić Bartka w funkcji 'rękawa do przytulania'. Nagorzej było chyba, gdy pod koniec filmu wyłączył mu się laptop. Wtuliłam się w niego, a zimny pot ze mnie spływał normalnie. Nigdy bym nie pomyślała, że przez taką głupią rzecz doświadczę takiego stanu. Musiałam iść wziąć prysznic, choć nie było to łatwe, pielęgniarki były czujne. Jakoś dałam radę. Gdy wróciłam, zastałam wszystkich (prócz Kamila) w łóżkach. One też się bały, a Kamil bezczelnie się z nich naśmiewał. Nakazałam mu 'hibernację' w trybie natychmiastowym. Musiał niestety spać pod moim łóżkiem, rano był przecież obchód. Nie chciałam mieć nieprzyjemności. Na pocieszenie dostał kocyk w serduszka. Zasnęłam. Nie miałam żadnego snu. Po prostu błogi odpoczynek. Obudziłam się jeszcze przed obchodem, który miał zacząć się za 5 minut. Mniej więcej tyle podnosiłam się z łóżka. Do sali wszedł lekarz, a ja zauważyłam rękę Kamila wystającą spod łóżka. Kopnęłam ją pod łóżko, a Kamil w celu wstania zapomniał że śpi pod łóżkiem i walnął się w głowę. Chyba nie jest mądry bo rozległ się dość duży huk.'-Co to?' - spytał lekarz. '-Pewnie Ania walnęła gipsem w oparcie' - odpowiedziałam spanikowana. Poszczęściło mi się bo Ania rzeczywiście miała gips. Kamil chyba wiedział o co chodzi więc siedział w miarę cicho. '-Co masz pod łóżkiem?' - spytał lekarz. Nie wiem czy miał prawo do tego, żeby się w ogóle o to pytać, czy może chodziło o ciekawość, albo o to czy nie przemyciłam żadnego narkotyku. '-Spokojnie, panie doktorze, jedyną w miarę nielegalną rzeczą jest tylko ilość czekolad na szafce nocnej. Pod łóżkiem mam plecak z bielizną.' - nie wiem jakim cudem zgadłam to, że Kamil zasłaniał się plecakiem. '-Przepraszam, nie powinienem o to pytać. Często zdarza się, że nastolatki przemycają kolegów na noc, a potem wracają do nas na oddział położniczy po dziewięciu miesiącach, wydając dziecko na świat.' - przerwał widząc moją zdziwioną minę. - 'Tak czy siak możemy wypisać cię dzisiaj o ile twoi rodzice po ciebie przyjadą.' - powiedział. '-Moja matka umarła, a ojciec uciekł. Czyli tak praktycznie nie mam rodziców. Mieszkam sama, mam matkę zastępczą, owszem interesuje się mną, ale mieszka gdzie indziej, tam gdzie ma pracę.'- powiedziałam. Tym razem lekarz okazał się zdziwiony. '-Okey.. mam syna który ma 18 lat i pragnie zostać lekarzem, w najbliższej przyszłości pójdzie na medycynę.. zgłoszę go jako opiekuna - starzystę, przyjedzie po ciebie i będzię się tobą opiekował dopóki wszystko nie będzie dobrze. Będę do ciebie wpadał. I co zgadzasz się?' - spytał. Nie miałam żadnych przeciwskazań, wręcz zmuszona byłam tak zrobić. Chociaż nie chciałam zostawiać dziewczyn. Dowiedziałam się, że owy chłopak przyjedzie po mnie dziś o 18:00 i zabierze mnie do domu. Gdy lekarz poszedł, spod łóżka wyskoczył Kamil. '-Noo, Martyna, romansik się szykuje ..' - naśmiewał się. Spierałam się z nim, że wcale nie, że totylko 'opiekun' czyli będzie przynosił mi wszystko czego sobie zażyczę. Taką paplaniną obudziliśmy dziewczyny. Pogadaliśmy sobie trochę, a rozmowę przerwała nam pielęgniarka (na widok której Kamil się schował, nie dlatego, że była straszna, ale też i z innych powodów), która oznajmiła nam, że mam gościa. Był to nikt inny jak Wiktor i Michał. Ucieszyłam się na ich widok, byli moimi łącznikiami ze światem zewnętrznym. Wyściskałam ich mocno, Kamil wyłażąc z łóżka zrobił tak samo. Wiktor trochę się odsunął na widok pędzącego w jego stronę Kamila w bokserkach i koszulce. Usiadł zdumiony, a ja wszystko im opowiedziałam. Łącznie z tym, że dziś wracam do domu. Wiktor ucieszył się, że mnie wypisują,a Michał śmiał się za każdym razem kiedy przypomniał sobie o Kamilu śpącym pod łóżkiem. Gadaliśmy trochę, oczywiście zapoznałam ich z dziewczętami. Wiktor od razu przyczepił się do Kasi, a Kasia była nim wręcz zachwycona. No cóż, on też był przystojny. Odmówiliśmy śniadania i obiadu z racji z tego iż zostało nam jeszcze z 5 czekolad do obalenia. Tyle to kalori... Okazuje się, że do dobrej zabawy nie potrzebny jest alkohol (chociaż dobrze żeby był), ale i czekolada daje dużo radości. Radości w sali numer pięć było aż nadto dopóki nie zapukał ktoś kogo w życiu bym się nie spodziewała. Do sali wszedł Emil z szóstą czekoladą w ręku. Oczy momentalnie nam się zaszkliły, na samą myśl o tych słowach - jak dla mnie niepotrzebnych. wręczył mi czekoladę, jednak odparłam, że nie chcę tego wszystkiego. Że trzeba było się tak nie zachowywać wobec mnie, ponieważ ja mu nic nie wygarniałam. Przecież byliśmy jak rodzeństwo i on to popsuł. Klęknął przed moim łóżkiem, na którym siedziałam, a światło z okna doskonale oświatlało jego twarz. Złapał mnie za rękę, spojrzał mi w oczy. Przepraszał z całych sił, dopóki nie zamilkł całkowicie, zakrztuszony własnymi łzami. Zdziwiło mnie to, nigdy nie płakał. Zawsze był twardy, nawet wtedy kiedy Monika zrobiła mu to co zrobiła. '-Wyjdź.'- szepnęłam patrząc się we własne stopy. - 'nie chcę cię znać. Przynajmniej na razie.' - powiedziałam. Nadal klęczał. '-Wyjdź w końcu!' - krzyknęłam cała zapłakana, a przed oczami stanęły mi mroczki. I to bynajmniej nie te z telewizji. Zdołałam zobaczyć tylko Michała który siłą odprowadza Emila do drzwi. Potem odleciałam. Nie wiem jak to możliwe, że przy takiej porcji magnezu udało mi się zasłabnąć. Ocknęłam się po jakiś pięciu minutach. Leżałam na podłodze, głową na ciemnych spodniach Michała. Usiadłam i czułam ból. Nie tylko w żebrach. W sercu też. Nie wiele myśląc wdrapałam się do Michała na kolana i wtuliłam się w jego ramię, którego bluza pochłaniała wszystkie łzy. Gładził mnie po włosach powtarzając, że będzie dobrze. Pozostali patrzyli na nas dziwnie, jakby myśląc że jesteśmy parą. Nie. Ja go traktowałam jak brata. Starszego brata. I to właśnie jemu po raz kolejny zasnęłam na rękach.


___________________
Takie nijakie, jak wszystko tutaj, no ale cóż. :D
Dziękuję za tyle wejść i tyle miłych komentarzy.. nie spodziewałam się. :)
Mam nadzieję, że notka 'ujdzie' i będzie okey.
A i mam wiadomość: w roku szkolnym pewnie nie będę dodawała tego tak często, ale przysięgam, że min. raz na tydzień coś się pojawi.
Pozdrawiam . :**

czwartek, 25 sierpnia 2011

Piątek, 18 sierpnia.

Obudziłam się rano, dzięki promieniom wschodzącego słońca, delikatnie przygrzewających mojemu ciału. Wiedziałam, że dziś zapewnie nie stanie się nic miłego. Ja to po prostu czułam. Nie wiedziałam czy mama Pawła przeżyje, co się z nim dalej stanie. Chciałam pobiec na jego oddział jaknajszybciej ale pielęgniarki, oraz ból w okolicy żeber mi nie pozwalały. Wiedziałam, że siedział przy niej całą noc, po za tym nie miał się gdzie podziać. W uszach ciągle huczały mi jego wczorajsze słowa. Słowa, które poniekąd chciałam usłyszeć. A raczej ich część. To boli. Cholernie boli. Bo nie wszystko jest takie proste jak w przedszkolu. Z zamyśleń wyrwał mnie huk otwieranych drzwi. Dziewczyny od razu otworzyły oczy. To nikt inny jak Kamil, Wiktor no i Edytka. Przywitałam się z nimi ciepło, a oni opowiadali wszystko co się u nich działo. W sumie to nie było nic ciekawego, bo ciągle opiekowali się Emilem. Ale roześmiał mnie fakt iż pielęgniarka przyszła do niego z igłą, której tak nienawidzi i się jej panicznie boi, po to by pobrać krew, a po całym 'zabiegu' okazało się, że pomyliła sale. Wybaczyłabym Emilowi, nawet przeprosiła, ale tak się nie robi. Niech nie myśli, że może nazwać mnie jak chce, a ja wpadnę mu do domu na kolanach z bukietem kwiatów i liścikiem przepraszającym. O nie. Edytka przeprosiła mnie, że nie wpadali, ale byli u Emila, a po za tym widzieli Michała i Pawła, którzy na zmianę wchodzą do mojej sali. Przyszli dziś po Emila, bo miał iść już do domu, więc wpadli przy okazji do mnie. Jak się dowiedziałam siedzi z Sylwią za drzwiami i czeka aż wyjdą. Trochę posmutniałam że nie wpadł. Byliśmy przecież jak rodzeństwo. Ale Kamil szybko naprawił mi humor swoimi żartami. Wiktor oczywiście zapewnił, że będzie codziennie wpadał, chociaż wypisują mnie już niedługo. Edytka kupiła mi tyle czekolad, że wystarczy mi chyba na tydzień. Wiktor i Edyta pożegnali się ze mną tłumacząc się, że muszą odwieźć Emila, a Bartek niecierpliwi się w samochodzie. Kamil został. '-Muszę z tobą porozmawiać' - zaczął, a jego twarz zmieniła się na bardziej oficjalną. Jego brązowe oczy zaświeciły się przyjaźnie, a ja byłam strasznie ciekawa co mi chce powiedzieć. '-Bo wiesz.. spodobała mi się taka dziewczyna, nawet chyba ją znasz... no nie ważne. Nie wiem co mam zrobić z tym faktem.. - wyznał. '-Byłoby mi łatwiej gdybyś powiedział która to. ' - powiedziałam poważnie. '-Ta Angelika, która mieszka koło ciebie.. wiesz która.' - powiedział, a poliki mu się zaczerwieniły. A już myślałam że to Edytka. No szkoda, byłaby z nich niezła para. '-Po prostu ją zaproś gdzieś i tyle.' - odpowiedziałam. Nagle do sali wpadł Michał. '-Hej, myślę że teraz powinnaś być przy Pawle.' - powiedział. Oczy mi się zaszkliły, spodziewałam się najgorszego. '-Nie mogę się stąd ruszyć' - powiedziałam wskazując na żebra. Wtedy Michał wprowadził do sali wózek inwalidzki. Z pomocą Kamila szybko na niego wsiadłam i rozkazałam opuszczenie tego oddziału w trybie natychmiastowym. Jednak to dla mnie ciągle było za wolno. Chciałam, tam być już, teraz. 5 minut nigdy w życiu nie dłużyło mi się aż tak. Zobaczyłam Pawła siedzącego na krześle na przeciwko sali. Wyglądał jak małe, skulone dziecko z blond włosami i lazurowymi oczami, w których krył się śmiertelny strach. Spojrzał na mnie zaszklonymi oczami. '-Odejdź.' - powiedział i spuścił głowę w dół. Na podłogę skapły jego łzy. '-Nie odejdę, nie jestem jedną z tamtych, nawet gdybyś niewiadomo jaki dla mnie był.' - powiedziałam, chowając już twarz w dłoniach. Kamil podał mi chusteczkę, posadził mnie na krześle koło Pawła i odszedł, a Michał poszedł dowiedzieć się co z tym lekarzem. '-Nie chcę żebyś tu była, rozumiesz? Wszystko co najgorsze przelatuje mi przed oczami, więc proszę idź stąd!' - krzyknął. Popatrzyłam na niego wystraszonym wzrokiem. Chwilę później jego głowa już najdowała się na moich kolanach. Przytuliłam się do jego pleców, chociaż ból był niesamowity, zrobiłam to. Jego łzy skapywały na moje spodnie od pidżamy. Mierzwiłam jego miękkie włosy, powtarzając że będzie dobrze, że jestem tu niezależnie od tego co mi zrobił. On ciągle powtarzał żebym odeszła, jednocześnie nie puszczając mnie. Z braku płynów, lub w wycieńczenia, zasnął na moich kolanach głową do sufitu. Patrzyłam na niego, mówiąc że będzie dobrze, chociaż wcale tak nie myślałam. Wiedziałam że będzie źle. Wytarłam jego policzek z zaschniętych łez. Po jakiejś godzinie zobaczyłam chłopaków z lekarzem. '-Witaj, ty pewnie jesteś jego dziewczyną.' - powiedział. Oczywiście zaprzeczyłam. Przecież nie byłam. '-Tak czy siak, przekaż mu, że jego mama zostanie odłączona od aparatury podtrzymującej jej życie.' - powiedział a w oczach zagościły łzy. Lekarz kontynuował. - 'Spokojnie, będzie żyła, jest na tyle silna, że będzie żyła samodzielnie. Jednak ja jako lekarz daję jej maksimum 3 - 4 tygodnie życia. Ale tego młodemu raczej nie przekazuj. Załamie się, a mamy dość dużo ludzi z próbami samobójczymi w naszym szpitalu. Nie potrzeba nam więcej osób.' - powiedział i odszedł. Szybko obudziłam Pawła a ten kucając przy mnie wszystko słuchał. Nadal miał łzy w oczach i to zagubione spojrzenie. Sądziłam, że Paweł ma prawo wiedzieć wszystko, ale i tak mu nie powiedziałam. Sam się domyślił. Podziękował mi za wszystko co dla niego zrobiłam i odszedł. Poszedł szukać domu. A na pożegnanie powiedział: obyś nigdy się na mnie nie natknęła. Ani na ludzi mojego pokroju.

__________________________________
To mi jakoś nie wyszło, a to wszysto przez stres związany z przepisaniem mnie z klasy do klasy . :)
Trzymajcie kciuki.
A i apeluję byście pisali komentarze co wam się podoba, co nie, co chcielibyście żeby zdarzyło się dalej itd.
Pozdrawiam ;**

środa, 24 sierpnia 2011

Czwartek, 17 sierpnia.

Nie zdążyłam się obronić. Cios leciał jeden za drugim. To w twarz, to w brzuch. Wpadła w jakiś szał. A ja zszokowana nie zdołałam nic zrobić. Upadłam. Nie czułam nic, tylko strach. Najwyraźniej ktoś już odciągnął Agnieszkę. Pewnie Michał. Spojrzałam w górę. Miałam małe pole widzenia, spuchła mi twarz dookoła oczu. Zobaczyłam jak Paweł trzyma Agnieszkę, potrząsając nią. '-Czy ty wiesz co robisz? Jesteś jakaś pojebana czy co?' - krzyczał. Nie patrzała mu w oczy, podczas gdy on utkwił w jej oczach wzrok i za nic nie chciał go spuścić. Wskazała ręką w moją stronę. '- To przez nią, prawda? Kochasz ją tak jak nigdy w życiu nikogo nie kochałeś. To widać. Tylko po co błądzić? Ile jeszcze osób zranisz by w końcu sobie to wszystko uświadomić?' - teraz ona patrzyła w jego lazurowe oczy, jakby szukając odpowiedzi. On spuścił wzrok, a po policzku spłynęło coś co zalśniło. Niewątpliwie była to łza. Złapała go za podbródek, tak żeby spojrzał w jej oczy. '-Przepraszam.' - wydukał. Żadko zdarzało mu się coś takiego. '-Spokojnie. Otrząsnę się. Od samego początku wiedziałam co się z tobą dzieje. Byłam na to przygotowana. Powodzenia, niech ci się wszystko ustabilizuje.' - stanęła na palcach i pocałowała go w czoło. Była dość wysoka. Tymczasem ja siedziałam wpół żywa na kolanach Michała, który już zdążył zadzwonić po pogotowie. Podeszła do nas Agnieszka. '-Czego tu jeszcze chcesz?' - spytał ostro Michał. '-Martyna, ja chciałam cię przeprosić. Co mam zrobić żebyś się nie gniewała?' - spytała. Najwidoczniej nie była z niej aż taka pusta panna jak myślałam. A może nie chciała sprawy w sądzie? '-Po prostu pójdźmy na piwo, lub coś.' - odpowiedziałam bez zastanowienia, a potem najzwyczajniej w świecie zemdlałam.

                                     **************************************
Obudziłam się w szpitalu, akurat gdy lekarze robili obchód. '-Ile spałam? Co mi się stało?' - spytałam lekarza. Ten uśmiechnął się do mnie. '-Przespałaś tylko jedną noc. Dziś jest czwartek, godzina 11:00. Nie masz jakiś tam poważnych obrażeń. Siniaki, stłuczenia i połamane dwa żebra. Podobnie jak chłopak z sali obok.. Jakiś Emil czy jak mu tam.' - powiedział, a w żołądku zrobiło mi się nieprzyjemne uczucie. Wzięłam co było pod ręką i w to zwymiotowałam. Dobrze się złożyło gdyż było to jakieś wiadro. '-Nie wiedziałem, że gadanie o chłopakach aż tak cię odrzuca.' - zaśmiał się lekarz. Do sali wszedł Michał, usiadł koło mnie, a lekarz już nieco skołowany wyszedł z sali. Przyjrzałam się jej. Oprócz mnie leżały w niej dwie pacjentki. Jak się później okazało była to Ania i Kasia. Michał już je dobrze obczaił. '-Jak się czujesz? Przyniosłem ci owoce.' - powiedział uśmiechając się. '-Wszystko mnie boli i chyba dziś już niczego nie zjem.' - wskazałam na wiadro rzygowin. '- A Paweł wie, że to nic poważnego?' - spytałam. Michał spojrzał na mnie zaskoczoną miną. '-Myślałem, że wszystko pamiętasz.' - powiedział. - 'myślałem, że pamiętasz to, że karetka nie przyjechała, a Paweł przejmując ciebie rozkazał mi iść do domu. Jakieś dresiki go napadły. Usadził cię na trawie i się z nimi napierdalał. Ale nie ukrywajmy: czterech na jednego, to nie miało prawa się udać. Ostatkiem sił wstał, wziął cię na ręce, poszedł do szpitala i położył cię na łóżku, mdlejąc pielęgniarce na ręce. Chcieli go zatrzymać, ale poszedł. Chyba jest w szpitalu, tu leży jego matka. Jest załamany, jutro przecież ma się dowiedzieć czy.. no wiesz.' - to wszystko było dla mnie szokiem. Dla nikogo by taki nie był. Nie on. Wyprosiłam Michała, musiałam się przespać. Śniło mi się, że wszystko było prostsze. Moja mama żyła, jego mama nie była chora, każdy był dla siebie miły. Ze snu wyrwało mnie ciepło czyjejś dłoni. Nie wiedziałam kto to. Wiedziałam tylko, że trzyma mnie za dłoń. Czułam na skórze włosy. Niewątpliwie były to Jego włosy. Łzy skapywały na moją rękę, a i ja sama miałam powtrzymać się od łez. Usłyszałam jego głos. Załamany. Zachrypnięty. '- Nie wiem co mam już robić. Wyrzucili mnie z domu. Nie mam gdzie mieszkać. Nikt mnie nie kocha. Ty też. Tylko ci się tak zdaje. Każdemu się tak zdaje. Każdy już wie jak to ze mną jest, więc nikt się nie przywiązuje. I to prawda, co mówiła Agnieszka. Może ja nadal coś czuję i może czuję to właśnie do ciebie. Zraniłem cię dość, więc będę trzymał się od ciebie z daleka. Będę jak anioł stróż. Nikt cię nie tknie, choćbym miał zginąć. Pewnie Michał opowiadał ci o tym co się działo w nocy. Dobrze, że tego nie słyszysz, bo jesteś nieprzytomna. Od jutra nie będziesz mnie widziała. Nie będziesz się ze mną widywała. Będziesz tylko patrzyła na skutki moich działań. I nie ważne gdzie i o której porze. Ja zawsze będę cię kochać' - szepnął. Chwilę posiedział przy mnie, musnął wargami moje czoło i odszedł. Wstałam i do oczu napływały mi łzy. Zarówno Kasia jak i Ania szybko podbiegły do mnie, przytulając mnie. Nie wiem czy to wszystko były ze szczęścia, czy ze smutku bądź spokoju. Dziewczyny sądziły, że to co powiedział było piękne. Dla mnie nie bardzo. Cały wieczór przegadałyśmy obżerając się czekoladą i pijąc schowaną w materacu wódkę. W końcu wyczerpane usnęłyśmy. A sen który mi się śnił, strasznie różnił się od rzeczywistości. Chorej rzeczywistości.

___________________________________
Strasznie długa notka ale mam nadzieję, że wytrwacie do końca.
Przydałyby się jakieś komentarze, bo nie wiem czy piszę tak jak wam się podoba czy wręcz przeciwnie.
Pozdrowienia . ;P

poniedziałek, 22 sierpnia 2011

Środa, 17 sierpnia.

Dalej jechaliśmy w milczeniu, tak było najlepiej. Wzięłam tylko koc z tylniego siedzenia i owinęłam się nim. Choć było gorąco, miałam dreszcze. Ze strachu. Po paru minutach stanęliśmy przed szpitalem. Wbiegłam do szpitala po drodze potrącając kilku lekarzy oraz jakieś pielęgniarki, które omiotły mnie dzikim spojrzeniem. Podbiegłam do recepcji. Siedziała tam drobna blondynka, wyglądająca na miłą. Spytałam się tylko gdzie leży Emil i już do niego biegłam. Czasem nie wyrabiałam się na zakrętach i upadałam, ale szybko się podnosiłam. Gdy stałam przed drzwiami ktoś mnie zatrzymał. Był to lekarz. '-Nie możesz tam wejść.' - powiedział. Miał nieprzyjemny głos i ohydną wręcz brodę. Wyprowadził mnie do jakiegoś korytarza. Nie miałam pojęcia w jakiej części szpitala byłam, ale na szczęście reszta ekipy też tam czekała. Bartek przybiegł za mną, Wiktor palił kolejnego papierosa mimo zakazu, Sylwia była zapłakana (ma tak zawsze gdy się denerwuje), Edytka siedziała skulona, owinięta kocem, a Kamil przytulał ją, chciał ją jakoś pocieszyć. Wszyscy byliśmy zdenerwowani, nie wiedzieliśmy co z nim, w jakim jest stanie. Ja dodatkowo nie wiedziałam jak doszło do tego wszystkiego. Bartkowi trzęsły się ręce, tak jak i mi. Byliśmy dla niego rak jakby rodzeństwem. Wzięłam koc i usiadłam koło Bartosza. '-Co teraz będzie? Co będzie jak go.. zabraknie?' - ledwo powiedziałam ostatnie słowo. Płacz ściskał mi gardło, na świat wydobywały się nowe łzy, które skapywały na bluzkę Bartka oraz na jego koc. Usnęłam. Ocknęłam się dopiero rano. Każdy spał. Prawie. Bartosz palił papierosa przy oknie, ja miałam pod głową poduszkę. Okazało się, że jakaś miła pielęgniarka dała nam poduszki oraz co niektórym kołdry. Chciała dostawić nam kilka łóżek, ale nie chcieliśmy robić kłopotu. Gdy tak patrzyłam na resztę, moją uwagę przykuł cudowny obraz, jakim jest Kamil wtulony w Edytę. Jakby byli rzeczywiście razem. Jakże byłabym szczęśliwa, jakby tak rzeczywiście było! No nic. Podeszłam do Bartosza, spojrzałam na niego. Nie wyglądał najlepiej, prawdopodobnie nie przespał nocy. '-Będzie dobrze. Wiem to.' - powiedziałam, i w tej chwili przyszedł do nas facet w białym faruchu. Jak się później okazało - był lekarzem. Z początku myślałam, że chce nas stąd wywalić, ale okazał się być całkiem miłym gościem. '-I jak? Co z nim?' - spytaliśmy. '-Niestety nie mogę udzielić wam takich informacji, ponieważ nie jesteście nikim z rodziny' - odpowiedział z nutką współczucia w głosie. '-Jestem jego siostrą.' - wypaliłam bez zastanowienia, i jak się później okazało - opłaciło się. Lekarz wprowadził mnie do sali, w której leżało trzech chorych - w tym Emil. Wyglądał źle. Może nie aż tak, jak sobie wyobrażałam, ale źle. Podeszłam do niego. Nie spał. Raczej udawał. Dosunęłam krzesło do jego łóżka i spojrzałam na gościa w kitlu. Lekarz oznajmił mi co się stało. Prawdopodobnie pobicie. Był pod wpływem alkoholu i kokainy. Zatkało mnie. To dlatego nie był już taki smutny. Przez narkotyki. Obrażenia: liczne stłuczenia, połamane dwa żebra. Nic poważnego. Lekarz poszedł, a ja w końcu odezwałam się do chorego przyjaciela. '-Nie udawaj, że śpisz. Możesz mi się jakoś wytłumaczyć?' - odezwałam się surowo. '-Po pierwsze, nie muszę się ci tłumaczyć. To było jednorazowe. A biłem się dlatego, bo były jakieś chore ploty na twój i Michała temat. Właśnie, możesz mi powiedzieć skąd ta zmiana?' - spytał. Sama nie wiedziałam. Nie mogłam się wytłumaczyć sama sobie, a co dopiero jemu. '-Nie wiesz? A ja wiem. Chcesz się zbliżyć do Pawła. Zachowujesz się jak pusta laska. O ile już nią nie jesteś' - no nie. Przegiął. Kurwiki w moich oczach się nagle uaktywniły. Po prostu wzięłam ciasto ze stolika, które najwyraźniej jego nie było. Wyjebałam je mu w twarz. Poszłam. Ekipa już się obudziła. Siedzieli z kawą w ręku i czekali na wiadomości. '-Jemu nic nie jest, ale myślałam, że jest inny.' - powiedziałam i wyszłam. Cisnęłam butelką wody przed siebie i zapaliłam papierosa. No tak, nie miałam jak wrócić. Zobaczyłam skuter. Czarny. Niewątpliwie był to Michał. Zawsze pojawia się we właściwym miejscu, we właściwym czasie. '-Cześć.' - przywitał się. - 'Przyjechałem po Pawła, ale najwidoczniej tu go nie ma. Może ciebie mógłbym odwieźć?' - spytał. To było miłe z jego strony, szczególnie dlatego iż znaliśmy się z dwa dni. Założyłam kask i wsiadłam. Trzymałam się go kurczowo, opowiadając o wszystkim. O Pawle i o Emilu. Nawet o nocy w szpitalu. Zrozumiał i za to go cenię. Gdy dotarliśmy na miejsce, przypomniało mi się, że nadal mam na sobie jego koszulkę. Zaprosiłam go więc na kawę. Wzięłam szybki przysznic, przebrałam się w jedną z za dużych koszulek, a jemu oddałam własność. Nawet nie zdążyłam jej uprać, ale on nie miał z tym problemu. Wiedział w jakiej jestem sytuacji. Gadaliśmy o wszystkim. Cudownie się z nim gada. Nie potępia mnie i mojego zachowania. Jedyne co robi to rozumie. Oglądaliśmy jakiś film na dvd gdy nagle usłyszeliśmy krzyki. Wybiegliśmy od razu na plażę - ja w mokrych włosach, oczywiście nie zdążyłam wysuszyć. To Paweł i Agnieszka. Najwidoczniej kłócili się, chociaż nie wiedziałam dokładnie o co. Gdy Paweł mnie zobaczył zatrzymał na mnie wzrok. Nie dochodziło do niego to co Agnieszka w ogóle mówiła. Jedyne co zdążyłam zauważyć to pięść Agnieszki lecąca do mojego policzka.

niedziela, 21 sierpnia 2011

Wtorek, 16 sierpnia

Obudziłam się w małym, dość ciemnym pokoju. Ściany były koloru bordowego, meble czarne. Leżałam na łóżku, a naprzeciw mnie wisiał duży plakat Slayera. Koło niego było okno, a pod oknem - biurko, a na nim laptop i parę nieznaczących drobiazgów. Widziałam jeszcze jakąś szafę oraz stolik nocny. Gdy dotarło do mnie, że nie jestem w swoim pokoju o zielonych ścianach, ogarnęłam fakt iż zasnęłam na plaży, a Michał najwidoczniej przyniósł mnie do swojego pokoju. Gdzieś na ścianie zauważyłam wskazówki zegara i dokładnie widziałam godzinę 23:00. Dość długo i niego zagościłam. Napewno wszyscy się martwili - byliśmy umówieni o 21:00 pod klubem. Spojrzałam na telefon. 25 nieodebranych. Głównie to był Wiktor i Bartek. Znalazły się też dwa połączenia od Basi i jedno od Sylwi. Wiedziałam, że coś się stało. Już miałam się zbierać, gdy usłyszałam głosy. I bynajmniej nie takie, jakbym miała schizofrenie. Prawdziwe głosy. Głosy które dobrze znałam. Przecież jeden z nich kochałam. '- Nie wiem, stary. Nie wiem co mam ze sobą zrobić. Gdzie się podziać. Może po prostu będę spał w szpitalu, aż do piątku. Potem pójdę do domu dziecka.' - wyznał załamanym głosem Paweł. '- Koleś, stary nie może cię tak po prostu wyrzucić z domu.' - powiedział Michał. '- Twierdzi, że to co się stało mojej matce to moja wina. Dlaczego? Przecież mi zależy na tym żeby żyła. A jej zależy na mnie. Straciłem wszystko: dom, rodzinę, kumpli, nawet moją nic nie wartą miłość.' - powiedział. Miałam dziwne wrażenie, że płacze. '-Agnieszka z tobą zerwała? Czy coś z Moniką?' - spytał Michał. '-Nie o nich mówię..' - odpowiedział. '-Już wiem o kim mówisz' - powiedział Michał ze zrozumieniem w głosie. W tym samym czasie walnęłam głową o jakąś półkę czy coś. Nie pamiętam, ale huk rozszedł się po całym domu. Usiadłam na fotelu. Słyszałam kroki po schodach i modliłam się, żeby to tylko nie był Paweł. I nie był. Bo to był Michał. '-Co się stało?' - spytał. '-Walnęłam o coś. Nic mi nie jest. Chyba muszę już iść' - powiedziałam, chcąc się szybko ulotnić. '-Gdzie, o tej porze?' - spytał. '-Do klubu, jest niedaleko.' - odpowiedziałam szybko. '-Chyba nie chcesz iść tak upaćkana' - powiedział wskazując na moją bluzkę. Rzeczywiście. Biała bluzka była upaćkana lodami czekoladowymi. -'Pożyczę ci jakąś. Sory, ale nie mam innej.' - powiedział pokazując mi bluzkę z napisem Metalica. Ubrałam się w nią i muszę powiedzieć, że choć była trochę przyduża pasowała mi do stroju. Czerwone rurki w czarną kratkę, wepchnięte do czarnych trampek, czarna bluzka z Metalicą i skóra. Nieźle. Wzięłam z łóżka skórę i już miałam wychodzić gdy usłyszałam czyiś krzyk. '- Co ona tu robi?' - spytał krzycząc, Paweł. - 'Z resztą nie ważne. Nie obchodzi mnie to z kim przebywasz nocą.' - powiedział i szybkim krokiem zbiegł na dół. Michał poleciał za nim, a ja stałam nieruchomo. Słyszałam, że Michał dopadł go pod drzwiami. Rozmawiali. Chyba o mnie. Usiadłam na łóżku. Za dwie minuty przyszedł Paweł. '- Chodź, zaprowadzę cię do tego klubu.' - powiedział stanowczo. Choć niechętnie, wstałam z łóżka i poszłam za nim. Szliśmy z 5 minut gdy ten odezwał się. '- Wiesz ile dałbym by mieć takie życie jak ty? Wszystko.' Myślałam, że wie o mnie dostatecznie dużo, że wie, że tak nie jest. '-Jak możesz tak mówić? Wiesz ile przeszłam.' - odpowiedziałam, patrząc się na własne buty. '-A ty nie wiesz ile ja.' - powiedział, spoglądając na mnie. Zawsze, odkąd pamiętam był pewny siebie. Teraz jednak w jego oczach było zagubienie, strach. Kazałam zaprowadzić się pod dom - nie chciałam balować. Pragnęłam snu. Szliśmy w milczeniu. Rozmawianie ze sobą nas bolało - przynajmniej mnie. Staliśmy już pod domem - zegarek wskazywał drugą w nocy. '-Ze mną przeszłabyś piekło.' - szepnął. '- Już wiem co to piekło' - odpowiedziałam. '-Tak czy siak, nienawidzisz mnie, a ja nie mam ci tego za złe. - powiedział. '-Wręcz przeciwnie. Kocham cię' - szepnęłam i szybko pobiegłam do domu. Stał tam jeszcze z 15 minut w bezruchu, a ja zamknęłam się w pokoju i płakałam. Po pewnym czasie usnęłam. Obudziłam się o 15:00. Długo spałam. Ostatnio coraz częściej mi się to zdarza. Postanowiłam oddzwonić do wszystkich, którzy dzwonili wczoraj do mnie. Pierwsza była Basia. '-Musimy porozmawiać, kochaniutka. W sobotę.' - tyle co zdołała wydusić. Potem dzwoniłam do reszty. Zarówno Sylwia jak i Wiktor nie odbierali. Dodzwoniłam się tylko do Bartosza. '-Zaraz ci wszystko opowiem. Przyjadę po ciebie.' - powiedział. Nie zdążyłam się spytać dokąd mamy jechać i w jakiej sprawie. Wiedziałam jedno - to było coś ważnego. Po paru minutach widziałam jego stalową hondę pod moim domem. Gdy tylko wsiadłam od razu ruszył, nie patrząc czy mam zamknięte drzwi, lub zapięte pasy. '-Co się stało? Gdzie jedziemy?' - spytałam przejęta. '-Jedziemy do szpitala. Do Emila.' - odpowiedział, a po plecach przeszedł mi dreszcz.

_________________________________________
Dziękuję za miłe komentarze z waszej strony oraz za 331 wejść (liczba rośnie) :D
Notka od niechcenia - jestem zmęczona.

środa, 17 sierpnia 2011

Poniedziałek, 15 sierpnia.

Ta noc była zapomnieniem. Ucieczką od wszystkiego. Choć było to tylko małe nocowanie z domieszką alkoholu, wystarczyło mi. Wystarczyło by uciec od tego co wie mnie siedzi i rozpierdala na drobne kawałki. Uciec od tego co czuję. Co mnie dręczy. Nie mogę już nic z tym zrobić. Powiedziałam Pawłowi to co chciałam powiedzieć i tyle powinno wystarczyć. Oczywiście opowiedziałam o tym Emilowi, jak i reszcie ekipy. Przybijali mi piony i uznali mnie za "małą ale twardą". Co z tego, skoro nie odpowiedział na moje najważniejsze pytanie. Po co mu byłam ja? Mam wrażenie, że się tego nie dowiem. Może to i dobrze? Nie wiem. Opowiedziałam im również o tym całym Michale. Kamil śmiał się ze mnie, żebym poszła złożyć do szkoły podanie o przeniesienie. Może i tak zrobię. A raczej na pewno. Każdy coś opowiadał, najczęściej były to śmieszne historie - nikt nie miał ochoty słuchać jakiś smętów. Wiadomo - każdy ma problemy, większe lub mniejsze. A ta noc nie miała na celu przypominać ich wszystkich. Gdy wszyscy zasnęli poszłam do pokoju. Wschód. Jest piękny. Nie pamiętam nawet o czym myślałam. Może o tym, że to dziwne, że taki ktoś jak Wiktor boi się klaunów, albo to jak Edyta kleiła się do Kamila do chwili gdy powiedział, że uwielbia rude dziewczyny, a inne się nie liczą. Edyta momentalnie odkleiła się od niego i burknęła 'rude to fałszywe'. Nie wiem co to było, ale wywoływało to uśmiech na mojej twarzy. 12 godzin niczym nie zakłóconego szczęścia. Minęły dwie godziny i zobaczyłam tego, którego widzieć nie chciałam. O dziwo Paweł nie był ani z Agnieszką, ani z Moniką, ani z żadną inną laską. Sam. Patrzył się jak fale podmywają piasek. Obserwowałam go. Nie wiem czemu. W pewnej chwili wstał i spojrzał się w moją stronę. Po raz pierwszy widziałam te lazurowe oczy tak zaszklone.Ale dlaczego? Chyba nie dane jest mi to wiedzieć. To nie moja sprawa. To nie moje życie. To nie mój człowiek. Zeszłam na dół. Musiałam włączyć komórkę. Baśka (moja matka zastępcza) miała dziś rano dzwonić. Szukałam i szukałam, ale w tym pobojowisku nie dało się niczego znaleźć. '-Tego szukasz?' - usłyszałam głos Kamila. '-O, Kamil, nie śpisz.. Gdzie znalazłeś mój telefon?' - spytałam. '-Leżał koło kanapy więc go przechowałem' - odpowiedział. Włączyłam szybko telefon. Chciałam zobaczyć tego drugiego smsa. Nadawca: Paweł. To nie brzmi zbyt dobrze. Treść: 'Patrzyłem w twoje oczy. Mówiły dużo. Nie mogę ci współczuć. Nie mogę powiedzieć ci, że cię kochałem. Może to dziwne to co ci tu napiszę ale ja nic nie czuję. Nikogo nie kocham. Nikogo nie szanuję. Zdradzam, kłamię i nie mogę przestać. Jeżeli coś czuję od razu idę to zapić. Przepraszam. Nie wiem co mnie pchnęło żeby robić to dopiero po roku cierpień. Pewnie twoje oczy. Przepraszam cię i proszę, zapomnij o mnie. Jestem tylko złym koszmarem. Rodzice, przyjaciele, oni mnie wyrzucili z ich życia. Popatrz jacy są szczęśliwi. Przepraszam jeszcze raz - jestem zwykłym skurwielem.' Godzina: 18:06. Łzy napłynęły mi do oczu. Nie mogłam pozwolić by Kamil widział co się ze mną dzieje. Wybiegłam na plażę. Usiadłam na piasku. Byłam zdumiona. Jak taki ktoś jak on mógł przeprosić akurat mnie? Co go do tego skłoniło? Przecież innych panien nie przepraszał. Mam podstawy twierdzić że coś nas łączyło. Może łączy nadal. Ale wtedy nie przekonywałby mnie, że nie ma uczuć. Nie wiem. Zagłębiłam się w moim płaczu bezsilności. Ktoś usiadł koło mnie. Nikt inny jak Kamil. '-Ej, siostra, co się stało?' - lubiłam gdy zwracał się do mnie w ten sposób. To sprawiało, że nie czułam się sama. '-Patrz' - dałam mu telefon z tym smsem. Kamil czytał, a ja patrzyłam na jego reakcję. Nie był mniej zdumiony ode mnie. '-I to cię tak martwi? Nie myśl przez chwilę. Potraktuj to jako słowa. Nie zgłębiaj ich sensu. To cię niszczy' - powiedział poważnie. A sprawić, żeby on był poważny graniczy z cudem. '-No, siostra, idziemy na sok z gumijagód' - powiedział radośnie. Nie wiem dlaczego tanie wino z ,monopolowego nazwał "sokiem z gumijagód" , ale grunt, że wiedziałam o co chodzi. Alkohol zawsze dostawaliśmy bez problemu. Pani wiedziała że i tak skądś weźniemy alkohol więc upraszczała nam robotę. W zamian za to dwa razy w tygodniu pomagaliśmy jej w sklepie. To dobry układ. Po zdobyciu "soku z gumijagód" postanowiłam, że idziemy do szkoły. Chciałam złożyć papiery o przeniesienie z tej szatańskiej klasy. Trochę szkoda, że nie chodziłabym z Kamilem do klasy, ale cóz - takie życie. Szybko napisałam dlaczego chcę się przenieść, a pani z sekretariatu stwierdziła, że "codzienne przebywanie z tymi ludźmi może powiększyć ilość zgonów, a mnie wpędzić to może do poprawczaka" to nie żaden argument i niestety podanie jrest rozpatrzone negatywnie. Wyszłam wkurzona, wyrwałam winacza Kamilowi i wypiłam prawie całego. Niechcący beknęłam, a Kamil stał i patrzył się na mnie pytającym wzrokiem. '-Nie pytaj.' - powiedziałam wkurzona i poszłam. Kamil tym razem nie gonił za mną lecz wrócił się do sklepu. Ja zaś poszłam na miasto. Zapewne poszłabym na plażę, ale nie chciałam myśleć. W samotności to się nasila. Chciałam być wśród ludzi. Poszłam do galerii poszukać jakiś fajnych ciuszków. Oczywiście nie udało mi się. Poszłam do McDonalda, zamówiłam jakieś frytki i zaczęłam jeść. '-Można się dosiąść?' - spytał jakiś głos. Potaknęłam nie widząc nawet jego twarzy. Ewidentnie był to mężczyzna. Spojrzałam na niego. Skóra, długie, czarne włosy i szare oczy w których można się było utopić. Oczywiście gdybym go lubiła. Uśmiechnął się. Nie wiedziałam czy śmieje się ze mnie, czy po prostu cieszy się że mnie widzi. Nawet nie chciałam wiedzieć. '-Dlaczego chciałeś się do mnie przysiąść?' - spytałam Michała. '-Bo cię lubię.' - odpowiedział bez głębszego zastanowienia się. '-Jak możesz mnie lubić po tym jak cię potraktowałam? Nawet nie wiesz jak mam na imię.' - powiedziałam oburzona. '-Wiem, Martyno.' - odpowiedział, powstrzymując się od śmiechu. - 'Mam na imię Michał. I muszę ci powiedzieć, że Paweł dużo o tobie opowiadał. Twarda jesteś' - powiedział podając mi dłoń. W tym momencie mnie olśniło. Pamiętam gdy Paweł mówił mi, że ma dobrego kumpla - Michała, że jest dla niego jak brat. W tym momencie chciałam się ulotnić. Po prostu stamtąd wyszłam. Typ przybiegł i stanął przede mną. '-Ej. Nie musimy o nim gadać. Ja nie jestem taki jak on. Chodźmy na lody.. tylko bez skojarzeń, ok?' - powiedział. Zgodziłam się. I bardzo dobrze. Michał to przemiły gość. Czasem sypnie żartem, czasem radą. A tak. Dopiero go poznałam, a już mu się wyżalałam. Chyba oboje czuliśmy jakbyśmy znali się od wieków. Ja mu opowiadałam o desce, a on mi o glanach. Opowiadałam mu o plaży i najlepszych klubach - on o górach i stokach. Nagle postanowiłam się go zapytać o to dlaczego po moim wrednym zachowaniu dalej byl dla mnie miły. '-Paweł opowiadał, że jesteś idealna i ten który spędzi z tobą reszte życia jest szczęściarzem. Mówił, że na ciebie nie zasługuje. Może ci nie mówił, ale od początku roku szkolnego ćpał jak głupi a ta dziunia co się z nią całował to była jego dilerka. Wtedy był na prochach. Żałował, że cię stracił. Później swoje uczucia oprawił w panceż. Żyje spontanem. Po za tym nie chcę tylko zadawać się z ludźmi, którzy mają myśli samobójcze.' - odpowiedział. '-Wprawdzie widziałam go dziś załamanego na plaży, ale ta cała szopka z Emilem i Moniką miałaby wywołać myśli samobójcze? Tu musi być coś więcej. - powiedziałam, trochę zaskoczona tymi informacjami. '-To ty nic nie wiesz? Jego mama leży w szpitalu. Jej stan jest cięzki. W piątek będzie wiadomo czy opłaca się jeszcze trzymać ją przy życiu.' - powiedział, a moje oczy wydały na świat słone łzy. Michał nie zabardzo wiedząc co zrobić przycisnął mnie do swojej piersi i pozwalał moim łzom odpłynąć. Siedzieliśmy tak długo, a ja po prostu zasnęłam. Zasnęłam w ramionach nowo poznanego człowieka z myślą, że teraz będzie tylko gorzej.

poniedziałek, 15 sierpnia 2011

Niedziela, 14 sierpnia.

Spojrzałam się jeszcze raz na śpiącego Emila. Mimo swoich 17 lat w tej pozycji wyglądał jak dziecko. Dziecko bez kłopotów, zmartwień, bez całego tego bagna. Poszłam się ogarnąć. Spojrzałam w lustro. Przeraziłam się. Nie dość, że miałam podpuchnięte oczy to przy jednym z nich widniało limo. Przebolałabym gdyby było od jakiejś dziewczyny, ale to było od Niego - tego którego kochałam i kochać będę. Bez sensu, nie? Normalna dziewczyna już miałaby drugiego,ale nie ja. Ubrałam się i zeszłam na dół. Śpioch spał nadal, w sumie nie dziwię mu się. Kto wstaje o 6:00 nad ranem tylko po to by popatrzeć na jakieś głupie słońce? Ja. Zawsze wtedy myślę o wszystkim co mnie gryzie w nadziei, że mama z zaświatów mnie usłyszy. I pomoże. A to by mi się przydało jak cholera. Tego nie widać, ale jest mi strasznie źle. Było gorzej, kiedy ćpałam, na szczęście mama wysłała mi Emila i jego ekipę, która szybko stała się i moją. To Edyta z Bartoszem znaleźli mnie przy jednej z umywalek nieprzytomną ze strzykawką w żyle. To Sylwia zawiozła mnie do szpitala. To z Emilem gadałam o wszystkim co mnie dręczy. To Kamil przychodził z czekoladkami, które wspólnie zjadaliśmy. To oni pomogli mi z tego wyjść. Mimo, że ich nie znałam, oni opiekowali się mną. I tak jest do dziś. Jak jedna wielka rodzina.  Z początku przychodził tylko Emil, może dlatego tyle o sobie wiemy. I tak jest do dziś. Jak jedna wielka rodzina. Niemożliwe jest jak w niespełna rok można pokochać nieznanych ci wcześniej ludzi. A jak najbliższych można znienawidzić. Rozmyślając zaparzyłam kawę Emilowi i sobie, którą w mig wypiłam. Zostawiłam Emilowi kartkę, która ma za zadanie poinformować go że nie będzie mnie do 17:00 i że zostawiam mu wolną chatę. Wyszłam na plażę i zmierzałam do domu Bartka i pisząc mu smsa gdy naglę zobaczyłam postać siedzącą na piasku. Poznałam tą sylwetkę. Te ruchy, które tak kochałam. Tą bluzę, w którą ubierałam się gdy było mi zimno. Do oczu napłynęły łzy, telefon wypadł mi z ręki. Szybko go podniosłam, obserwując go. Paweł siedział i patrzył się na słońce. Tak, to jedna z naszych wspólnych przyzwyczajeń. Założyłam okulary przeciwsłoneczne i postanowiłam przejść koło niego niewzruszona. Już prawie go mijałam gdy usłyszałam cichy głos. Jego głos. '-Poczekaj.' Nie wiedziałam jaki ma interes w tym, żeby w ogóle ze mną gadać. Szczególnie po tym co się stało. Jednak uległam. Usiadłam koło niego, patrząc się na fale. Nie chciałam znowu zobaczyć tych oczu, które tak wiele ukrywały. Mimowolnie spojrzałam w jego stronę. Taki jak go zapamiętałam. Ale nie z wczoraj. Z przed roku. '-Słuchaj.. przepraszam cię za to co się stało. Nie chciałem ci zrobić krzywdy, poniosło mnie. Jak się czujesz?' - powiedział, dosyć pewnym głosem. '-Dobrze wiemy, że nie chodzi ci o mnie tylko o to, żebym nie powiedziała Agnieszce.' -wstałam i otrzepałam się z piasku. Pawel zrobił podobnie. Staliśmy naprzeciw siebie. To bolało. - 'Nie lubię jej. Ale nie chcę by czuła to samo co ja.' - zdjęłam okulary. - 'spójrz w moje oczy. Widzisz? Wczoraj na nie nie patrzyłeś. Bałeś się że zobaczysz to samo u Agnieszki. Ale ja wiem że jej nie kochasz. Pewnie załatwia ci koncerty i tak dalej. I wiesz co? Chciałabym wiedzieć po co ci byłam ja.' - powiedziałam i pobiegłam w stronę domu Bartka. Łzy ciekły mi ciurkiem. Praktycznie nic nie widziałam, nawet nie starałam się widzieć. Najważniejsze było tylko moje pęknięte już po raz setny serce. Nagle poczułam, że w coś walnęłam. Upadłam na piasek. Otarłam łzy i spojrzałam w górę. To nie 'coś' tylko jakiś chłopak. Co w tej chwili mogłam o nim powiedzieć? Niewiele. Czarny t-shirt, czarne włosy do ramion, nieco sianowate. Falowane. Czarne spodnie włożone w glany. Kolacztki. Najwyraźniej był tzw metalem. Szare oczy doskonale komponowały się z tym wszystkim na jego rękach. Podał mi dłoń. Wstałam podpierając się na niej. '-Uważaj trochę, nie każdy jest taki miły jak ja' - powedział z uśmiechem na ustach. Ja jednak się na taki nie zdobyłam. '-I nie każdy jest taki skromny' - dodałam i pobiegłam. Przed domem już czekał Bartosz. Poszliśmy na plażę - w przeciwnym kierunku. Nie chciałam się natknąć na tego typa, zwyczajnie byłoby mi głupio. Opowiedziałam Bartoszowi sprawę z Pawłem, to co mu powiedziałam. Stwierdził, że ja to mam 'jaja', bo nie każdy zdobyłby się na coś takiego. Wystarczy spojrzeć na Emila. W drodze do lodziarni opowiadałam mu o zdarzeniu z tym typem. Dzięki temu (i lodom czekoladowym) poprawił mi się nieco humor, ale wiedziałam, że w nocy już tak nie będzie. Będę szlochać w poduszkę, bo nikt nie ma ochoty mnie słuchać o 3:00 nad ranem. Dowiedziałam się, że owy 'metal' nosi imię Michał i podobno będzie chodził ze mną do jednej klasy w liceum. Nie znałam go wcześniej, bo tu nie mieszkał. Zapowiada się świetnie. Następnie poszliśmy do jakiegoś lasu - Bartek mnie tam zaprowadził. Upewniał mnie, że nie idziemy na grzybki halucynogenne, tylko chciał mi coś pokazać. Zawiązał mi chustkę na oczy i prowadził.Czułam się pewnie - w końcu prowadził mnie Bartek. Dotarliśmy na miejsce. Zdjął chustkę i co ujrzałam? Wielki pień na środku pola. Piękny widok. Świerszcze odgrywały swój koncert, a mrówki jak zwykle zapracowane coś znosiły. Nie obyło się bez komarów. Nienawidzę ich. Usiedliśmy na pieńku i Bartek opowiadał. O wszystkim. O tym jak rzuciła go dziewczyna, jak zostawiła go matka, tylko ze stówą w kieszeni, jak popadł w nałóg alkoholizmu. Zadziwiając jak mało o nim wiem. Nikt mu nie pomógł. Nikogo przy nim nie było, wszyscy byli przy mnie. Jak on się z tym wszystkim czuł.. Jestem złą przyjaciółką. Najgorszą. Ale mówił, że to nie moja wina, że gdy ja się pojawiłam było już coraz lepiej z nim. Że moja obecność dawała mu siły by z tym walczyć. Mówił że uwielbia mnie słuchać, że to umniejsza jego problemy. Tylko szkoda, że nie wygaduję mu się tak często jak Emilowi. Nie wiem co miał na myśli, ale opowiedziałam mu wszystko. Że zmarła mi mama, ojciec zwiał - praktycznie go nie pamiętam, że dlatego patrzę na wschody, opowiedziałam mu wszystko co łączyło mnie z Pawłem, no i to że dlatego patrzę na zachody. Zrozumiał. A mnie to zdziwiło. Zawsze zwracał się do mnie w stylu 'Elo, laska'. Teraz tak nie było. Długo gadaliśmy aż nagle zadźwięczał dźwięk smsa. Spojrzałam na wyświetlacz. Godzina 06:06 po południu. I bynajmniej nie zwiastowała niczego złego. Przyszedł drugi. Otworzyłam pierwszego smsa z uśmiechem na ustach. Od Emila: 'możemy sobie z Edytą, Sylwią, Wiktorem, Kamilem i Jackiem Danielsem przesiedzieć noc u ciebie?'. Odpisałam: 'Ej, czekajcie na nas!' i zarządziłam Bartkowi odwrót do mojego domu. Drugiego nie odczytałam, nie chciałam psuć sobie humoru - zepsuję sobie go jutro. Dotarliśmy do domu i ujrzeliśmy tych ukochanych ludzi siedzących przy stoliku popijających Jack'a Daniels'a i rozmawiających. Przyłączyłam się do nich, ale najwięcej gadałam z Bartkiem, chciałam mu poświęcić cały ten wieczór. Nagle odezwał się do mnie: '-Pamiętasz jak mówiłem, że samą obecnością poprawiasz mi humor? Popraw go komuś innemu, jutro pogadamy.' - i wskazał rękę na siedzącego w kącie Emila. Trzymał szklankę i nieobecnym wzrokiem gapił się w okno. Zachód słońca. Teraz we dwoje mamy manię. Gdy stanęłam mu na horyzoncie uśmiechnął się - poraz pierwszy od kilku dni. To mi wystarczyło by ten dzień był w miarę normalny.

___________________
Bardzo dziękuję za miłe komentarze z waszej strony i tyle wejść. ♥
Notka długa, ale może to przebolejecie. Za błędy przepraszam - zmęczona jestem.
Pozdrawiam . ;**

niedziela, 14 sierpnia 2011

Sobota, 13 sierpnia.

Byliśmy w wejściu na plażę. Jakoś nic szczególnego się nie działo. Nagle ujrzeliśmy roztrzęsionego Wiktora. '-Tam, szybko!' - krzyknął i dał znak żebyśmy pobiegli za nim. Z początku zobaczyłam tylko grupkę młodych ludzi, niektórzy naćpani - inni wstawieni. Wbiegłam w tłum szybciej niż pozostali i co zobaczyłam? W sumie można było się tego spodziewać.. Emil bił się z Pawłem. O, nie, przepraszam. Emil go napierdalał. Siedział na nim i go po prostu napierdalał. '-Emil!' - krzyknęłam. Nie zareagował. Tego również można było się spodziewać. '-Zostaw go!' - krzyknęłam szarpiąc go za koszulkę. Podbiegła reszta ekipy. Jakoś daliśmy sobie z nimi radę. Ja , Kamil i Bartek trzymaliśmy Emila, który ciągle bluzgał. Nigdy nie widziałam go tak wściekłego. Był cały czerwony, a oczy mieniły się bólem i złością. Diabelską złością. Edyta, Sylwia i Wiktor trzymali Pawła, w sumie niepotrzebnie - koleś leżał wpół żywy. I może normalnie ucieszyłabym się z tego widoku, ale jednak wolałabym żeby to dziewczyna na której mu zależy tak go zraniła. Niekoniecznie fizycznie. '-Dlaczego akurat ona? Masz tyle lasek, dlaczego wziąłeś się za moją? Żeby mi dopiec? Pytam się kurwa, dlaczego!?' - krzyczał Emil, próbując się wyrwać, jednak mocno trzymałam go za pulsujący nadgarstek. '-Stałoby się to prędzej czy później. Pogódź się. Laska cię zdradziła i to może niekoniecznie moja wina. Po prostu jest dziwką.' - odpowiedział półgłosem Paweł, ledwo stojąc. Słysząc to, Emil wyrwał się Kamilowi i Bartkowi. Trzymałam go już tylko ja, ale i tak nie mogłam nic zdziałać. Szedł do niego nie czując nawet że jadę tyłkiem po piasku próbując go zatrzymać. Gdy stał naprzeciwko Pawła zorientował się. Podniósł mnie szybkim ruchem i postawił mnie pomiędzy nich. '-Nie mów tak o Monice. Lubisz zadawać ludziom ból, nie? Popatrz na nią.' - popchnął mnie ku niemu. Na policzki wstąpiła mi tajemnicza maź potocznie zwana łzami.  Podniosłam wzrok. Nie patrzył na mnie. W jego oczach widziałam strach. Najsilniejszy jaki widziałam. -'Popatrz w jej oczy, sukinsynu. Co widzisz? Widzisz co jej zrobiłeś? Ona cię kurwa kochała. Niewątpliwie nadal kocha. I to mnie boli. Że moja najbliższa w tej chwili osoba, ma złamane serce, przez ciebie, a kocha cię nadal. Za to chyba nie potrzebna była jej kara.' - wskazał na moje limo. - 'Jeżeli jeszcze raz coś jej zrobisz to przysięgam że zapierdolę cię gołymi rękoma. A Monikę bierz. Wiem jedno. Szkoda mi Agnieszki, gdy się dowie. Jak nie od nas to od plotek. Żegnam.' - Syknął i spojrzał na niego gniewnie. Pociągnęłam go parę kroków w tył. Jeśli to nie było piekło to boję się tego prawdziwego. Edyta, Sylwia i Wiktor puścili Pawła, który chwiejnym krokiem powoli opuszczał plażę. Spojrzałam na Emila. Blond włosy niesfornie opadały mu na zakurzone czoło, te zaciśnięte zęby. Widać było, że ledwo powstrzymywał się od ataku furii. Nadal trzymał moją rękę, chyba nie zdając sobie sprawy, że w ogóle ona tam jest - prawie zgniatał mi kości. Wciąż patrzył na odchodzącego Pawła. '-To my zostawimy was samych.' - powiedział Kamil, już nie radośnie - biła z niego ostra powaga zmieszana z szokiem. Odeszli, podobnie jak Paweł. Nie patrzyłam już na Emila, tylko na morze. Myślałam, że to mnie jakoś uspokoi. Jednak tego nie robiło. Płakałam coraz więcej i coraz głośniej, aż w końcu zwróciłam uwagę Emila. Poluźnił uścisk i spojrzał na mnie. Twarz mu nieco złagodniała, jednak iskierki złości wciąż przebywały w jego oczach. '-Nie płacz. Już nic ci więcej nie zrobi.' - powiedział, a jego łagodność mnie zdziwiła. '-Dlaczego to zrobiłeś?' - wyszeptałam załamanym głosem. '-Słuchaj, nikt nie będzie cię bił, nawet gdyby ktoś lekko cię stuknął, a ciebie by to zabolało, zabiłbym. Cały rok wytrzymałaś w cierpieniach i ja to widziałem, za każdym razem jak patrzyłaś w zachód czy wschód słońca, za każdym razem gdy mijaliśmy wasze ulubione molo, za każdym razem kiedy mijaliśmy jego samego.. nie wiedziałem dopóki nie doświadczyłem tego samego. Ale kiedy cię uderzył.. to była przesada.' - otworzyłam szeroko usta ze zdumienia. Nie tylko dlatego, że trafił w samo sedno, a też dlatego, że nie wiedziałam skąd posiadał informacje o tym żenującym incydencie. - 'Skąd wiedziałem? Szedłem za tobą, zapomniałaś bluzy. Chciałem na miejscu to załatwić, ale byś się opierała, a ten skurwiel miałby satysfakcję.' - odpowiedział. '-Dziękuję.' - wyszeptałam przylegając do jego bluzy. Trochę zmoczyłam mu bluzę, ale nie miał mi tego za złe, wręcz namawiał bym w taki sposób sobie ulżyła. Oboje przepełnieni mieszanką uczuć wkroczyliśmy do najbliższego monopolowego po alkohol, po czym udaliśmy się do mnie do domu, z racji iż jego tata był w domu, a ja mieszkałam sama. Rozłożyłam wielki materac w salonie, a całą noc spędziliśmy na wyżalaniu się i topieniu tego bagna w tych marnych procentach, oglądając jakieś romansidła w telewizji. W pewnym momencie filmu nie odzywaliśmy się w ogóle. On zaszklonymi oczami oglądał jak wszystko się pięknie układa, a ja wtulając się w jego rękaw ledwo co patrzyłam na koniec filmu. Miałam strasznie podpuchnięte oczy. Aż niewiadomo kiedy zasnęliśmy. Oczywiście rozwalał się na cały materac, a ja się w niego wtulałam. Lubię się przytulać. Ale do niego najbardziej. Wiele osób powiedziało by że albo jedno, albo drugie kocha się w sobie. Ja tego tak nie odbierałam. On jest jak brat, którego nigdy nie miałam. I mieć nie będę. Około 6:00 wstałam. To nie była zapowiedź dobrego dnia. Dzień pt. "Kac morderca nie ma serca". Oglądając zachód słońca dostrzegłam Pawła z Agnieszką. Agnieszka cała w skorwonkach, Paweł niekoniecznie. Zobaczywszy mnie w oknie od razu zmienił kurs. Patrzałam na to z zaszklonymi oczami. I wiecie co? Zauważyłam, że dziewczyny kochają skurwysynów, a porządni kolesie natrafiają na zimne suki. I podejrzewam, że będzie tak zawsze.

sobota, 13 sierpnia 2011

Piątek, 12 sierpnia.

Podniosłam się z piasku i patrzałam na Emila. Wiedziałam co czuje i co myśli. I pomyśleć, że rok temu czułam kompletnie to samo. Rozpierdalało mnie od środka. Zawsze zastanawiałam się jak to czują faceci, przecież oni są twardzi, nie płaczą, mają taką kamienną twarz. A wystarczyło tylko spojrzeć w oczy takiemu facetowi by widzieć wszystko co czuje. Im jest trudniej. Nie mogą się wypłakać, bo są przyzwyczajeni do tego że to bezsensowne, że to niczego nie naprawi. Poprosiłam towarzystwo o rozejście się. Nie było potrzeby żeby szli nas odprowadzać - przecież nie byliśmy pijani. Uklękłam obok Emila - leżał na brzuchu, twarz zakrywając ramionami. '- Emil, choć, wracajmy do domu.' - szepnęłam. '-Daj mi spokój, proszę. Nie chcę mieć z wami nic wspólnego, tylko ranicie' - krzyknął załamanym głosem podnosząc się z piasku. Spojrzałam na niego. W jego oczy. Było tam wszystko. Wszystko czego nie mogę opisać. Siedział jak małe dziecko, które nie wie co ze sobą zrobić. Po chwili już był w moich ramionach. Od płaczu powstrzymywało go tylko to. W ekipie najbardziej z nim jestem zżyta. On za dużo o mnie wie. A ja o nim. '-Chodź już do domu. Prześpisz się. Jak coś będzie nie tak zadzwoń, przyjdę. Ale proszę cię chodź. Zaraz tu będzie Paweł z...' '-Z Agnieszką czy z Moniką?' - Przerwał mi.- 'Nie ważne. Muszę mu wyjebać.' - Rozumiałam jego stan i okoliczności, ale brak snu i kac dawały się we znaki. '-Słuchaj, to że laska cię zdradziła to chyba też jej wina, co? Paweł też mnie zdradził, ale ja Agnieszce nie robiłam takich świństw, nawet jeżeli uważam, że jest pustą lalą bez mózgu!' - wykrzyczałam. Emil wstał jak oparzony. '-Nie rozumiesz mnie! Nikt mnie kurwa na tej ziemi nie rozumie!' - wykrzyczał i pobiegł do domu. A ja poszłam do swojego, rozmyślając. Nagle natrafiłam na Pawła. Nie chciałam na niego trafić. Rozmawiać z nim. Nic. Bo wszystko wracało. A nie o to mi chodziło przez ten rok bez niego. '-Cześć' - powiedział nieśmiało. Minęłam go bez słowa. Chciałam odejść. Jaknajdalej. Jednak nie mogłam. Nie przez uczucie, a przez jego zimną dłoń zaciskającą się na moim nadgarstku. '-Mówiłem: Cześć' - powtórzył. '-Odczepisz się w końcu ode mnie? Nie chcę cię znać, rozumiesz? Gówno mnie obchodzi to, że zdradziłeś swoją pustą pannę z Moniką. Za kogo się zabierzesz dalej? Za dziewczynę twojego najlepszego kumpla?' - wykrzyczałam mu w twarz. '-Nie zrobiłbym tego Michałowi, dziwko.' - powiedział z zaciśniętymi zębami. Potem zdąrzyłam zobaczyć tylko jego pięść zbliżaja się do mojego policzka, zdążyłam poczuć chodnik pode mną, potem już straciłam przytomność. Głupie nie? Jedno uderzenie od kogoś i już tracić przytomność. Ale to uderzenie miało jakieś inne znaczenie. Bo zrobiła to ręka, ręka której się kiedyś kurczowo trzymałam, która mnie obejmowała, której właściciel mnie kochał. Ta właśnie ręka uderzyła mój policzek. Kochałam tą rękę. Jej właściciela. I to uczucie wraca. Właściwie nigdy mnie nie opuściło. Otworzyłam oczy. Zobaczyłam Kamila. '-Co się stało?' - spytałam. Głupie. Przecież doskonale wiem co się stało tylko jakoś nie chciałam przyjąć tego do wiadomości. '-Sam nie wiem. Miałem zamiar iść do domu i nagle przewróciłem się o coś, a to byłaś ty.' - odpowiedział. '-Kamil, nie żartuj.' Pomógł mi wstać. Policzek dalej piekł żywym ogniem. Dotknęłam go. Nieźle, chyba mam niezłe limo. Poczciwy Kamil odprowadził mnie do domu. Żartowaliśmy jak zawsze. Kocham go, normalnie. Kocham jego poczucie humoru i nastawienie do życia. I prawdopodobnie gdyby zdarzyła mu się sytuacja taka jak z Moniką i Emilem, Kamil spojrzałby tylko i powiedział 'muszę ją rzucić. Helooł, jak już zdradzać to z kimś przystojnym.' Może by tak powiedział, a może za mało go znam. Chciałabym być jego siostrą, choć już się tak trkatowaliśmy. Przed drzwiami spytałam Kamila '-A ty co dziś robisz?' '-Będę się opierdalał' - odpowiedział wskazując na torbę pełną filmów i chipsów. '-Ja też! Więc po co marnować dwa domy? Poopierdalajmy się w jednym, po za tym ten lód w twojej torbie by mi się przydał' - powiedziałam radośnie wskazując na limo. - 'Masz być o 15:00 u mnie. Weź jeszcze Edytkę i Bartka' - rozkazałam mu, po czym weszłam do domu. Wybranie Edytki na takie popołudnie to dobry wybór. Wiem, że Edyta podkohuje się w Kamilu, z resztą jakbym dopiero weszła do ekipy też bym się w nim zakochała. Poszłam do biedronki, ogarnęłam jakieś piwo oraz finlandię - tylko dla mnie i Edytki. Wróciłam - była 14:30. Przebrałam się w czerwone rurki i czarny top, ogarnęłam te moje czarne  kłaki i usłyszałam dzwonek do drzwi. To była Edytka i Kamil. Cali w skowronkach - Edyta bo jest z Kamilem, Kamil bo taki już jest. Rozkazałam wsypanie chipsów do miseczek i klapnięcie przed telewizorem. Włączyliśmy jakiś horror na którego nie patrzałam dopóki nie pojawił się Bartosz - rękaw w który mogłam się schować, a który niewiele rozumiał dlaczego. '-Cześć, Marti. Nieźle ci Paweł pierdolnął. Kiedyś za to oberwie.' - przywitał się. '-Co? Skąd wiesz, że to on?' - spytałam zdziwiona. '-Kamil mi mówił. Podobno ty nic nie pamiętałaś, a on nie chciał ci łamać serca. Ja jednak widzę w twoich oczach, że pamiętasz. Edyta, Sylwia i Wiktor też wiedzą. Emil nie. To byłoby lekkomyślne mu powiedzieć.' - odpowiedział siadając na kanapie. Wtulałam się w jego rękaw, niekiedy popijając piwo, lub kieliszek Finlandii. W normalnych okolicznościach pobiegłabym do Emila i wypłakałabym się mu, albo chociaż z nim pobyła, ale teraz jest 'dyżur' Sylwi i Wiktora. Teraz jednak patrzałam na słodki obrazek Edyty i Kamila. Kamil ucieszony z trupa na drzewie a Edyta wtulona w niego. Tak więc topiłam smutki w bezbarwnym napoju. Dopóki nie zadzwonił telefon. Wiktor. '-Martyna? Szybko wbijaj na plażę koło Bartka! Z Sylwią sami nie damy sobie rady! Weź wszystkich!' - i urwało się połączenie. Wstałam, wyłączyłam telewizor. Kamil i Edyta - już odklejeni od siebie, zaczęli krzyczeć dlaczego to zrobiłam. '-Wiktor dzwonił, wszyscy na plażę koło Bartosza!' Wszyscy zerwali się z kanapy i szybkim krokiem udaliśmy się w stronę plaży. Bartosz cały czas obejmował mnie, a ja się trzęsłam. Choć zimno nie było. Byliśmy już blisko plaży. Spojrzałam na wyświetlacz telefonu. Godzina 18:06 czyli 06:06...

czwartek, 11 sierpnia 2011

Czwartek, 11 sierpnia.

06:06 - co ja mam z tą godziną? Budzę się o niej każdego dnia i podziwiam plażę. Pustą plażę, żadnych turystów. Tylko słońce, piasek i szum fal. Jednak tu nie chodzi o przyzwyczajenia. Dla mnie godzina 06:06 jest inna od reszty godzin. Godzina początku i końca. To właśnie wtedy Paweł po raz pierwszy wyznał mi miłość, to wtedy wypłakiwałam się Emilowi z moich miłosnych problemów, to wtedy zmarła mama. Mama.. ile bym dała żeby ją mieć, żeby bić się z nią o łazienkę czy ulubiony kubek, żeby móc z nią pójść na zakupy a nawet pokłócić się z nią o chłopaka. Chciałabym mieć ją przy sobie. Mówią, że jestem podobna do niej. Ja jednak nie sądzę. Była piękniejsza. O godzinie 06:06 dowiedziałam się, że nie żyje. Płakałam, patrząc na wschód słońca. Chyba zostało mi do dziś. Siedziałam na oknie oglądając plażę, a nie dlatego, że codziennie Paweł chodził tam ze swoją dziewczyną. Tą pustą plastikową lalą, wtapiającą się w tłum jako rzekomy człowiek. Widziałam ich i tym razem. Trzymali się za ręcę. Idealnie. Nie wiem dlaczego, ale wszystko tam było nieco sztuczne. Sztuczna opalenizna, sztuczne cycki, sztuczne włosy, sztuczne paznokcie, sztuczne uczucie.. Z rozmyślań wyrwał mnie dźwięk otwierających się drzwi. Bartek i Emil wpadli do mieszkania z torbami zakupów. '-Laska, a ty znowu rozmyślasz przy oknie?' - zapytał drwiaco Bartek. Mimo, że był moim przyjacielem, nie wiedział o mnie wszystkiego. Czasami myślałam, że nawet nie chce wiedzieć, bo ma swój świat - świat deskorolek, ramp.. i wszystko co się z tym wiąże. '-Daj jej spokój, dobrze? Ty sobie tu rozmyślaj, a my ci coś ugotujemy.' - odpowiedział Emil stukając Bartka w rękę. Po godzinie miałam już swoje śniadanko, które nawiasem mówiąc było przepyszne. Dobry humor zszedł mi z twarzy gdy zobaczyłam w jakim stanie jest kuchnia. Nakazałam ogarnięcie tego podczas gdy ja oglądałam jakieś romansidło, które chłopaki mi przywieźli. Nie lubię takich filmów. W życiu nie ma happy endów. Po piętnastu minutach pojawiła się Edyta. Zadziwia mnie to w jaki sposób ta mała blondynka o czekoladowych oczach przeżywa każdy moment w takim filmie. Po wszystkich tych mdłych romansidłach poszłam zobaczyć kuchnę. Szok! Nigdy nie była aż tak czysta! Przeszli samych siebie. Zadzwoniliśmy po resztę: Wiktora, Sylwię i Kamila by ogarnąć gdzie dziś idziemy. Bo nie ma to tamto: imprezy na plaży są najlepsze. Jednak nikomu nie chciało się ruszyć czterech liter więc zorganizowaliśmy 'noc horrorów'. Trzeba było jechać na jakieś zakupy, wszyscy wyszliśmy z domu, byliśmy już w połoie drogi gdy zobaczyłam Pawła ze swoją lalką. Chichotała jakby była najarana. Sprzedałam jej spojrzenie typu 'ogarnij swoją sztuczną dupę'. Jednak dla pewności spytałam się czy ma jakiś powód do śmiechu. Wszyscy wybuchnęli śmiechem gdy spojrzałam odbicie w wystawie. Byłam w piżamie. Poleciałam się przebrać i dołączyłam do tych wariatów. Wzięliśmy jakieś piwa, a ja bonusowo wywalczyłam lays'y strongi..mm.. Udaliśmy się do domu Kamila, bo był on dużo większy od mojego. Włączyliśmy film. Jak ja nie lubię horrorów.. Za każdym razem gdy czegoś się przestraszyłam wtulałam się w Bartosza. '-Boisz się horrorów, laska?' - usłyszałam jego szept. Nienawidzę gdy ktoś do mnie się tak zwraca, ale jemu byłam w stanie wybaczyć. Objął mnie braterskim ramieniem, ale ja się z niego wyrwałam. Podeszłam do okna. Bartosz poleciał za mną. '-Przepraszam cię, nie chciałem byś to tak odebrała.' - tłumaczył się. '-Nie, Bartek. Tu nie o to chodzi. Widzisz? Zachód słońca. Dlatego wybiegłam.' - uspokoiłam go. '-Do cholery jasnej, dowiem się kiedyś o co tu chodzi? Wampir jesteś czy co?' - wkurzył się. '-Kiedyś ci powie, ja też musiałem czekać' - wciął się Emil. Bartosz poszedł obrażony, ale to nic nowego, często się obraża. Usiadłam na wielkim parapecie, podobnie jak Emil. '-Piękny widok. Chciałabym tu mieszkać. A te zachody..' '-Martyna, widzisz to co ja?' - przerwał mi. - 'Widzisz to czy ja kurwa śnię?' Spojrzałam na plażę. Ujrzałam Pawła liżącego się z jakąś panienką. Ale zaraz, zaraz.. to nie była ta pusta lala.. to była Monika - dziewczyna Emila. Zszokowana wydukałam tylko '-O ja pierdolę!' Spojrzałam na Emila.Jego twarz mówiła wszystko. Ten ból. Ból którego ja doświadczyłam. Chwilę potem Emila nie było. Wbiegłam przed telewizor. '-Pomóżcie..Emil..Paweł...plaża..Monika..' - wydukiwałam słowo po słowie. Towarzystwo nie wiedziało o co chodzi. '-Zatrzymajcie Emila, on chce się lać z Pawłem!' - wykrzyczałam. Chłopaki pobiegli za nim i chwilę potem mieli go już w domu. Ja wyglądałam przez okno. Nagle ujrzałam znajomą sylwetkę. Paweł. '-Proszę, nie mów Agnieszce o tym co zaszło. Zrobię wszystko.' - prosił. '-Skoro tak mówisz..' - odpowiedziałam i zamknęłam okno. Jak się dowiedziałam Emila zaprowadzili na górę. Poszłam do niego. Wyciągnęłam go na plażę, jednak tym razem ja go pocieszałam. Opowiadał mi o wszystkim z łzami w oczach a ja go przytulałam i mówiłam, że ona nie jest tego warta. Warta jest tylko zapomnienia. Zasnęliśmy na plaży. Dokładnie jak wtedy. Towarzystwo nas znalazło i nas obudziło. Nigdy nie zapomnę zagubionego wzroku Emila i godziny, którą ujrzałam po przebudzeniu się tego dnia na plaży: 06:06 .

_____
Jest mi wstyd za każdy błąd tu wykonany, nie jestem doświadczona.. Przepraszam :)

środa, 10 sierpnia 2011

Środa, 10 sierpnia.

Wyświetlacz mojego telefonu wskazuje godzinę 6:06. Przywyczaiłam się do tego. Nie wiem kto wymyślił coś takiego, że niby ktoś o mnie myśli. Nieprawda. Nikt o mnie nie myśli. Już od roku. Rok temu o tej porze staliśmy właśnie w pobliskim parku, patrząc wgłąb swoich oczu. Widziałam w twoich lazurowych mieszające się uczucia. Strach. Obawa. Ale także radość. Byłam strasznie blisko ciebie. Czułam twój zapach. Twój oddech. Nawet twoje przyspieszone bicie serca. W pewnym momencie ujrzałam twoją rękę odgarniającą moje długie, kruczoczarne włosy i twoją twarz. I nic po za nią. Stanęłam na twoich butach. Dotknęłam twoich ust. Były idealne. Bił z nich niesamowity żar. A może tylko mi się tak zdaje? Po jakimś czasie oderwaliśmy się od siebie. '-Chciałbym ci coś powiedzieć. Kocham cię. Kocham twoje czekoladowe oczy i twą śniadą cerę. Kocham twoje długie proste włosy i to, że jesteś taka mała. Kocham to w jaki sposób się na mnie gniewasz, jak zatrzymujesz mnie gdy chcę obić komuś mordę a w efekcie czego pomagasz mi. Kocham nawet to w jaki sposób pijesz kawę. Kocham cię całą Martyno.' Wtuliłam się w ciebie jak dziecko. Zdołałam tylko wyszeptać słowa: 'ja cię też, Paweł'. Magiczna noc. Jednak dni leciały a uczucie trwało - bynajmniej u mnie. Początek roku szkolnego. Szłam do 3 klasy gimnazjum, podczas gdy ty do liceum. Tam poznałeś jakąś wytapetowaną blond dziunię. Przebywałeś z nią cały dzień opowiadając jaką wspaniałą jest przyjaciółką. Dostałam smsa. Od ciebie. Spodziewałam się jakiegoś 'dobranoc, kotek' , bo było już dość późno. Jednak sms tak nie brzmiał. Nie był nawet od ciebie. Był od Emila - mojego przyjaciela. "Marti, przyjeżdżaj na impreze u Jarka. Musisz coś zobaczyć". Wskoczyłam w jakieś ciuchy z cekinami i poszłam. Od progu przywitał mnie Emil. Coś było nie tak. Jego wyraz twarzy przypominał posąg. Zupełnie nic nie zdradzała. Złapał mnie za rękę i ciągnął przez tłum ludzi nie zważając na to czy ja w ogóle za nim nadążam. Wepchnął mnie do salonu gdy zobaczyłam ciebie. I twoją 'przyjaciółkę' na twoich kolanach, w twoich obięciach i twojej bluzie - którą ja ci kupiłam i którą często nosiłam gdy było zimno. Całowaliście się. Gdy tylko mnie ujrzałeś zrzuciłeś tą pannę i podszedłeś do nas. Zaszkliły mi się oczy, podobnie jak i jemu. Nie wiedziałam dlaczego. '-nie chcę cię już więcej widzieć.' wyszeptałam. '-Słuchaj, to nie tak jak myślisz' '-Myślę dobrze, bo oczy mnie kurwa nie zawiodły!' - wykrzyknęłam. Zamachnęłam się i dałam ci w twarz. To nie był smutek. To była rozpacz. Emil trzymał mnie mocno, jednak i tak się wyrwałam. Zaskoczyłeś się. Tylko po co mi wtedy oddałeś? Żeby pokazać, że jesteś silny? Wybiegłam. Wybiegłam na plażę. Plaża to codzienność. Mieszkam nad morzem. W Darłowie. Matka zastępcza kupiła mi tam mieszkanie i wysyła pieniądze. Nie chce mieć ze mną nic wspólnego po tym gdy ćpałam i chlałam w trupa. Wszystko po tej akcji. Mama by wybaczyła, ale nie żyje. Zmarła na raka. A ojciec zwiał. Od chwili jej śmierci inaczej patrzę na wschody słońca. Od porażki z tobą inaczej na zachody. Bo gdy pobiegłam na plażę właśnie taki ujrzałam. Patrzałam się na ten cud natury a morska bryza owiewała całe moje ciało. Usłyszałam z tyłu sapanie. Bałam się, że to ty. Jednak to był Emil. Nic nie mówił. Przytulił mnie. Siedzieliśmy tak długo. Nie płakałam. Dopiero gdy zauważyłam wschód słońca zaczęłam płakać. Emil wiedział dlaczego. Wiedział wszystko czego Bartek, Wiktor, Edyta, Paweł, Kamil i Sylwia nie wiedzieli. Siedzieliśmy wtuleni, ja płacząc, on głaskając mnie po włosach. Wyciągnęłam telefon. Godzina 06:06. Wybuchłam płaczem, a Emil mnie cierpliwie uspokajał, a kiedy zasnęłam, zaniósł mnie do siebie. I choć minął rok, widzę te wspomnienia bardzo wyraźnie. Siedzę na parapecie okna, widzę zachód słońca i myślę o tym. Wspomnienia wracają i nie dają możliwości zapomnienia. Wciąż widzę nas spacerujących po plaży, ale widzę też mnie samą i pocieszającego Emila. Może to się skończy. Kiedyś. Może za rok. Dwa. Pięć. Może za miesiąc. A może nigdy. Muszę przestać. Przestać o tobie myśleć. Przestać pisać tego jako list do ciebie. I tak byś nie przeczytał. Muszę przestać patrzeć się w głupi zachód słońca. Przestać patrzeć się co chwila na zegarek. Przestać milknąć gdy słyszę twoje imię. Przestać omijać cię z dala. Przestać być taką mazgają. Zmienię się. Nie wiem kiedy, ale to zrobię. Będę silniejsza. Taka.. bez uczuć.
___________
Przepraszam z góry za katowanie waszych oczu tym blogiem.. ale muszę gdzieś się wypisać. Ciao :D