wtorek, 30 sierpnia 2011

Niedziela, 20 sierpnia.

Obudziłam się w ramionach Michała. Jego chyba też zmęczyła ta sytuacja i również usnął. Widocznie przeniósł mnie na łóżko i położył się obok. Wstałam, rozejrzałam się. Nikogo prócz nas nie było. Muszę przyznać, że nieco się przestraszyłam, nawet nie wiem z jakiego powodu. Czy dlatego, że dziewczyny zniknęły, czy dlatego że jestem sam na sam z Michałem. Chyba tego pierwszego. Z Michałem nie raz zostwałam sama i nic się nie wydarzyło. Może i nie znam go aż tak długo jak reszty, i może nie mam podstaw do takiego stwierdzenia, ale ja po prostu w to wierzyłam. Nagle poczułam czyiś oddech na karku i dotyk na ramieniu. Od razu odskoczyłam. Przypomniał mi się Paweł jak robił to gdy się budziliśmy. Co jak co, ale są bardzo podobni. Podeszłam do okna. '-Hej, nie bój się przecież wiesz że ci nic nie zrobię.' -  powiedział, przeciągając się na łóżku. '-Gdzie są dziewczyny?' - spytałam przez łzy. '-Są w bufecie z Kamilem i Wiktorem. Ej, nie płacz, nie chciałem ci nic zrobić.' - powiedział wstając z łóżka. Te wszystkie metalowe przedmioty (a może to były monety w kieszeni?) zadźwięczały i robiły to za każdym razem gdy się poruszył. Podszedł do mnie, tym razem na bezpieczną odległość. Jakby bał się go poparzę, albo ja wyskoczę przez okno za sprawą jego dotyku. Widząc to zaczęłam mu wszystko wyjaśniać. '-Michał, tu nie chodzi o ciebie. Jestem jakaś nawiedzona. Nawet najmniejszy szczegół przypomina mi Pawła, którego przed kilkoma godzinami tuliłam i powtarzałam, że będzie dobrze. Nie wiem co się ze mną dzieje. Rozsypuję się tak jak w czasie choroby mamy. Ja..ja.. ja wiem że nie będzie dobrze.' - wydusiłam ostatnie zdanie, krztusząc się przy tym łzami. Po chwili byłam już w silnych ramionach Michała. Płakał, niewiedzieć czemu. Moczył mi koszulkę, ale nie miałam mu tego za złe. Jego bluzę można było wręcz wycisnąc z moich łez. Który to już raz ktoś przytula mnie, próbując podnieść mnie na duchu? Milionowy? Ale jest to jak złoty środek. Nagle ktoś otworzył drzwi, wesoło rozmawiając. Dziewczyny z Kamilem i Wiktorem wróciły z bufetu. Wszyscy stanęli w miejscu i tylko Kamil wydukał coś w stylu '-To my nie przeszkadzamy.' Michał spojrzał na mnie, dłonią dotykał swojego karku. Minę miał równie zaskoczoną jak ja. Zaschnięte łzy wręcz mieniły się w tym świetle. Po chwili wybuchnęliśmy szczerym, nieposkromionym śmiechem. Musiałam się spakować, była 16:00, a ja za dwie godziny miałam stąd wreszcie wyjść, w towarzystwie tajemniczego opiekuna. Michał pomógł mi z tym, nie mogłam się przecież schylać. Co jak co, ale dużo tego nie było. Po za tym moim kumple są inteligetni, bo zamiast jakiś ciuchów na przebranie porozdawali mi czekolady. Michał powiedział, że nie ma problemu i sięgnął do plecaka Kamila. Podobno mówił, że wziął za dużo ciuchów na przebranie. Założyłam moje nike, jego obszerne dresy, moją bluzkę bokserkę i jego wielgachną bluzę. Właśnie tak wybrałam się z Michałem do bufetu. Od razu zauważyliśmy naszych czubów, wygłupiających się przy jednym ze stolików. Przywitaliśmy się ze wszystkimi. Każdy mierzył nas jakimś dzikim spojrzeniem. Tylko Kamil bąknął coś w stylu '-Ej, to chyba moje.' Michał wyjaśnił wszystko jakimś cudem i nawet nie podał prawdziwej wersji wydarzeń. Wszyscy 'jako-tako' to przyjęli, ja zamówiłam jakiegoś kotleta z racji z tego iż mój żołądek dopominał się głośno jedzenia. Muszę przyznać, że było pyszne. Gadaliśmy długo, powymieniałam się z dziewczynami numerami - mieszkały niedaleko mnie, a nawet z jedną będę chodzić do klasy, tak, ten rok szkolny musi się udać. Wybijała godzina 17:45 więc zostawiłam ich w bufecie, tłumacząc się, że do domu odwiezie mnie 'opiekun'. Poszłam do sali, w której czekał lekarz. Dał mi jakieś papiery do podpisania, które natychmiastowo podpisałam i powiedział, że jego syn będzie tutaj za chwile. Wzięłam mój plecak i poszłam poczekać przed salą. Nie chciało mi się tam siedzieć, długo tam siedziałam. No może nie aż tak długo, ale nienawidzę szpitala, ani takiego klimatu. Odrzuca mnie. Kojarzy mi się ze wszystkimi przykrościami w życiu. Ze śmiercią mamy, z walczącą o życie mamą Pawła, z wszelkimi ludzkimi tragediami... chciałam stąd wyjść i już nigdy nie wrócić. Patrzyłam za odchodzącym lekarzem, którego w pewnym momencie zatrzymał jakiś chłopak. Chyba się znali, przynajmniej tak to wyglądało. Nawet nie myślałam o tym, że to może mieć jakiś związek ze mną. Otworzyłam gazetę i zaczęłam ją intensywnie czytać. Choć w środku nie było nic co by mnie jakoś interesowało, czytałam bo się denerwowałam. W końcu gdy poczułam jakiś wzrok na moim ciele, podniosłam nieśmiało głowę znad gazety. Nade mną stał Bartosz - ten, którego tak dawno nie widziałam. '-A ty co tu robisz?' - spytał zdziwiony. '-Czekam na jakiegoś kretyna, który ma się mną opiekował bo nie mam rodziców.' - odpowiedziałam niezadowolona. '-Cześć. Kretyn jestem.' - powiedział, a ja nie mogłam uwierzyć w jego słowa. '-Co? Ale jak...' - spytałam. '-Ojciec ze mną nie mieszka, jest lekarzem. Przenieśli go tutaj i mamy kontakt. Idę w jego ślady, ale nie chcę utrzymywać z nim kontaktu. Obawiam się jednak, że to niemożliwe. No trudno. Zgodziłem się na ten układ, bo myślałem, że wyrwę jakąś laskę. No ale tego się nie spodziewałem. Ale naprawdę nie skapnęłaś się, że mamy takie same nazwiska?' - zaśmiał się. Zaprzeczyłam, nadal zszokowana. Śmiał się również ze mnie i z tego jak się ubrałam.Zaprzestał tej czynności gdy posłałam mu zabójczy wzrok. Pojechaliśmy najpierw do pobliskiego maka, a potem do mojego domu. Oczywiście Bartosz wybrał same horrory. Opowiedziałam mu wszystko. Bartosza zdziwiło zachowanie Emila, ale cóż, każdego to zdziwiło. Powiedział, że może być moim zastępczym najlepszym przyjacielem. Co za bzdura. On już jest moim najlepszym przyjacielem. Tak więc jedliśmy żarełko z maka, popijając Colą z biedronki i oglądając horrory. Oczywiście rękaw w który mogłam się schować był zwarty i gotowy. Gdy usnęłam mu na kolanach on bezczelnie zrzucił mnie z nich, ale tylko po to by doczołgać materac przed ekran. Zamiast poduszki pod głową miałam jego klatkę piersiową, a on miał jakiegoś tam misia. Oboje usnęliśmy tak jakoś normalnie. Tak jakby na świecie nie było problemów. Jakby nie było się czym martwić.
____________________________________
Dzięki za miłe komentarze i docenianie mojej pracy. < 33
Pozdrawiam :)

2 komentarze: