niedziela, 4 września 2011

Poniedziałek, 21 sierpnia.

Obudziłam się rano z głową położoną na miękkim misiu. Cały był przesiąknięty zapachem Bartka, tego którego traktowałam jak starszego brata. To przecież on zawsze się mną opiekował, albo wyciągał z najgorszego bagna. Usiadłam i poczułam przeszywający wręcz ból w okolicach żeber, jak i zarówno klatki piersiowej. To drugie było na tle emocjonalnym. Poczułam zapach jego ulubionej kawy, którą parzył mi co rano. I o dziwo tym razem do oczu nie napłynęły mi łzy. Nie zdąrzyły. W drzwiach ujrzałam Bartosza z dwoma kubkami kawy w ręku, a na dodatek był w samych bokserkach.. w serduszka. Natychmiast wybuchłam histerycznym śmiechem. Kto w wieku osiemnastu lat nosi gacie w serduszka? Bartosz odparł, że noszenie takich gaci to nic złego. No i zachował tego swojego 'poker fejsa'. Wypiłam kawę i zeszłam do kuchni. A w niej ujrzałam mega śniadanie no i Edytę, Sylwię, Wiktora i Kamila. Wyściskałam ich mocno (chociaż bolało niemiłosiernie). Każde z nich zaczęło mi coś opowiadać, podczas gdy ja szamałam moje śniadanie - górę naleśników z bitą śmietaną. Dowiedziałam się między innymi, że Edyta chodzi załamana gdyż Kamil chodzi z tą całą Angeliką, a jeszcze gdyby tego było mało próbuje je na siłę zaprzyjaźnić. Zaś Wiktor zauroczył się w Kasi - tej ze szpitala. I tak wpadłam na pomysł, że dziś pójdziemy do szpitala je odwiedzić. W prawdzie nie chodziło mi tylko o nie, pragnęłam też ujrzeć Pawła. Ciało może tego jakoś specjalnie nie potrzebowało, ale dusza rwała się do niego jak szalona - nie wiedzieć czemu. Poszłam szybko na górę, ubrałam się w jakieś rurki i kolorowy t-shirt, ogarnęłam moje czarne włosy i zeszłam na dół. Wskoczyłam w me czarne nike i już miałam dołączyć do ekipy w samochodzie gdy zatrzymało mnie szarpnięcie za ramię. Zbyt delikatne na Pawła czy Michała. To była raczej dziewczyna. Nie wiem kogo w tamtej chwili się spodziewałam. Miałam tylko nadzieje, że to nie ktoś kogo wolałabym dziś nie spotkać. Obróciłam się i gdy zobaczyłam kto przede mną stoi obeszła mnie gęsia skórka. Agnieszka. To przez nią mam ograniczoną swobodę ruchów i kilka siniaków. '-Słuchaj...' - zaczęła. Ale ja chyba nie chciałam żeby kończyła. '-Co, chcesz mnie jeszcze dobić? To raczej ty słuchaj. To wszystko nie moja wina, ale wiesz... ja nie biję nikogo kto mi podpadnie nawet pod wpływem uczuć. To nie moja wina, że wydaje ci się, że on mnie kocha.'Twarz Agnieszki znieruchomiała, widocznie była nieco zaskoczona. Nie patrzyła mi w oczy, tylko to co jest za mną. Myślałam raczej, że to ekipa która wystawia głowy zza szyb samochodów. Co ja gadam, byłam pewna, że to ją zdziwiło. Albo to, albo moje słowa. Uśmiechnęła się, a oczy jej rozbłysły. Jednak nadal nie patrzyła na mnie. A ja nie mogłam się odwrócić, bo znieruchomiałam. Po raz pierwszy nie wiedziałam co dana osoba ma mi do powiedzienia. Zwykle to przewidywałam. '-Myślę jednak, że on cię kocha. Zależy mu na tobie jak na nikim innym. Przyznam, że zazdroszczę, bo chłopak wcale nie jest taki pusty jak się niektórym wydaje. To jak droga do skarbu. Musisz się namęczyć by odkryć to co w nim najcenniejsze.' - powiedziała rozpromieniona. Nadal nie wiedziałam o co jej chodzi. Dobierałam jakieś losowe słowa z mojej głowy, układałam je w zdaniach i jakoś nadawałam im sens.   '-Coś ci sie w głowie poprzewracało. Może i nadal Paweł jest dla mnie ważny, ale ja dla niego nie. On mnie nie kocha. A jeśli twierdzisz inaczej to albo jesteś idiotką, albo do końca go nie znasz. Bo wyobraź sobie, że ja znam go na wylot i wiem do czego jest zdolny. Więc jak masz ględzić o tym, że rozbiłam wasz związek to wypierdalaj. On cię nawet nie kochał. On nikogo chyba nie kocha.' - syknęłam, a w płucach momentalnie zabrakło mi tlenu. '-Szybko się uczysz.' - usłyszałam głos. Nie należał on do Agnieszki, ani do nikogo z ekipy. Znałam ten głos na wylot. I jego właściciela. Paweł. Obróciłam się, i zobaczyłam jego sylwetkę. Ale wygląd mnie nie interesował. Spoglądałam raczej w lazurowe oczy, które pełne były jakiś dziwnych, niespotykanych u niego uczuć. Cieszył się, ale tak jakby z przymusu. Nie wiem jak on to robił. Jak mógł udawać uczucia? Na jego widok moje kąciki ust mimowolnie (i mam nadzieje, że minimalnie) podniosły się ku górze. '-Wiesz, Paweł? Nadal mam nadzieję, że kiedyś się zmienisz. Że nie będziesz takim chujem.' - powiedziałam ukrywając radość z powodu jego obecności. '-Jak to się mówi: nadzieja matką głupich.' - odpowiedział z tym swoim ironicznym uśmiechem. Ta dziwna euforia wydobywająca się z jego oczu budziła we mnie panikę. Wiedział jak ranić ludzi. Zanim zdążyłam o cokolwiek spytać on ulotnił się, najprawdopodobniej na plażę. '-I ty wierzysz w to co on mówi.. słuchaj, chciałam cię jakoś przeprosić za to wszystko, targały mną emocje, a nie zdrowy rozsądek. Mam nadzieję że kiedyś mi wybaczysz i pójdziemy na jakieś piwo' - przerwała ciszę Agnieszka. Dopiero teraz spojrzałam na jej strój. Szare dresy, wyciągnięty t-shirt i męska bluza. A na buzi zero tapety. '-Możliwe.' - odpowiedziałam i poszłam w stronę samochodu. Przez całą drogę każdy pytał kto, co, jak, dlaczego i tak dalej. Opowiedziałam im wszystko i jakoś ze mnie wszystko uszło, jak powietrze z nadmuchanego balonika. Dojechaliśmy na miejsce i poszliśmy w stronę sali dziewczyn. Moje łóżko wciąż stało puste, widocznie nikomu w tym mieście nie zbierało się na bójki. Poszliśmy do bufetu coś wszamać, jednak ja nie jadłam. Góra naleśników i milionowa stresująca sytuacja dały w kość. Zwymiotowałam im na korytarzu. Salowa tylko przewróciła oczami i zabrała się za sprzątanie tej 'niespodzianki', a gdy chciałam jej pomóc to pogoniła mnie mopem. Tak, uwielbiam te kobiety. Okazało się, że za kilka dni wychodzą i zapraszają nas gdzieś do Sopotu gdyż mają tam dom. Co ja gadam, jaki dom. Willę ! A otóż tak, są kuzynkami i oczywiście mój umysł nie ogarnął tego po pierwszym spotkaniu. Czyli są tu na wakacjach. No i tak przegadaliśmy cały dzień - a to w bufecie, a to w pobliskim parku czyli 'wybiegu dla pacjentów', lub w ich sali. Zrobiło się grubo po 19:00 więc musieliśmy już iść. Wyszłam na końcu i kierując się do wyjścia natknęłam się na Michała. '-Cześć, co słychać?' - spytał. Opowiedziałam mu wszystko co się dzisiaj działo i tak dalej. Chciałam zaprosić go tam do Sopotu, o ile tam pojedziemy, ale stwierdził, że musi być przy Pawle, choć jak na razie Paweł go nie potrzebuje. Otóż okazało się, że Paweł chodzi cały zadowolony, bo jego mama odzyskała cudem przytomność i może normalnie mówić. Powiedziała, że czuje, że śmierć już na nią czyha więc przepisała dom Pawłowi, a nie jego ojcu. Okazało się również, że jego ojciec zdradzał jego mamę. Przykre, aczkolwiek dla Pawła było to chyba najlepsze rozwiązanie, z reszą ojca nienawidził więc nie był to jakiś tam szok. Wyściskałam Michała, nie wiem czemu, tak działają na mnie dobre wieści i szybko wyszłam z tej instytucji, która zmuszała mnie do myślenia o śmierci i tego typu sprawach. Wsiadłam do samochodu, Bartosz odwoził każdego po kolei (a właśnie, aż dziwne, ze nie szkoda mu było na paliwo) a potem gdy byliśmy sami pojechaliśmy na kolację do maka. Pałaszując hamburgera wszystko mu opowiedziałam. Wróciliśmy do domu, obejrzeliśmy "Krzyk" i poszliśmy w kimkę. I nie wiem czemu, ale zasypiając pomyślałam, że w końcu może być normalnie.
_________________________________
Notka mi się nie podoba, taka byle jaka.. pisana na szybko.
Dziękuję za tyle wejść (dziwię się, że chce wam się tu wchodzić.)
Postaram się jutro coś napisać (kończę jutro najwcześniej).
Pozdrawiam i trzymajcie się ciepło. ♥

4 komentarze:

  1. Notka pisana na szybko... Podziwiam Cię... Naprawdę masz talent. Skoro coś takiego napisałaś w pośpiechu... szacunek... Chyba zamknę tego mojego bloga z opowiadaniami - co prawda zaczynam dopiero jutro, ale nigdy nie dojdę do takiego stopnia jak Ty. Twoje notki są naprawdę wciągające oraz interesujące.
    Mam nadzieje, że jutro napiszesz kolejny 'rozdział'.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo ciekawie i zgadzam się z Inanis. :)
    Szacun :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo mi się podoba! :)
    Zapraszam do mnie na : http://jutro-nadchodzi-zawsze.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń