niedziela, 22 stycznia 2012

Sobota, 26 sierpnia.

Moje leniwe powieki mimowolnie otworzyły się na dźwięk wchodzącej postaci w glanach, z mnóstwem metalowych części na kurtce. Michał rzucił się na łóżko zupełnie bez energii, zmęczony. Zerknęłam na godzinę. Była godzina dziewiąta. Wstałam i usiadłam obok niego. Chciałam się dowiedzieć cóż to takiego się stało, że nie spał tutaj. W sumie to idiotyczne, każdy głupi doskonale zna odpowiedź na to pytanie. Ale jednak ja je zadałam. "-Hej, stary, co takiego porabiałeś tej nocy, coo?" "-Nie ma o czym gadać." - odpowiedział jakoś tak machinalnie. "-No jak to? Najlepiej opowiadaj o tej rudej, co ją wczoraj wyrwałeś." - powiedziałam z dzikim uśmiechem na twarzy, lekko klepiąc go po ramieniu. "-Daj spokój, nic z nią nie było. Jest okropna. Spędziłem z nią czas tylko dlatego, żeby wam nie przeszkadzać." - odpowiedział. Nie mogłam zrozumieć. Przecież szliśmy tam wszyscy jako przyjaciele, dlaczego Michał miałby nam przeszkadzać? "-Co? Przecież poszliśmy tam razem.. chciałam żebyś tam był, więc czemu miałbyś nam przeszkadzać?" - spytałam podnosząc nieco głos. Złapał się za głowę. Nie przewidziałam kaca akurat u niego. "-Nie podoba mi się ten koleś. Nie będzie z niego pożytku, tylko same kłopoty. A z resztą..." - odpowiedział, a dźwięk telefonu przerwał jego snucie teorii na temat poziomu zła złożonego akurat w Kacprze. Chciałam podejrzeć kto to dzwoni, ale Michał szybko zakrył wyświetlacz, odebrał i wyszedł z pokoju. Widocznie nie powinno mnie to interesować. Zeszłam po cichu na śniadanie do pani Rysi. Stwierdzam iż toster jest najlepszym wynalazkiem w historii. Ogarnęłam włosy, jakieś ciuchy. Gdy ja już byłam gotowa, ludzie dopiero powstawali. Oglądaliśmy w tv coś o narkomanii. Nienawidzę do tego wracać. Ciągnie mnie do tego strasznie, ale obiecuję sobie, że wytrwam. Chociaż zniszczenie fizyczne byłoby dopełnieniem tego, co dzieje się tam w środku.Widząc godzinę 14:45 wyszłam prędko z domu, zostawiając to co kobiecie najpotrzebniejsze - torebkę bez dna. Dobrze, że chociaż telefon schowałam do kieszeni, choć znając moje szczęście jest pewnie wyładowany.  Po 10 minutach byłam już na plaży. Usiadłam na nieco palącym w stopy piasku i przyglądałam się jak fale obijają się o brzeg. Ktoś usiadł obok mnie. "-Czemu dzwoniłeś?" - spytałam Kacpra. "-Chciałem się upewnić, że nic ci nie jest." - odpowiedział z niepokojem w głosie. "-A co, coś się stało?" - spytałam, już nieco wystraszona. Po pijaku robiło się wiele głupich i niezrozumiałych rzeczy, kto wie co odwaliłam tym razem? "-Nic się nie stało. Nie pamiętasz nic z wczorajszego dnia?" - zapytał i chyba był pewny odpowiedzi jakiej mu udzielę. "-Tylko kawałek, zanim się tak bezczelnie schlałam." - odpowiedziałam. Kacper położył na piasku swój koc (który przytaszczył z domu) , ściągnął koszulkę i położył się na nim. Mogłabym patrzeć godzinami na jego doskonale wyrzeźbione ciało, nie dlatego że się nim zauroczyłam, bo się nie zauroczyłam, ale dlatego że pierwszy raz widzę takie mięśnie połączone z tak niepozorną twarzą. Usiadłam na czerwonym kocu w kratkę, obok Kacpra i odwróciłam od niego wzrok - żeby sobie nic nie pomyślał. Spojrzałam na budkę z kebabami, jakoś tak mimowolnie. Moją uwagę przyciągnął tajemniczy chłopak w czerni, z grzywką na