niedziela, 25 września 2011

Środa, 23 sierpnia.

Wtulałam się w niego jeszcze przez chwilę - strasznie długą chwilę. Żadne z nas nie chciało się puścić. Doskonale czułam jego zapach, czułam na ciele jego niesamowicie mocny uścisk. To nie był ten sam Paweł, to też dało się wyczuć. Ten był taki.. dziki. Nie mam innego określenia. Robi co chce, nie liczy się z innymi, choć jestem pewna, że chciałby być czuły. Gdy uwolnił uścisk, puściłam się jego bluzy. Przez zamglone oczy praktycznie nic nie widziałam. Zobaczyłam jedynie te lazurowe oczy, które niezwykle pociemniały, łzę w oku i wymuszony uśmiech. Chwilę potem zobaczyłam jego plecy. Stwierdziłam, że nie ma co dłużej stać w progu i poszłam do kuchni, gdzie siedziała Basia. Usiadłam bez słowa przy stole. Czekała na mnie aromatyczna kawa, ale jakoś nie mogłam jej wypić. W głowie dalej huczały mi jego słowa. "Nie będę cię już bronił." - co to w ogóle ma znaczyć? Czy kiedykolwiek mnie bronił? Czy kiedykolwiek po zerwaniu przy mnie był? Nie. No właśnie. Nie wiem, czy pierdoli mu się w mózgu czy tak działają na niego emocje. Nie wiem. I nie chcę wiedzieć. Właściwie chcę, ale nie chcę nad tym rozmyślać. Nie płakałam - nie miałam czym. Nadal czułam woń jego bluzy. Nadal czułam uścisk - nie tylko od jego rąk, w sercu też. To trochę jak narkotyk - jak to się skończy i nie dostanę drugiej dawki, będzie ze mną źle. Wysuszę się z samotności, albo tęsknota rozłoży mnie na cząstki elementarne. Po co tu w ogóle przyszedł? Dlaczego się żegnał? Ahh.. no tak, mama zostawiła mu jakiś dom.. ale to nie powód. I tak ewidentnie miał mnie gdzieś. Chyba. Dzwonek do drzwi ocknął mnie z tych nieciekawych przemyśleń. Pobiegłam otworzyć - sama nie wiem, czy z nadzieją, że go tam zobaczę czy tak po prostu. Otworzyłam drzwi i mimowolnie uśmiech wstąpił mi na twarz - toż to Kasia i Ania! Przedstawiłam je Basi, wpadły one jednak na krótko. Chciały spytać się czy jadę do nich, do Sopotu. Basia zaczęła mnie namawiać, żebym tam pojechała, w końcu tutaj mam za dużo problemów. Paweł, Emil, stan zdrowia.. nie zaciekawie. Na dźwięk imiona "Emil" ponownie zakuło mnie serce, zapragnęło go w tej chwili, by mu pomóc. Ale to nie takie proste. Spytałam kto jedzie. A więc jedzie Michał (który ostatecznie dał się namówić), Bartek, Kamil, Wiktor, Edyta, Sylwia i Angelika. Taki skład jak najbardziej mi pasował więc jestem umówiona z nimi na 9:00 rano, jutro, pod szpitalem - dziewczyny są tak miłe że zorganizowały nam bus. Ooo.. tak. 3 dni w raju - to mi pasuje. Zmyły się po obwieszczeniu tych wspaniałych wiadomości, a ja wskoczyłam pod kocyk, zupełnie wyłączając się z rzeczywistości. Przerażała mnie, jest bardzo okrutna. Może użalam się nad sobą, ale to boli. Boli jak cholera. Basia nie dowiedziała się o tym wszystkim, bo po co jej to? Jutro jedzie na jakąś ważną delegacje, po co jej dodatkowe zmartwienie? Widząc co się ze mną dzieje zabrała mnie na spacer. Jak pieska, rozumiecie to? Tak, przesadzam. Poszłyśmy do jakiegoś badziewnego parku. Pieski wesoło biegały, zakochane pary radośnie okazywały sobie uczucie, a ja przechodziłam koło nich jakoś dziwnie.. hmm.. jak to ująć.. rozmemłana. Patrzyłam tylko w swe czarne trampki, ukratkiem słuchając odgłosów natury tudzież Basi, która nadawała jak przyroda czasem może pomóc człowiekowi. W sumie.. miała trochę racji. Dotarliśmy do jakiegoś placu zabaw - kompletnie nie wiedziałam, że coś takiego tutaj stoi. Na jednym z "domków" zauważyłam kogoś podobnego do Pawła. I niewątpliwie to był on. Patrzył na mnie, ewidentnie płacząc. Oczy zalały się łzami, patrząc na to jak właśnie wciąga kreskę. Uciekłam. Basia goniła mnie, nie wiedząc o co chodzi. W końcu dała za wygraną i wróciła do domu. Napisałam jej sms-a że nic się nie stało i, że będę w domu gdzieś o 3 nad ranem. Miałam ochotę się uchlać. Kupiłam w tym celu najlepszą wódkę, na jaką było mnie stać i przysiadłam na plaży. Wypiłam całą i usnęłam, najzwyklej w świecie. Znowu mi się to zdarzyło. Gdy się obudziłam było już ciemno. Chciałam wrócić do domu, ale jedyna możliwa droga wiodła przez park. Nie ukrywam - bałam się, cholernie. Zadzwoniłam po Michała, oświadczył, że zaraz będzie. I przyszedł. Nie ma to jak przyjaciele. Pomógł mi wstać i poszliśmy do parku, na placyk. Bo tak mi się zachciało. Usiedliśmy na huśtawkach i gadaliśmy. O wszystkim i o niczym. Wyciągnął z plecaka dwa piwa, włączył muzykę na telefonie i bujaliśmy się na huśtawkach, to popijając, to rozmawiając. W końcu przypomniało nam się, że jutro jedziemy. Niczym gentelmen odstawił mnie do domu. Wkroczyłam na powierzchnię domu. Drewniana podłoga nieco ugięła się pod moim ciężarem wydając ciche skrzypienie. Wesżłam jakoś niepostrzeżenie na górę, spakowałam torbę na jutro. Dotarło do mnie, jak mało mam ciuchów, jak dawno nie byłam na żadnych zakupach, co należałoby zmienić. Zeszłam na dół do kuchni, po szklankę mleka i apap. Oczywiście narobiłam hałasu - a jakżeby inaczej. Basia wstała i wzięła mnie na "przesłuchanie". A że pijany człowiek to szczery człowiek wygadałam się jej ze wszystkiego. Pamiętam nadal ten wytrzeszcz oczu i słowa "ty idź lepiej spać". Poszłam na górę, nieco zmęczona, w końcu była 5:00 nad ranem. Położyłam się, przykrywając się cieplutką kołderką. Czułam jak życie ze mnie uchodzi i w końcu zasnęłam.
____________________________________
Notka słaba, jak sami widzicie.
Coraz żadziej tu piszę - ale przestać nie mam zamiaru.
Piszę żadziej, po części z powodu szkoły (nie uczę się, po prostu przychodzę zmęczona) i spraw prywatnych  (rodzina i ktoś bliski, nieważne).
Jednakże, liczba wejść przekroczyła 1000.
Chociaż nie wiem ile z was to czyta, to i tak wam wszystkim dziękuję. ♥
Pozdrawiam. :**

2 komentarze:

  1. Ja to czytam!
    A notka nie jest słaba. Jest jak zwykle fantastyczna. Eh... Chciałabym pisać tak jak Ty.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie jest słaba jest dobra, a nawet b.dobra :)

    OdpowiedzUsuń