bok i czarno białymi conversami. I ominęłabym ten fakt gdyby nie to, że w mojej głowie narodziła się myśl imieniem Paweł. Nawet tu? Ludzie.. czy nawet tu nie mogę odpocząć od tego całego syfu tam, w środku, związanego z tym panem koło tej o to budki? Czy ja kiedykolwiek będę miała od tego wakacje? Każdy wie, że nie. Pewnie nawet ci, którzy mnie nie znają. Kacper natychmiastowo zauważył zmianę w mojej twarzy (pewnie w duszy też) i momentalnie spytał co się stało. Nie odpowiedziałam mu, nie byłam w stanie. Żeby w ogóle pojmować o co w tym chodzi trzeba mocno utkwić w tym temacie - a do tego nie zaprasza się byle kogo. Chociaż z drugiej strony Kacper to nie byle kto.. ale uznałam że lepiej będzie gdy z tym zaczekam. Nim się obejrzałam rzekomego Pawła już tam nie było, za to Kacper właśnie tam poszedł. Świetnie. Jest tak upalnie, a on chce faszerować się kebabami. Na szczęście wrócił tylko z jednym, który najwyraźniej nie był przeznaczony dla mnie (halleluja!) i zaczął się nim opychać, wspominając coś o wczorajszej imprezie. Nim się zorientowałam temat przeszedł na najczarniejszą stronę mego życia, na narkotyki. Podobno jakiś koleś chciał polecieć na "złoty strzał" (dla nieogarniętych: śmiertelna dawka narkotyku) i jakoś cudem go odratowano. Nie za wiele mnie to obchodziło, wyłączyłam się. Po jakiś dwóch godzinach spokojnej egzystencji wzbogaconej o dźwięk fal rozbijających się o brzeg i terkotaniu Kacpra ogłosiłam, że muszę wracać. Powrót do domu zajął nam kolejne dwie godziny (nie ma to jak pokonywanie stu metrów w jakieś pół godziny). Dotarłam, rozleniwiłam się na kanapie obok pani Rysi i dałam się porwać telenowelom argentyńskim. Pod wieczór wszyscy szykowali się na imprezę. Momentalnie przypomniało mi się wszystko to co najgorsze. Odechciało mi się żyć. Nie wiem co mnie skłoniło do wzięcia żyletki i pójścia do pokoju. Nie patrzyłam na inne łóżka. Walnęłam się na swoje, patrząc się na żyletkę jak na najlepszego przyjaciela. "- I za co nam przyszło się zbratać, co?" - powiedziałam do żyletki (albo do siebie?), a moje czarne od tuszu łzy plamiły mi koszulkę. Poczułam szarpnięcie. "-Michał, ty nie na imprezie?" - pytałam jak gdyby nigdy nic, przytulając się do niego. - "dzięki, że jesteś." - powiedziałam. "-Nie ma sprawy. Tylko nie rób głupstw jeśli nie chcesz bym poszedł za tobą. " - powiedział puszczając. "-Niby czemu miałbyś pójść za mną?" - spytałam. -Opowiedzieć ci? więc to było tak ...

________________________________________________________________
Dziękuję za wytrwałość niektórych z was.
Może i sępienie komentarzy jest strasznie chamskie i w ogóle, ale chciałabym tylko zobaczyć ile was jest.
Bo mnie nie chodzi o samą obecność komentarzy tylko o ludzi.
Będę starała się częściej tutaj pisać. Tymczasem zmieniłam wygląd bloga.
Mam zamiar otworzyć drugiego bloga, z moimi głupawymi przemyśleniami (jakby ktoś był zainteresowany tym co robię po za tym blogiem).
Dziękuję za wejścia i komentarze, jesteście wspaniali . ;**

1 komentarz:

  1. Wytrwałość? To czysta przyjemność. Rozdział jak zwykle wspaniały już nawet nie wiem co pisać, by się nie powtarzać. No, ale cóż... wrażenia te same ;)
    Kiedy założysz tego drugiego bloga to daj znać - bardzo chętnie przeczytam.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń